Chapter XXXVI

6.6K 510 436
                                    

 Biuro Aurorów było już od dwóch godzin opustoszałe i jeden z domowych skrzatów chętnie by go już posprzątał, gdyby nie siedzący w ostatnim boksie Harry Potter, który przecierając oczy ze zmęczenia, pochylał się nad stosem papierów, jednocześnie kląć do siebie pod nosem.

Był na siebie zły. A dokładnie na siebie i Hermionę. Za to, że podała mu eliksir słodkiego snu, a on nie sprawdził jego daty ważności, przez co zamiast ośmiu godzin spał osiemnaście, nie stawiając się tym samym w pracy. Odespał braki snu jeszcze z mugolskiej podstawówki, ale nadal musiał zostać po godzinach i pracować jak mała mrówka. Przez co nie mógł iść do szpitala, bo gdy wychodził z gabinetu, to godziny odwiedzin się już kończyły.

Dlatego, mimo że Draco był świadomy już trzy dni, o czym dowiedział się od uśmiechniętej Ginny, odwiedzającej blondyna w imię swojej nowej dziewczyny (ani Malfoy ani Weasley się z tego nie cieszyli, ale udawali, że świetnie się razem dogadują), nie mógł go odwiedzić.

I to go doprowadzało do szewskiej pasji, bo co z tego, że znów wyglądał jak młody bóg, ponieważ Hermiona zaatakowała go zaklęciami golącymi gdy spał, ale nadal nie było z tego pożytku.

-Kurwa mać! - zaklął, widząc wielkiego kleksa z atramentu na raporcie. - Chłoczyść.

Zaklęcie wciągnęło cały niewyschnięty atrament, czyli ostatnie pół zapisanej strony. Harry poczuł, że jest na skraju wytrzymałości psychicznej.

Rzucił dokumentem przez biuro, nie patrząc za siebie i podskoczył przestraszony, gdy zza pleców dobiegł go damski głos.

- Chcesz mnie zabić, Harry? - spytała Ginny, podchodząc do niego powoli z niesmakiem przyglądając się stercie papierów.

- Nie, sorki, nie zauważyłem cię.

- Wołałam twoje imię ze trzy razy. Aż tak cię wciągnęła ta papieropierdologia?

- Bardziej to, że nie mogę iść do Munga dopóki tego nie skończę.

Ginny opadła na fotel zajmowany przez Rona i wyszczerzyła zęby w uśmiechu.

- Nie masz po co iść do Munga.

Auror spojrzał na nią jak na wariatkę, nie rozumiejąc o co jej chodzi. Jak to, nie miał po co? 

- Czemu?

- Bo go tam nie znajdziesz. Został wypisany dziś w południe.

- CO?! - Harry zerwał się z miejsca w popłochu, chcąc jak najszybciej biec do holu, aby móc przenieść się do pałacyku i zobaczyć Draco na własne oczy. - Jak to wypisany?! Przecież dopiero co się obudził.

- Funkcje życiowe w normie, psychicznie również w pełni stabilny, chociaż mam co do tego inne zdanie, więc nie ma sensu go trzymać. Wypisał się na własne żądanie, oczywiście po tym jak cudowna matrona sobie poszła. - mówiła spokojnie Ginny, przyglądając się rozgorączkowanemu spojrzeniu chłopaka. Z jednej strony zakładał na siebie płaszcz, a z drugiej patrzył z rozpaczą na stertę papierów.

- Boże... muszę to dokończyć... ale...

- Harry... co musisz zrobić?

- Spisać raporty z tych spraw. - wskazał na dziesięć teczek. - I posegregować te alfabetycznie. -wskazał na pięćdziesiąt kolejnych teczek, zawalających mu biurko. 

- Okay... Jest osiemnasta, do dwudziestej się musimy wyrobić. - powiedziała rezolutnie, zrzucając okrycie wierzchnie i sięgając po stos teczek do poukładania. - Ja się zabiorę za segregacje, ty pisz raporty. We dwójkę będzie szybciej.

Amantes medicus #Drarry✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz