Dni mijały powoli. Każdy dzień był bardzo podobny, jednak bardzo miły. Cały wolny czas James, Charlotte i Syriusz spędzali razem. Do tego momentu nikt nie dowiedział się jeszcze o relacji między Lotte a Syriuszem, ale nie zmieniało to faktu, że James domyślał się całej sytuacji. Nadszedł w końcu ostatni dzień grudnia, Sylwester. Poranek był dość mroźny i padał gruby śnieg. James i Syriusz nadal smacznie spali. Do ich pokoju po cichu wkradła się Lotte. Spali w jednym łóżku. Syriusz rozwalony był na całym materacu, a James leżał na nim, jedną ręką obejmował w pasie, a drugą miał na jego twarzy. Jedną ręką Syriusz również obejmował bruneta. Dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła na zastany widok.
-Chłopcy, budzimy się- powiedziała głośno po jakiejś chwili.
James mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i wtulił się w przyjaciela.
-Ej, bo będę zazdrosna!- oznajmiła trochę głośniej.
Charlotte zauważyła jak na twarzy Syriusza pojawia się uśmiech, a głowa bruneta powoli odwraca się w stronę siostry.
-Co powiedziałaś? Powtórzysz?
-A co? Głuchy jesteś? Zazdrosna będę.
James powoli zszedł z przyjaciela, a następnie z łóżka ze zmrużonymi oczami. Podszedł do siostry i stanął kilka centymetrów przed nią.
-Ja tutaj wyraźnie czegoś nie wiem.
W tym momencie obok Charlotte pojawił się Syriusz z jeszcze większym uśmiechem. Objął niższą ramieniem.
-Wal prosto z mostu, Jamie- zaśmiał się Black.
Od kilku dni nie można było po prostu zepsuć humoru czarnowłosemu. Ciągle na jego twarzy gościł uśmiech i przez cały czas odsłaniał swoje białe zęby.
-Czemu mi nic nie powiedzieliście?
-Wiesz, założyliśmy się z Syriuszem, kiedy się dowiesz. Ja zakładałam, że od razu, a on, że po miesiącu dopiero- powiedziała z sarkazmem.
-Myślę, że to by po prostu dziwnie wyglądało, jakby się wszyscy dowiedzieli, w sensie wiesz- Black podrapał się po karku.
-Idioci- skomentował James i zaczął się śmiać.
W tym dniu nie miało się nic ciekawego wydarzyć. Przez całe popołudnie i wieczór wszyscy rozmawiali o wszystkim i niczym. Panowała przyjemna atmosfera, nie było żadnych powodów do zmartwień. Gdy zbliżała się godzina dziesiąta wieczorem do salonu weszli Państwo Potter.
-Dzieci, idziemy- oznajmił z uśmiechem Fleamont.
-Gdzie?- zapytał zdziwiony James- Myślałem, że Sylwestra spędzamy w domu i jest już w miarę późno.
-Ale my do nikogo nie idziemy- wtrąciła się Euphemia- Z resztą to tajemnica, gdzie my teraz idziemy.
-Mamy się bać?- spytała Charlotte, na co rodzice odpowiedzieli jej śmiechem.
Potterowie z Syriuszem szli powoli niewielkimi leśnymi ścieżkami. Przez cały czas młodzi pytali się, gdzie idą, ale po półgodzinnych odpowiedziach typu "Zobaczycie", "Cicho tam, to niespodzianka" poddali się. Rodzice szli przodem i co chwila sobie coś szeptali, przez co co chwila wybuchali cichym śmiechem. Pozostała trójka szła kilka metrów za nimi. Syriusz i Charlotte spletli potajemnie swoje dłonie. James szedł po stronie Syriusza.
-To jak myślicie. Gdzie nas zabierają?- szepnął James.
-Mam nadzieję, że na końcu tej ścieżki nie będą moi rodzice- powiedział z nerwowym uśmiechem.
CZYTASZ
The Marauders
Fanfiction"Los to byt, któremu nie można się przeciwstawić. Każdy ma jakiś swój scenariusz, jednak zawsze można go ulepszyć" Czasami stają się rzeczy nieodwracalne, na które nie można wpłynąć. Zmieniają one życie, czasami stanowią barierę lub wywołują problem...