Chapter IV

9K 601 773
                                    

Hermiona poprawiła sobie Teddy'iego na kolanach,  bawiąc się zielonym włosami chłopca. Były już coraz dłuższe. Kiedy wyprostowało się kręcone loczki, sięgały już do brody, ale z jakiegoś powodu Harry nie był chętny do ich obcinania, ani sam Teddy do zmiany za pomocą swoich umiejętności. Przez te sześć miesięcy widywała małego w różnych odsłonach. Z racji na wiek, jego metamorfomagia była ograniczona, ale już potrafił zmieniać kolor włosów, oczu i skóry. Jednak niezależnie od tego, czy miał zielone oczy czy był nagle czarny, kręcone włoski były zawsze na miejscu. 

Słysząc huk dobiegający w niewielkiej kuchni, wychyliła się aby sprawdzić co się dzieje. Harry stał pośrodku barłogu z miną sugerującą ostatnie stadium czarnej rozpaczy, a wszędzie wokół ściekała krwistoczerwona ciecz. 

- Sos pomidorowy? - zagadnęła, wyjmując różdżkę i pomagając w sprzątaniu.

- Nie... krem buraczkowo-paprykowy.

- Malfoy przychodzi zbadać Teddy'iego, a nie zjeść kolację pokroju Gordona Ramsay'a. - zaśmiała się dziewczyna, przyglądając się daniom ustawionym na wąskim blacie. Zawsze była pod wrażeniem umiejętności kulinarnych Pottera. Gotował od momentu jak miał wystarczająco dużo siły by unieść garnek z wodą, więc nie było w tym nic dziwnego, że znał mnóstwo przepisów, ale fakt, że mu się chciało codziennie robić coś nowego, sprawiał, że nie mogła wyjść z podziwu.

- Jego wizyta kosztuje tyle co moja dniówka. Nie mam ochoty potem wysłuchiwać, że nawet nie potrafię porządnej kolacji zrobić. - odpowiedział Harry, w popłochu wrzucając warzywa do czystego garnka, aby zrobić świeżą zupę.

- I dlatego gotujesz trzydaniowy posiłek?

- Yhm... cicho, nie przeszkadzaj mi teraz. - mruknął, dodając gałki muszkatołowej. Hermiona pokręciła głową i zwróciła się do trzymanego na rękach malca:

- Harry oszalał.

- Arry baalal! - pisnął Teddy.

- Tak, tak, osialal, kto osialał? Harry!

- Hermiono, bardzo bym cię prosił, abyś mówiła do niego językiem dorosłych. I tak mu trudno zacząć mówić.

Dziewczyna przewróciła oczami wychodząc do salonu. Jeszcze kilka dni temu nawet nie wiedział, że coś jest z Teddy'm nie tak. Po drodze ukradła dla siebie i małego szparaga. Nie rozumiała po co Harry się tak stara. Wiele razy mieli wspólne posiłki, ale dla niej nigdy nie ugotował takich różnorodnych dań. Zupa krem buraczkowo-paprykowa? Zapomnij. Tak samo jak łosoś na szpinaku z ryżem i szparagami. Harry jadał ryby raz na tydzień, bo były drogie. A tutaj nagle kupił wielki filet z łososia. O musie czekoladowym na deser nie wspominając. Jeśli chciał pokazać Malfoy'owi, że jest dobrym opiekunem dla małego, to wpychanie w siebie czekolady po osiemnastej nie było najlepszym pomysłem. 

- Co planujesz założyć? - zapytała, przeglądając książeczkę dla dzieci.

- To co mam na sobie. - usłyszała z kuchni i lekko ją przytkało.

Kuchnia niczym z Galvin at Windows*, a ubranie jak z KU bar**? To nie mogło się dobrze skończyć. Zerknęła jeszcze raz w stronę Harry'ego, jakby chciała się upewnić, czy dobrze widzi. 

Czarne spodnie opinały go z każdej możliwej strony, a ombre koszulka przechodząca z fioletu w róż prześwitywała pod światło. W gejowskim klubie miałby największe branie, ale czy to mądre zakładać coś takiego na spotkanie ze swoim byłym prześladowcą? 

Odchrząknęła.

- Może zostanę?

- Po co?

Amantes medicus #Drarry✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz