Chapter XXI - część 1

7.1K 495 326
                                    


Ten rozdział musiałam rozbić na kilka części, ponieważ wyszedł by o wiele za długi. Cała akacja części dzieje się w Sylwestrowy wieczór :) Miłego czytania <3 


Grudniowa noc wdzierała się do małego lokum, pochłaniając swoją ciemnością całe jego wnętrze. Blade światło jednej świecy, stojącej na krzywym stoliku nie przegoniło mroku i siedzący w fotelu mężczyzna coraz bardziej był przez niego pożerany. Ale zdawał się tego nie zauważać. Nie ruszał się, wpatrując się w drzwi, ściskając list w ręku.

Czekał od momentu, gdy dostał wiadomość, a teraz, kiedy nadszedł ten dzień nie mógł się doczekać, aż wreszcie stary przyjaciel zjawi się w progu. Ten mądrzejszy, ten zdolniejszy, ten piękniejszy, ten na którego leciało więcej lasek, ten który potrafił go obronić, ten który z nich był wykorzystywany częściej, bo był bardziej użyteczny. Teraz znowu mu pomoże. Zemścić się na tych, którzy go zdradzili.

Mężczyzna pogładził chropowaty zarost na twarzy, czując opuchliznę w okolicach ust. Minął tydzień od napaści, a on wciąż czuł każdym fragmentem ciała pulsujący ból. Siniaki zmieniły swój kolor, ale nie zniknęły. Nie stać go było na leczenie, magiczne maści i eliksiry. Więc tylko czekał, z obitą mordą, na to aż zniknie szpetna opuchlizna, tak samo jak teraz czekał na przyjaciela.

Walenie w drzwi, sprawiło, że podskoczył wystraszony. Wstał z fotela, czując się jak starzec, chociaż miał dopiero dwadzieścia lat i powłócząc nogami podszedł do napuchniętego od wilgoci drewna.

Otworzył je na oścież nie sprawdzając kto za nimi stoi, bo nie musiał. Tylko jednego gościa się spodziewał dzisiejszej nocy. Na dworze nikogo nie było. Ciemność wniknęła do środka, ale poza nią na wąskiej żwirowej ścieżce nikt nie stał. Mimo to uśmiechnął się szeroko, czując jak delikatny powiew powietrza mija go, gdy schowany pod peleryną niewidką Crabbe wszedł do środka.

Dopiero gdy Goyle zamknął za gościem drzwi, mężczyzna zdjął szatę. Przez te wszystkie lata zmienił się nie do poznania. Z grubego karła stał się wielkim, nabitym mężczyzną. Większym niż Goyle co najmniej o głowę. Twarz wciąż przypominała orka, ale nabita na takich rozmiarów ciało nie budziła odrazy a przerażenie. A o to chodziło: aby wzbudzać strach.

Crabbe bez słowa wpatrywał się w odrapaną twarz starego przyjaciela, która w świetle jednej świecy wyglądała jeszcze gorzej niż w rzeczywistości.

- To na pewno był Smok? - wychrypiał Crabbe.

- Tak. Na pewno on.

- I z powodu tej pedalskiej kurwy? - charknął znowu, spluwając na ziemię. Goyle ponownie potwierdził.

- Zdobyłeś informację jakie ci kazałem? - padło trzecie pytanie.

- Taaa... Mieszka z bachorem na Pokątnej.

Orkowa twarz Crabbe'a rozciągnęła się w obleśnym uśmiechu. Złapał się za krocze, szczerząc zęby do przyjaciela i wycharczał.

- Zbieraj się. Nauczymy niektórych, że się na nas nie kabluje.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- I co ja mam robić cały wieczór? - zajęczała Hermiona do słuchawki, nagą stopą trącając Krzywołapa, dopóki kot nie wbił w skórę swoich pazurów.

- Nie wiem, ale ja już mam plany. - odpowiedział jej Harry. - Teddy wskakuj do wanny, nie ma czasu na zabawy.

- Spędzanie Sylwestra z dzieckiem jest gorsze niż spędzanie go z kotem! - powtórzyła swoje jęki dziewczyna. - Czemu nie chcesz posiedzieć ze mną. Teddy pójdzie za chwilę spać, a my się upijemy i nie wiem... poopowiadamy sobie pikantne opowieści.

Amantes medicus #Drarry✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz