Chapter XV

7.2K 572 282
                                    




- To rodzinne święto, nie powinnaś iść do Harry'ego. - powiedziała pani Weasley z niezadowoleniem przyglądając się córce. Ginny wykrzywiła się do matki.

- Harry to też moja rodzina. Poza tym Ronowi i Lunie nie suszysz głowy.

- Samotna dziewczyna nie powinna chodzić wieczorami sama. - kontynuowała kobieta, ignorując słowa córki. - Ludzie będą gadać.

Ginny poczuła, że powoli szlag jasny ją trafia. Widząc minę siostry, Ron ruszył jej z pomocą. 

- Nie będzie sama. Cały czas będzie z nami. Poza tym mamo, Ginny, nie jest dzieckiem. Ma już prawie dwadzieścia lat. Ty w jej wieku już miałaś dwójkę dzieci.

- To świadczy o tym, że chyba czas, aby się ustatkowała. - burknęła pani Weasley, a policzki Ginny buchnęły czerwienią wściekłości.

Nie dość, że kurwa właśnie zakończyła związek, który mimo wszystko wiele dla niej znaczył, to teraz kurwa wysłuchuje tego, że powinna się już ustatkować i znaleźć sobie chłopaka. Jakby cały jej pokój nie był jednym wielkim znakiem LGBTQ! 

Już otwierała usta, aby warknąć na matkę, żeby spierdalała z tym uszczęśliwianiem jej, bo nieważne jakiego faceta sobie znajdzie, to oboje będą lubili to samo – cipki, ale Fleur, zerwała się z krzesła i wypchnęła Lunę, Rona i Ginny z domu, życząc im miłej zabawy. Prawdopodobnie uratowała Ginny przed byciem bezdomną w Wigilię, ale rudowłosa i tak czuła jak każda komórka jej ciała trzęsie się ze złości.

To nie jest tak, że nie próbowała wyjść z szafy. Widząc jak jej rodzice ciepło potraktowali Harry'ego, po tym jak wyznał bycie gejem, ona też coś tam burknęła o tym, że nie jest heteroseksualna, ale jej rodziciele to po prostu zignorowali: bo przecież nie ma takiej opcji, aby ich córka była lesbijką. To jest po prostu niemożliwe! 

Trzasnęła drzwiami za Fleur, nie dziękując jej za pomoc i nie czekając na brata i jego dziewczynę, teleportowała się z hukiem na Pokątną. 

Na ulicę czarodziei można było dostać się na trzy sposoby: wejść z mugolskiej ulicy przez Dziurawy Kocioł, za pomocą sieci Fiuu znaleźć się w starym kominku baru albo teleportować się do niego. Nie można było od razu przenieść się na samą ulicę. Dlatego teraz z niezbyt uprzejmym tonem życzyła Tomowi wesołych świąt i poszła na tył budynku, gdzie przy śmietniku należało stuknąć w cegłę, aby otworzyć przejście na Pokątną. 

Był wieczór i spodziewała się, że będzie o tej porze sama, ale ze zdumieniem zauważyła, że nie jest jedyną istotą, która wałęsa się po ulicy o tej porze. Na otwarcie przejścia czekała szczupła dziewczyna, w eleganckim płaszczu. Po ciemnych włosach obciętych na idealnego pazia, Ginny poznała w niej Parkinson. 

Zajebiście, jeszcze jej mi tu brakuje, pomyślała, zbliżając się do dziewczyny. Pansy zerknęła na nią nerwowo. 

- Weasley.

- Parkinson.

Milczały, czekając aż kostka w murze rozejdzie się na boki. Ginny przyjrzała się dziewczynie z ciekawością. Coś jej nie grało. Znała Pansy dobrze ze szkoły i jeśli było coś, co można było o niej powiedzieć, to to, że była pewna siebie i dumna. Teraz nie wyglądała na taką. Nerwowo tupała nogą i wykręcała sobie palce, osłonięte skórzanymi rękawiczkami. Przypominała kłębek nerwów. Pełne wargi przygryzała od wewnątrz i widać było, że do spokoju ducha i dumy jest jej bardzo daleko. 

Przeklinając w myślach samą siebie, Ginny zapytała:

- Wszystko w porządku?

- Co? - Pansy spojrzała na nią z roztargnieniem.

Amantes medicus #Drarry✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz