-I znowu ty- rozległ się cichy śmiech.
Charlotte odwróciła się i ujrzała Samaela. Westchnęła cicho i powróciła do oglądania gwiazd. Mężczyzna podszedł do niej. Stał dosłownie za nią. Dziewczyna czuła jego lodowaty oddech na karku.
-Jesteś taka piękna- mruknął, co trochę zdezorientowało Lotte- Szkoda, że już nie na długo.
-Co to znaczy?- dziewczyna gwałtownie się odwróciła.
Ich twarze dzieliły właściwie centymetry. Ręce Samaela wylądowały po obu stronach dziewczyny, tak że nie mogła się poruszyć.
-Boisz się teraz?- zapytał groźnym tonem.
-Niby czego?- prychnęła.
-Nawet nie wiesz kim jestem i do czego jestem zdolny- zaśmiał się- Wiesz... Dawno temu, kiedy powiedziano mi z kim będę musiał się zmierzyć to się bałem, ale kiedy zobaczyłem bezbronne niemowlę to się przestałem bać.
-Czemu mnie wtedy nie zabiłeś? Wiem, że tego chcesz- popatrzyła w jego czarne oczy.
-Bo wtedy by się to nie udało. Ale nie żałuję niczego. Przynajmniej mogę Cię poznać.
-Po cholerę Ci jestem potrzebna?
Mężczyzna ze złością jeszcze bardziej się zbliżył. Dziewczyna odwróciła twarz, żeby nie patrzeć mu w oczy. Zaczęła szybciej oddychać, kiedy jej szyję dotykał zimny oddech chłopaka.
-Lata temu miałem kilka sporów dość poważnych- był wściekły- Zebrali się i zdecydowali się mnie ukarać, ale ja nie jestem taki łatwy do załatwienia. Zabiłem tysiące ludzi w tym czasie, ale jakaś cholera dała radę, ale z taką małą mocą mogli sobie pozwolić tylko na taki późny termin.
-Dlaczego mnie nie zabijesz teraz?- spytała ze strachem.
Mężczyzna uśmiechnął się triumfalnie, kiedy zauważył jej strach.
-Masz w sobie takie pokłady mocy, że to byłaby wielka strata. Muszę poczekać na pewną porę i wtedy wyssę z Ciebie moc, a bez mocy Ciebie nie ma- zaśmiał się- Co jest po pierwszej kwadrze?
-Pełnia...
-Nie tylko wilkołaki są wtedy takie mocne.
-Kim jesteś?
-Czekałem aż w końcu zadasz to pytanie. Mam wiele przydomków, pseudonimów i takich tam... Jedni nazywają mnie demonem, inni Aniołem Śmierci, niektórzy po prostu złem wcielonym. Ale bez większych filozofii jestem takim co nie gardzi ludzką krwią.
-Najbliższa pełnia jest za tydzień...- zaczęła się zastanawiać dziewczyna.
-Mogę Ci powiedzieć jedynie, że będzie "trochę" bolało.
Powiedział to i natychmiastowo się rozpłynął. Charlotte wpatrywała się jeszcze w miejsce, w którym stał mężczyzna. Oddychała ciężko, nie mogła złapać tchu. Poczuła na ustach ciepłą ciecz. Z jej nosa znowu zaczęła lecieć krew. Opadła na posadzkę, a z jej oczu zaczęły powoli wyciekać łzy. Schowała twarz w dłoniach i odcięła się od tego co ją otacza. Słyszała tylko swój cichy szloch. Nagle poczuła czyjeś dłonie na sobie. Podniosła twarz i zobaczyła przestraszonego i roztrzęsionego Syriusza. Ręce mu się trzęsły.
-Rozmawiałaś z nim?- spytał cicho.
-Tak...
-Remus jest w Skrzydle Szpitalnym...
-Co!? Dlaczego!?
-Nie tylko ty miałaś wizytę.
Charlotte i Syriusz przybyli do Skrzydła Szpitalnego jak najszybciej mogli. Wpadli do pomieszczenia i podbiegli do łóżka, na którym leżał Lupin. Obok był Peter z Jamesem, Dumbledore i McGonagall. Pani Pomfrey co chwila podchodziła, aby sprawdzić stan Remusa.
-Co się stało?- zapytała Lotte patrząc na Dumbledore'a.
-Samael, Panno Potter- wyjaśnił Dyrektor- Myślę, że zaczął swoje działanie.
-Chce mnie podczas pełni- powiedziała brunetka- Dyrektorze, proszę mi powiedzieć co się dzieje. I niech Pan nie mówi mi, że prawda boli.
James zaczął coś mówić do Dumbledore'a i McGonagall, a Charlotte usiadła na krześle obok łóżka Remusa. Złapała delikatnie jego dłoń. Spojrzała z ukosa na jego twarz. Miał zamknięte oczy i lekko rozchylone usta. Wyglądał słodko. Syriusz położył swoje dłonie na ramionach Lotte.
-Otty- powiedział cicho- Nikt Cię nie skrzywdzi.
-Tu już nie chodzi tylko o mnie- popatrzyła do góry, żeby znaleźć oczy ukochanego- Teraz chodzi też o was.
-Nikomu się nic nie stanie- wtrącił Dumbledore- Nic się nie stanie, jeśli podczas następnej pełni Charlotte nie da się złapać.
-Dumbledore. Jak ukryjemy Pannę Potter?- zapytała zmartwiona McGonagall- Sam wiesz jaki Samael jest potężny.
-Są stwory i ludzie potężniejsi- od razu powiedział Albus- Wystarczy, że Charlotte- spojrzał na dziewczynę- Nigdzie się nie uda tego dnia.
-Co z rodzicami?- zapytał James i od razu został zmierzony przez Charlotte.
-Wysłaliśmy im już sowę- powiedział Dumbledore.
-Przecież oni mi nie pozwolą wrócić do Hogwartu!- uniosła się Lotte.
Wstała i chciała coś zrobić, ale Syriusz od razu złapał ją w uścisku. Dziewczyna próbowała się wyrwać, ale w końcu oparła się o tors chłopaka i płakała w jego czarną koszulę. Minęło kilka minut i Lotte po prostu zasnęła. Black głaskał ją po włosach i szeptał coś do ucha. Spojrzał na pozostałych.
-Zaniosę ją do nas- powiedział, a gdy McGonagall kiwnęła głową, wyszedł powoli z sali.
James przyglądał się przyjacielowi, leżącemu na łóżku. Podszedł do końca łóżka i oparł ręce na jego ramię. Peter siedział cicho na drugim łóżku. Kiedy znalazł przyjaciela w tym stanie, nie mógł się nawet odezwać, nic wyjąkać.
-Profesor wiedział- zaczął Potter- Profesor wiedział, że to się teraz wydarzy.
Okularnik odwrócił się do swoich nauczycieli.
-A jednak pozwolił jej zacząć naukę- dokończył.
-James- McGonagall położyła dłoń na ramieniu chłopaka- Nie spodziewaliśmy się, że on przeżył po tym co się wtedy stało.
-Przepowiednia mówiła jasno- drążył Potter- Ona ma szesnaście lat, tylko... Nie pozwolę jej odejść!
-Wiesz przecież sam, że tak się nie stanie- Albus starał się go uspokoić- Wszystko można zmienić, James.
-Ale...
-Nie ma ale, wiesz o tym dobrze. Może nie można zmienić losu, ale można go ulepszyć.
1/3
CZYTASZ
The Marauders
Fanfiction"Los to byt, któremu nie można się przeciwstawić. Każdy ma jakiś swój scenariusz, jednak zawsze można go ulepszyć" Czasami stają się rzeczy nieodwracalne, na które nie można wpłynąć. Zmieniają one życie, czasami stanowią barierę lub wywołują problem...