29. Do pełni

477 39 8
                                    

          -I znowu ty- rozległ się cichy śmiech.

Charlotte odwróciła się i ujrzała Samaela. Westchnęła cicho i powróciła do oglądania gwiazd. Mężczyzna podszedł do niej. Stał dosłownie za nią. Dziewczyna czuła jego lodowaty oddech na karku. 

   -Jesteś taka piękna- mruknął, co trochę zdezorientowało Lotte- Szkoda, że już nie na długo.

   -Co to znaczy?- dziewczyna gwałtownie się odwróciła.

Ich twarze dzieliły właściwie centymetry. Ręce Samaela wylądowały po obu stronach dziewczyny, tak że nie mogła się poruszyć.

   -Boisz się teraz?- zapytał groźnym tonem.

   -Niby czego?- prychnęła.

   -Nawet nie wiesz kim jestem i do czego jestem zdolny- zaśmiał się- Wiesz... Dawno temu, kiedy powiedziano mi z kim będę musiał się zmierzyć to się bałem, ale kiedy zobaczyłem bezbronne niemowlę to się przestałem bać. 

    -Czemu mnie wtedy nie zabiłeś? Wiem, że tego chcesz- popatrzyła w jego czarne oczy.

   -Bo wtedy by się to nie udało. Ale nie żałuję niczego. Przynajmniej mogę Cię poznać.

   -Po cholerę Ci jestem potrzebna?

Mężczyzna ze złością jeszcze bardziej się zbliżył. Dziewczyna odwróciła twarz, żeby nie patrzeć mu w oczy. Zaczęła szybciej oddychać, kiedy jej szyję dotykał zimny oddech chłopaka.

   -Lata temu miałem kilka sporów dość poważnych- był wściekły- Zebrali się i zdecydowali się mnie ukarać, ale ja nie jestem taki łatwy do załatwienia. Zabiłem tysiące ludzi w tym czasie, ale jakaś cholera dała radę, ale z taką małą mocą mogli sobie pozwolić tylko na taki późny termin.

   -Dlaczego mnie nie zabijesz teraz?- spytała ze strachem.

Mężczyzna uśmiechnął się triumfalnie, kiedy zauważył jej strach.

   -Masz w sobie takie pokłady mocy, że to byłaby wielka strata. Muszę poczekać na pewną porę i wtedy wyssę z Ciebie moc, a bez mocy Ciebie nie ma- zaśmiał się- Co jest po pierwszej kwadrze?

   -Pełnia...

   -Nie tylko wilkołaki są wtedy takie mocne.

   -Kim jesteś?

   -Czekałem aż w końcu zadasz to pytanie. Mam wiele przydomków, pseudonimów i takich tam... Jedni nazywają mnie demonem, inni Aniołem Śmierci, niektórzy po prostu złem wcielonym. Ale bez większych filozofii jestem takim co nie gardzi ludzką krwią.

   -Najbliższa pełnia jest za tydzień...- zaczęła się zastanawiać dziewczyna.

   -Mogę Ci powiedzieć jedynie, że będzie "trochę" bolało.

Powiedział to i natychmiastowo się rozpłynął. Charlotte wpatrywała się jeszcze w miejsce, w którym stał mężczyzna. Oddychała ciężko, nie mogła złapać tchu. Poczuła na ustach ciepłą ciecz. Z jej nosa znowu zaczęła lecieć krew. Opadła na posadzkę, a z jej oczu zaczęły powoli wyciekać łzy. Schowała twarz w dłoniach i odcięła się od tego co ją otacza. Słyszała tylko swój cichy szloch. Nagle poczuła czyjeś dłonie na sobie. Podniosła twarz i zobaczyła przestraszonego i roztrzęsionego Syriusza. Ręce mu się trzęsły.

   -Rozmawiałaś z nim?- spytał cicho.

   -Tak...

   -Remus jest w Skrzydle Szpitalnym...

   -Co!? Dlaczego!?

   -Nie tylko ty miałaś wizytę.


          Charlotte i Syriusz przybyli do Skrzydła Szpitalnego jak najszybciej mogli. Wpadli do pomieszczenia i podbiegli do łóżka, na którym leżał Lupin. Obok był Peter z Jamesem, Dumbledore i McGonagall. Pani Pomfrey co chwila podchodziła, aby sprawdzić stan Remusa.

   -Co się stało?- zapytała Lotte patrząc na Dumbledore'a.

   -Samael, Panno Potter- wyjaśnił Dyrektor- Myślę, że zaczął swoje działanie. 

   -Chce mnie podczas pełni- powiedziała brunetka- Dyrektorze, proszę mi powiedzieć co się dzieje. I niech Pan nie mówi mi, że prawda boli.

James zaczął coś mówić do Dumbledore'a i McGonagall, a Charlotte usiadła na krześle obok łóżka Remusa. Złapała delikatnie jego dłoń. Spojrzała z ukosa na jego twarz. Miał zamknięte oczy i lekko rozchylone usta. Wyglądał słodko. Syriusz położył swoje dłonie na ramionach Lotte.

   -Otty- powiedział cicho- Nikt Cię nie skrzywdzi.

   -Tu już nie chodzi tylko o mnie- popatrzyła do góry, żeby znaleźć oczy ukochanego- Teraz chodzi też o was.

   -Nikomu się nic nie stanie- wtrącił Dumbledore- Nic się nie stanie, jeśli podczas następnej pełni Charlotte nie da się złapać.

   -Dumbledore. Jak ukryjemy Pannę Potter?- zapytała zmartwiona McGonagall- Sam wiesz jaki Samael jest potężny.

   -Są stwory i ludzie potężniejsi- od razu powiedział Albus- Wystarczy, że Charlotte- spojrzał na dziewczynę- Nigdzie się nie uda tego dnia.

   -Co z rodzicami?- zapytał James i od razu został zmierzony przez Charlotte.

   -Wysłaliśmy im już sowę- powiedział Dumbledore.

   -Przecież oni mi nie pozwolą wrócić do Hogwartu!- uniosła się Lotte.

Wstała i chciała coś zrobić, ale Syriusz od razu złapał ją w uścisku. Dziewczyna próbowała się wyrwać, ale w końcu oparła się o tors chłopaka i płakała w jego czarną koszulę. Minęło kilka minut i Lotte po prostu zasnęła. Black głaskał ją po włosach i szeptał coś do ucha. Spojrzał na pozostałych.

   -Zaniosę ją do nas- powiedział, a gdy McGonagall kiwnęła głową, wyszedł powoli z sali.

James przyglądał się przyjacielowi, leżącemu na łóżku. Podszedł do końca łóżka i oparł ręce na jego ramię. Peter siedział cicho na drugim łóżku. Kiedy znalazł przyjaciela w tym stanie, nie mógł się nawet odezwać, nic wyjąkać.

   -Profesor wiedział- zaczął Potter- Profesor wiedział, że to się teraz wydarzy.

Okularnik odwrócił się do swoich nauczycieli.

   -A jednak pozwolił jej zacząć naukę- dokończył.

   -James- McGonagall położyła dłoń na ramieniu chłopaka- Nie spodziewaliśmy się, że on przeżył po tym co się wtedy stało.

   -Przepowiednia mówiła jasno- drążył Potter- Ona ma szesnaście lat, tylko... Nie pozwolę jej odejść!

   -Wiesz przecież sam, że tak się nie stanie- Albus starał się go uspokoić- Wszystko można zmienić, James.

   -Ale...

   -Nie ma ale, wiesz o tym dobrze. Może nie można zmienić losu, ale można go ulepszyć.


1/3

The MaraudersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz