11

175 11 0
                                    

Pov Kurt Hummel

Wróciliśmy właśnie z Nowego Yorku, zdobyliśmy 12 miejsce dzięki pocałunkowi pary zwanej szerszej publiczności, jako Finchell. Czytanie artykułów na ten temat, to mój nowy konik.

Nie smuciłem się, nie czułem się przegrany. Żałowałem tylko jednego, że nie było tam Blaine'a. To tylko parę dni bez niego. Przeżyłem tyle świetnych chwil i przykro mi było, że chłopak tego nie mógł zrobić.

Siedziałem właśnie w aucie przed domem Andersonów, przeglądając się w lusterku, gdy nagle usłyszałem szarpanie za klamkę, spojrzałem przez okno i otworzyłem drzwi.

- Nie musisz się przeglądać - Blaine uśmiechnął się do mnie - Wyglądasz idealnie.

- Dziękuję, ty... - Nie zdążyłem dokończyć, bo złapał moją twarz i mnie pocałował. Poprawiłem się i pogłębiłem go. Po chwili się od siebie odsunęliśmy.

- Co mówiłeś? - zaśmiał się - Przepraszam, że ci przerwałem. Po prostu tęskniłem za tym.

- Wybaczam ci - zaśmiałem się - Mówiłem, że ty też wyglądasz idealnie. To co? Lima Beans? - odpaliłem auto i puściłem muzykę. W trakcie drogi Blaine trzymał rękę na moim kolanie.

Pov Blaine Anderson

Siedzieliśmy już w kawiarni. Kurt opowiadał mi o Nowym Jorku, o śniadaniu u Tiffany'ego i o tym, że chyba znalazł swoje miejsce na ziemi. Gdy powiedział to ostatnie wiedziałem, że w tym momencie nie ważne, jakie to miejsce. Moje miejsce znajdowało się przy nim.

- Kocham cię - te słowa same mi się cisnęły na usta. Nie bałem się jego reakcji, ale zauważyłem, że go to zaskoczyło. Napił się kawy, jakby zaschło mu przez to w ustach.

- Też cię kocham - nic się dla mnie nie liczyło, tylko te słowa wypowiedziane właśnie przez niego

- Zbliżają się wakacje, co oznacza jedno - złapałem go za dłoń - Więcej wspólnego czasu. Od kiedy się przeniosłeś brakuje mi spędzania przerw z tobą - uśmiechnął się do mnie, gdy to powiedziałem

- Mi z tobą również - wzruszył ramionami - Ale się powoli przyzwyczaiłem. Po wakacjach znowu będę musiał przyzwyczaić.

- Chodźmy na spacer - wstałem, dalej trzymając go za rękę

- No dobrze - wstał i ruszyliśmy w stronę wyjścia. Przywitaliśmy się z Mercedes i Samem, którzy właśnie wchodzili.

Pov Kurt Hummel

Wakacje spędzone z Blaine'm były cudowne. Codziennie gdzieś chodziliśmy. Lepszych wakacji nie mógłbym sobie wymarzyć. Był właśnie ostatni dzień wakacji, siedzieliśmy właśnie w parku na kocu, mieliśmy piknik.

- Nie wierzę, że to już koniec wakacji. - westchnąłem, patrząc na chłopaka, który leżał z głową położoną na moich nogach

- Znowu blazery i przerwy bez ciebie - powiadział, ale wydawało mi się, że coś ukrywa.

- Coś przede mną ukrywasz? - spojrzałem krótko na niebo

- Nie, jakbym mógł coś przed tobą ukryć? Znasz mnie już na wylot, widzieliśmy się codziennie.

- To prawda. Powrót do blazerów ci nie uprzyjemnia powrotu? - zaśmiałem się - W końcu jesteś w nim mega przystojny.

- Chyba jednak wolę koszulki polo i muszki - przymrużył oczy, najwyraźniej słońce zmieniło położenie, więc pochyliłem się tak, żeby znowu stworzyć mu cień.

- Jak wolisz - wzruszyłem ramionami - Podobasz mi się w każdej wersji

- Idźcie się pieścić w prywatnym miejscu! - usłyszałem znajomy głos, spojrzałem w tamte miejsce.

- Santana? - krzyknąłem do dziewczyny, a Blaine usiadł

- Nie przeszkadzajmy im, chodźmy - powiedziała ciszej blondynka, która stała obok niej.

- Brittany? Co wy tu robicie? - zapytał mój towarzysz

- Chodzimy, park nie jest tylko wasz - wzruszyła ramionami - Więc oszczędźcie nam widoku waszych gejowskich pocałunków - jak zwykle jędzowata. Blaine się zaśmiał, ale mnie to lekko zdenerwowało.

- Nie całujemy się - powiedziałem, ale dziewczyny już poszły.

- A moglibyśmy - Anderson się uśmiechnął, a ja go przelotnie pocałowałem

- Już późno, chodźmy - wstałem, wytrzepałem się z niewidzialnego kurzu i podałem mu rękę, żeby wstał

- Jest 18 - zaśmiał się, ale wstał

- Wiem, ale chcę ci coś pokazać - zebraliśmy rzeczy i zanieśliśmy je do auta. Zawiozłem go nad pusty staw. Żadko kiedy byli tu ludzie.

- Pięknie tu. Skąd znasz to miejsce? - zapytał, gdy dotarliśmy

- Przychodziłem tu z mamą, zanim umarła. To było nasze ulubione miejsce. Nigdy nikogo tu nie ma. Może to miejsce być naszą tajemnicą? - podeszłem bliżej niego, bo stał praktycznie przy brzegu.

- O... Oczywiście - objął mnie w tali - Dziękuję, że mi je pokazałeś. Na prawdę wiele to dla mnie znaczy, że mi zaufałeś - pocałował mnie namiętnie, a ja odwzajemniłem pocałunek. Nie chciałem wracać do domu, ale gdy zaczęło się ściemniać wychodziły komary, a ja nienawidzę tych stworzeń. To było jedyne miejsce na zewnątrz, w którym nikt nie mógł mnie oceniać przez orientację.

Najgorsze było pożegnanie z Blaine'm. Nie tylko było równoznaczne z końcem wakacji. Oznaczało również mniej spotkań.

Pov: Blaine Anderson

Szedłem właśnie korytarzem mojej nowej szkoły, czyli McKinley High. Zauważyłem Kurta przy jednej z szafek, więc do niego podeszłem.

- Witaj Kurt - oparłem się o szafki

- Blaine. Co ty tu robisz? - przywitał się ze mną uściskiem, a później grzebał coś w swojej szafce.

- Nie zauważyłeś, że nie mam na sobie mundurka Dalton? - zaśmiałem się, a on na mnie spojrzał. Uśmiechnął się i objął.

- Nie mów, że zrobiłeś to dla mnie. To urocze, ale gdyby... - zapowietrzył się

- Zrobiłem to dla siebie - przerwałem mu - Bo nie mogę dłużej znieść dni bez ciebie - przyglądałem mu się

- Musimy cię oficjalnie przedstawić New Direction. Chyba mam nawet pomysł w jaki sposób - zamknął szafkę i złapał mnie pod ramię.

Pov Kurt Hummel

Siedziałem na dziedzińcu podczas występu chłopaka. Był nieziemski, niestety Santana popsuła wszystko z Cheerleaderkami.

Pan Schuster zwołał zebranie chóru. Podsumowanie tygodnia. Wszystkie fortepiany skończyły marnie. Spalone, oblepione jedzeniem i pozbawione wnętrzości.

Santana została wyrzucona z chóru przez swój wybryk. Nie była mu wierna. Pierwszy raz pan Schue kogoś wyrzucił.

- To się często zdarza? - Blaine przybliżył się lekko do mnie, żeby nikt nie usłyszał jego pytania prócz mnie.

- Pierwszy raz to zrobił - odszepnąłem.

And I will give the world to you [Klaine]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz