- To rodzinne święto, nie powinnaś iść do Harry'ego. - powiedziała pani Weasley z niezadowoleniem przyglądając się córce. Ginny wykrzywiła się do matki.- Harry to też moja rodzina. Poza tym Ronowi i Lunie nie suszysz głowy.
- Samotna dziewczyna nie powinna chodzić wieczorami sama. - kontynuowała kobieta, ignorując słowa córki. - Ludzie będą gadać.
Ginny poczuła, że powoli szlag jasny ją trafia. Widząc minę siostry, Ron ruszył jej z pomocą.
- Nie będzie sama. Cały czas będzie z nami. Poza tym mamo, Ginny, nie jest dzieckiem. Ma już prawie dwadzieścia lat. Ty w jej wieku już miałaś dwójkę dzieci.
- To świadczy o tym, że chyba czas, aby się ustatkowała. - burknęła pani Weasley, a policzki Ginny buchnęły czerwienią wściekłości.
Nie dość, że kurwa właśnie zakończyła związek, który mimo wszystko wiele dla niej znaczył, to teraz kurwa wysłuchuje tego, że powinna się już ustatkować i znaleźć sobie chłopaka. Jakby cały jej pokój nie był jednym wielkim znakiem LGBTQ!
Już otwierała usta, aby warknąć na matkę, żeby spierdalała z tym uszczęśliwianiem jej, bo nieważne jakiego faceta sobie znajdzie, to oboje będą lubili to samo – cipki, ale Fleur, zerwała się z krzesła i wypchnęła Lunę, Rona i Ginny z domu, życząc im miłej zabawy. Prawdopodobnie uratowała Ginny przed byciem bezdomną w Wigilię, ale rudowłosa i tak czuła jak każda komórka jej ciała trzęsie się ze złości.
To nie jest tak, że nie próbowała wyjść z szafy. Widząc jak jej rodzice ciepło potraktowali Harry'ego, po tym jak wyznał bycie gejem, ona też coś tam burknęła o tym, że nie jest heteroseksualna, ale jej rodziciele to po prostu zignorowali: bo przecież nie ma takiej opcji, aby ich córka była lesbijką. To jest po prostu niemożliwe!
Trzasnęła drzwiami za Fleur, nie dziękując jej za pomoc i nie czekając na brata i jego dziewczynę, teleportowała się z hukiem na Pokątną.
Na ulicę czarodziei można było dostać się na trzy sposoby: wejść z mugolskiej ulicy przez Dziurawy Kocioł, za pomocą sieci Fiuu znaleźć się w starym kominku baru albo teleportować się do niego. Nie można było od razu przenieść się na samą ulicę. Dlatego teraz z niezbyt uprzejmym tonem życzyła Tomowi wesołych świąt i poszła na tył budynku, gdzie przy śmietniku należało stuknąć w cegłę, aby otworzyć przejście na Pokątną.
Był wieczór i spodziewała się, że będzie o tej porze sama, ale ze zdumieniem zauważyła, że nie jest jedyną istotą, która wałęsa się po ulicy o tej porze. Na otwarcie przejścia czekała szczupła dziewczyna, w eleganckim płaszczu. Po ciemnych włosach obciętych na idealnego pazia, Ginny poznała w niej Parkinson.
Zajebiście, jeszcze jej mi tu brakuje, pomyślała, zbliżając się do dziewczyny. Pansy zerknęła na nią nerwowo.
- Weasley.
- Parkinson.
Milczały, czekając aż kostka w murze rozejdzie się na boki. Ginny przyjrzała się dziewczynie z ciekawością. Coś jej nie grało. Znała Pansy dobrze ze szkoły i jeśli było coś, co można było o niej powiedzieć, to to, że była pewna siebie i dumna. Teraz nie wyglądała na taką. Nerwowo tupała nogą i wykręcała sobie palce, osłonięte skórzanymi rękawiczkami. Przypominała kłębek nerwów. Pełne wargi przygryzała od wewnątrz i widać było, że do spokoju ducha i dumy jest jej bardzo daleko.
Przeklinając w myślach samą siebie, Ginny zapytała:
- Wszystko w porządku?
- Co? - Pansy spojrzała na nią z roztargnieniem.
![](https://img.wattpad.com/cover/217907026-288-k25391.jpg)
CZYTASZ
Amantes medicus #Drarry✅
FanfikceLord Voldemort nie żyje, Hogwart wrócił do funkcjonowania, a świat czarodziei może odetchnąć. Tylko, że wiele się zmieniło, ludzie umarli, zostawiając za sobą nie tylko wspomnienia, ale i rodziny. Harry Potter musiał nauczyć się nie tylko być doros...