Chapter XXVIII

7K 472 241
                                    

Dwór Zabini'ch nie był tak okazały jak Malfoy Manor albo pałacyk w jakim mieszkała Pansy, jednak był przytulny i chłopakowi zawsze kojarzył się tylko z dobrymi rzeczami. Rodzice chociaż przestrzegali zasad narzuconych przez inne rody czystej krwi, byli dość liberalni. W porównaniu z innymi.

Dlatego nie bał się wejść do domu i z uśmiechem przywitać się ze służbą. Skrzat zaprowadził go do salonu informując, że rodzice już na niego czekają. Gdy wszedł do pomieszczenia, matka Blaise rzuciła się w jego stronę, łapiąc syna w ramiona.

- Tak się martwiłam! Gdzie ty się podziewałeś?!

- Byłem bezpieczny. - odpowiedział, oddając uścisk. Za jego plecami zobaczył ojca, sztywno siedzącego na kanapie. Nic nie mówił, ale w jego oczach również było widać ulgę. - Porozmawiajmy.

Kobieta poprowadziła go do sofy i usiadła obok męża. Zabini opadł naprzeciwko nich i westchnął ciężko.To będzie trudna rozmowa.

- Nie chcę się żenić z Pansy.

- Domyśliliśmy się... - wtrąciła matka, ale chłopak uciszył ją gestem.

- Nie przerywajcie mi proszę. Nie chcę się z nią żenić i nigdy nie chciałem, ale wiedziałem jak wiele dla was znaczy tradycja. Cieszyłem się, że to ją wybraliście, bo była moją przyjaciółką, więc udawanie małżeństwa przyszłoby nam znacznie łatwiej. Już dawno pogodziłem się z myślą, że wybierzecie mi żonę i prawdopodobnie nie odezwałbym się ani słowem, gdyby nie to, że zakochałem się w dziewczynie. W Sylwestra dosiedziałem się, że moja ukochana jest w ciąży. I niezależnie od waszego zdania tylko z nią się ożenię.

Ojciec Blaise drgnął.

- W ciąży? Kto to jest? - jego głos był szorstki i surowy. Nigdy nie był dobry w okazywaniu emocji.

- To jest moment, który wam się nie spodoba, ale tak jak wcześniej mówiłem, nie odpuszczę... nie tym razem... - spojrzał na oboje rodziców. Kobieta siedziała, zasłaniając usta, czekając na to co powie jej syn. - Moja narzeczona jest mugolaczką.

Nie wiedział co było gorsze. Rozczarowanie w oczach ojca, czy nagły wybuch płaczu pani Zabini. Mężczyzna przytulił szlochającą żonę i zwrócił się do chłopaka.

- Dlaczego ona?

- To miłość, tato... czy nigdy nikogo nie kochałeś?

- Nie pozwolą wam być razem. Niszczysz czystą krew. Nie zaakceptują cię w społeczeństwie.

- Nie obchodzi mnie to. Jeśli chcą mnie wykluczyć niech to robią. I tak znajdę pracę i tak będzie wszystko w porządku. Jedyne co o mnie będą sądzić to tyle, że jestem zdrajcą krwi.

- Będziemy zmuszeni cię wydziedziczyć. - wyjęczała matka chłopaka, zanosząc się szlochem. - Nie będziemy mogli się spotykać! Już i tak nie podobało im się to, że widuje się z Alice, a teraz na pewno mi zabronią spotykać się z tobą! O Henry, nasz syn! Co my zrobimy?!

Blaise podszedł do matki i przytulił ją z drugiej strony. Ponad idealnie ułożonym afro kobiety, wymienił spojrzenia z ojcem.

- Czy naprawdę mnie wydziedziczycie? - zapytał, czując jak w gardle rośnie mu wielka gula.

- Będziemy musieli, synu. - odpowiedział, wzdychając ciężko. - Czy ta dziewczyna nie zgodzi się na bycie kochanką? Może uda się ją przekonać. Wziąłbyś ślub z Pansy i ludzie by zapomnieli...

- Tato...

Mężczyzna westchnął ponownie.

- Masz rację... Gdyby chociaż była czystej krwi... Poznaliśmy ją kiedyś?

Amantes medicus #Drarry✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz