Remus nie zważając na przyjaciół po prostu bez słowa odszedł. Zachowując kamienną twarz przeszedł Salon i wszedł po schodach prowadzących do dormitorium. Kiedy tam wszedł zwyczajnie usiadł pod oknem i zabłądził wśród swoich myśli. Był zraniony, ale wiedział, że to wyłącznie wina jego braku odwagi. Przeklinał się za to w głowie. Od dawna chciał kogoś znaleźć, ale z minuty na minutę jakby był coraz bardziej przekonany, że nikomu nie jest przeznaczony. Jego lęk powracał, znowu zaczął myśleć o sobie, tylko przez pryzmat tego w co zamienia się każdej pełni miesiąca. Przyłożył dłoń do ust i zamknął oczy, aby nie rozpłakać się.
Nagle do pokoju weszli Huncwoci. Wszyscy westchnęli, gdy zobaczyli Remusa siedzącego przy oknie, wpatrującego się w okno. Syriusz podszedł do niego.
-Remus- zaczął.
-Nic się nie stało- przerwał mu od razu.
Black spojrzał na resztę i wzrokiem kazał im wyjść. James i Peter spojrzeli na siebie i wyszli. Czarnowłosy usiadł obok Lupina.
-Syr, mówię na poważnie. Nic się nie stało.
-Zależało Ci...
-Dobrze ująłeś, zależało- podkreślił Remus- Najlepiej skończyć teraz tą rozmowę, albo popłaczę się jak dziecko- fuknął.
Syriusz objął go ramieniem i spojrzał w profil.
-Jeśli będziesz trzymał w sobie emocje, to później będzie tylko gorzej- oznajmił spokojnie.
-Ale lepiej nie będzie- mruknął.
-Czemu z Tobą się tak ciężko rozmawia, Remi- przeciągnął Syriusz- Nigdy nic nie wiadomo co wyjdzie ze związku Marleny, może zerwą? I wtedy wbijasz ty...
-Nie- przerwał Remus- Niech sobie żyje w związku, życzę jej jak najlepiej, a ja jeszcze poczekam czy coś... Nie potrzebuję...
-Czy ty Remus dasz sobie przemówić do rozsądku!?
-A czemu Tobie nie można przemówić!?- Remus wstał- Chcesz może rozbić ich związek jeszcze, co!?
-Dla Ciebie mógłbym to zrobić!
-Możemy to skończyć!?- Lupin pociągnął się za włosy- To nie ma większego sensu... Ta rozmowa... Idę chyba spać- mruknął pod nosem i po prostu rzucił się na łóżko, zasłaniając zasłonki.
Remus usłyszał tylko jak Syriusz jeszcze coś mruczy pod nosem, a później trzask drzwi. Lupin po kilku minutach wziął jednak książkę i zaczął czytać do momentu, kiedy zasnął.
Kolejne dni były dość dziwne. Remus z wielkim zniechęceniem chodził na lekcje, jednak było to też związane ze zbliżającą się pełnią. Zarówno Charlotte, jak i James i Syriusz próbowali jakoś porozmawiać z przyjacielem, ale ten zawsze udawał, że nic się nie stało i szybko się też przez to denerwował. Napięcie też było między Lotte a dziewczynami. Mówiła jak to się cieszy ze związku Marleny, ale Lily i Dorcas zauważyły jej dziwne zachowanie. James także nie miał humoru przez Evans, która pomimo, że nie wrzeszczała na niego jak kiedyś, to unikała go jak najbardziej mogła. Sytuacji nie poprawiało to, że praktycznie każdy nie miał na nic czasu przez nauczycieli, którzy co chwila wymyślali inne i coraz trudniejsze zadania. W powietrzu w całej szkole panowała dziwna atmosfera, która była spowodowana nie wiadomo czym.
Pod koniec września zaczynały się treningi Quididitcha a zarazem nabory do drużyny. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że kapitanem został James, chociaż bardziej dziwne było to, że na pierwszej zbiórce na trybunach siedziała sama Charlotte bez reszty Huncwotów. Pogoda była dość pochmurna i wiał chłodny wiatr. James był bardzo ogarnięty w tym co kochał, czyli w Quidditchu, dlatego wszystko odbywało się bez żadnych przeszkód. W tym momencie czytał z kartki listę, którą przygotował, ze spisem chętnych do drużyny. Lotte przyglądała się temu z delikatnym znudzeniem, skupiając swoją uwagę na tym co rysowała w szkicowniku. Podnosiła wzrok tylko, wtedy gdy słyszała krzyk Jamesa. Zawsze uśmiechała się, kiedy widziała jak swoje wiecznie rozczochrane włosy i tak ciągle zmierzwiał. Po chwili odgrywali już próbne gry, dlatego Charlotte znowu skupiła się na motywach roślinnych w zeszycie.
-Hej- usłyszała przed sobą.
Lotte podskoczyła na ławce, czemu towarzyszył śmiech blondyna, który siedział na miotle dwa metry od niej. Spojrzała na Matthew, który nadal się śmiał.
-Nie powinieneś łapać znicza?- podniosła brew dziewczyna.
Matt otworzył przed nią dłoń, na której leżał znicz. Lotte pokręciła kilka razy głową z delikatnym uśmiechem.
-Co tam rysujesz?- spytał z zaciekawieniem.
-Sama nie wiem, znaczy jakieś kwiatki. Tak to chyba można nazwać- powiedziała i wystawiła szkicownik w stronę blondyna.
-Nie wiedziałem, że masz taki talent- odparł z zachwytem, a po chwili oddał zeszyt dziewczynie.
-Bo nie mam?- zaśmiała się.
-Kłamczuch- zaśmiał się uroczo.
-TAYLOR!- rozniósł się krzyk Jamesa- CHODŹ NA PODSUMOWANIE, KOŃCZYMY!
Matt uśmiechnął się jeszcze na moment do Charlotte i odleciał. Ona również zaczęła się zbierać, aby zdążyć na dole na Jamesa. Zeszła prędko z trybun w momencie, kiedy jej brat rozmawiał jeszcze z jakimś brunetem, który był chętny na pałkarza.
-Posłuchaj, musisz jeszcze trochę bardziej okiełznać miotłę.
Gdy to powiedział Charlotte nie mogła się powstrzymać i zaczęła się śmiać cicho pod nosem. James jęknął i odwrócił się do siostry.
-Daj minutę, Lottie- powiedział i znowu zwrócił się do bruneta- Jutro piątek i wieczorem w Pokoju Wspólnym ogłoszę co i jak, tak poza tym świetnie sobie radzisz, ale mówię serio z tą miotłą. Czasami wydaje mi się, że nie panujesz nad tym. Dobra, muszę lecieć.
Okularnik podszedł do Charlotte i pocałował na powitanie w policzek. Objął ją ramieniem i zaczęli iść w stronę zamku.
-I jak trening?- spytała.
-Całkiem nieźle- uśmiechnął się szeroko- Czuję się super. W końcu w swoim żywiole jestem. Mam kilku dobrych na oku, żeby do drużyny przyjąć i myślę, że będę to musiał jeszcze przemyśleć przez resztę wieczoru. W końcu nie będę się nudził, bo z resztą się wytrzymać nie da.
-To prawda, ale takie dziwne- przyznała brunetka- Czy serio to się zaczęło psuć tylko przez sytuację Remusa? Już od kilku dni nie możemy złapać wspólnego języka. Trochę takie depresyjne.
-Nie wiem czemu tak jest- zmartwił się James- W tamtym roku zaczęło się tak świetnie, a teraz jakby coś nad nami było złego.
-Może jest?
-Na pewno nie...
Wiem, że pewnie nudne, ale mam nadzieję, że wam się spodoba. Chwile mnie nie było, ale od poniedziałku postaram się robić codziennie rozdziały.
CZYTASZ
The Marauders
Fanfiction"Los to byt, któremu nie można się przeciwstawić. Każdy ma jakiś swój scenariusz, jednak zawsze można go ulepszyć" Czasami stają się rzeczy nieodwracalne, na które nie można wpłynąć. Zmieniają one życie, czasami stanowią barierę lub wywołują problem...