Chapter LI

5.1K 375 357
                                    


- Paszporty? Są. Bilety? Są. Walizki – nadane.Okay, to chyba wszystko mam. - mruknął sam do siebie Harry sprawdzając jeszcze raz czy wymienił funty na euro w odpowiedniej ilości i czy galeony i sykle są dobrze schowane w torbie podręcznej. Nie chciałby tłumaczyć jakieś ciekawskiej osobie z jakiego kraju są te pieniądze. 

Usiadł z paszportami w dłoni, przypominając sobie wszystkie zaklęcia ochronne jakich powinien użyć, gdy tylko wsiądą do samolotu. Miał je wyryte w pamięci tak, że mógłby je wyrecytować o trzeciej nad ranem wyrwany ze snu. 

Stojący obok niego Teddy zmarszczył fioletowe brwi.

- Co robisz? - zapytał, a Harry spojrzał na niego z dziwną miną, milcząc przez chwilę. Dopiero po kilku sekundach uklęknął przed chłopcem i patrząc w różowo-czarne oczy, powiedział:

- Pamiętasz jak zawsze ci mówiłem, że kiedyś zobaczymy morze i zjemy prawdziwą włoską pizzę?

Chłopiec skinął głową.

- To właśnie tam jedziemy: do Włoch.

Pisk rozsadził Harry'emu uszy, gdy Teddy wyrwał się z jego objęć i jak opętany zaczął biegać wokół stołu.

- Naprawdę?! Kiedy?! Ale super! Mal nauczy mnie pływać!

Brunet rzucił się, aby zatrzymać malca. Wciąż uśmiechając się przyjaźnie, skupił jego wzrok na sobie.

- Słodziaku, jedziemy za kilka godzin, ale Mal nie jedzie z nami.

Mina Teddy'ego od razu się zmieniła.

- Dlaczego nie jedzie? To twój chłopak. Nie lubisz go?

- Lubię...kocham go... i właśnie dlatego nie jedzie. - Harry westchnął ciężko. - Pamiętasz jak czytałem ci bajkę o muszce i pająku? Kochali się bardzo, ale nie mogli być ze sobą, bo inne pająki by zjadły muszkę i muszka odeszła, aby pająk nie musiał rezygnować z bycia pajęczym architektem i żyć z nią.... to teraz jest podobnie.

- Tak, ale pająk w tamtej historii poszedł za muszką i zrobił jej piękne ozdoby na skrzydła. I już nie był pajęczym architektem, a muszym projektantem. To czy u nas też tak będzie?

- Wątpię, kochanie.

- Ale ja chcę Mala... ja też kocham Mala... nie chcę jechać bez niego. - głos chłopca zaczął niebezpiecznie drżeć, usta wygięły się w podkówkę, a oczy napełniły się łzami. Czując, że po raz milionowy w ciągu ostatnich dwóch tygodni łamie mu się serce, przytulił syna do siebie.

- Wiem, aniołku. Przepraszam cię.

- Czemu nie może pojechać z nami. Byłby naszym pajęczym projektantem. Czy on nas nie lubi? Czy to przeze mnie? Będę grzeczny, ale niech jedzie.

Harry odsunął synka od siebie, trochę zbyt gwałtownie.

- NIE! - jego ostry ton sprawił, że malec zadławił się płaczem. - Draco cię kocha, tak samo jak ja cię kocham i jak ty kochasz jego. Nie wyjeżdżamy przez ciebie, skarbie i nigdy tak nie myśl. Zrozumiałeś?

Teddy skinął głową niepewnie, nie wiedząc co powiedzieć, a auror ponownie go przytulił do siebie.

- Chodź, misiu, kupimy sobie po ciastku, co? - zaproponował, chcąc poprawić malcowi humor, chociaż znał już synka na tyle, żeby wiedzieć, że taka błahostka nie zmieni jego nastawienia. Mimo to Teddy ponownie skinął głową, wciąż smutny i niechętny, dał się poprowadzić na ulicę Pokątną, na której wiosna powoli przeganiała zimę.

Amantes medicus #Drarry✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz