20

140 12 0
                                    

Pov Kurt Hummel

Premiera Blaine'a była cudowna. Przyjechali wszyscy przyjaciele i bawiliśmy się do późna. Niestety nie mogliśmy odespać zs bardzo, bo nasz pies zaczął szczekać.

- Śpij - powiedziałem do Blaine'a - Ja z nim wyjdę - pocałowałem go w policzek i wstałem. Nie czułem się najlepiej, więc po wyprowadzeniu psa dałem mu jedzenie i wróciłem do łóżka.

Gdy obudziłem się po raz kolejny była 12, a Blaine'a nie było już w łóżku. Poszedłem więc do salonu. Okazało się, że siedział na kanapie, jadł śniadanie i oglądał telewizję. Spojrzał na mnie. Wiedziałem, że nie wyglądałem najlepiej. Tak samo się czułem.

- Nieźle wczoraj zabalowałeś - zaśmiał się

- Ciszej - usiadłem obok niego, a on mnie pocałował w policzek

- Kiedy ostatnio tyle wypiłeś?

- Nie pamiętam, ale czuję się strasznie - spojrzałem na niego z miną, która właśnie to wyrażała - Dlaczego ty się tak nie czujesz?

- Bo wypiłem mniej niż ty. - dziwne, bo zazwyczaj działało to na odwrót - Kanapki masz w kuchni - uśmiechnąłem się lekko

- Dziękuję, kochany jesteś - pocałowałem go i poszedłem po jedzenie i wróciłem z nim do chłopaka - Byłem wielkim kłopotem po alkoholu? - zapytałem z ciekawości, bo nie za dużo pamiętam

- Nigdy nie jesteś kłopotem - zaśmiał się, wziął pusty talerz po sobie, pocałował mnie w czoło i odłożył go do zmywarki - Ale za to podbiłeś klub. - usiadł z powrotem i przyglądał mi się, jak jem - Kupiłem „New York Times” z recenzją mojej premiery. Czekałem, aż wstaniesz z jej przeczytaniem. - wziął gazetę do ręki i zaczął czytać bardzo przychylną recenzje na swój temat.

- Mówiłem, że byłeś najlepszy, a oni to tylko potwierdzili - wziąłem do ręki telefon - Muszę zadzwonić do Elliotta, że nie przyjdę dzisiaj na próbę - wybrałem numer i przy okazji odłożyłem talerz.

- Dlaczego dzisiaj nie idziesz? - zapytał Blaine, gdy skończyłem rozmawiać

- Ponieważ chcę dzisiaj spędzić dzień z moim narzeczonym, z którego byłem bardzo dumny wczoraj - pocałowałem go - I zdecydowanie za dużo wypiłem - dodałem ze śmiechem i usiadłem na blacie

- Zapomnę o tym drugim powodzie - zaśmiał się i mnie pocałował a ja pogłębiłem pocałunek. - Kocham cię

- A ja kocham ciebie. - pocałowałem go jeszcze raz - Chodźmy do sypialni - kiwnąłem głową i zeskoczyłem z szafki.

Pov Blaine Anderson

- Chciałbyś mieć kiedyś dziecko? - zapytałem się Kurta wieczorem. Spojrzał od razu na mnie

- Czemu nie? - wzruszył ramionami - Tylko jakbyśmy to wszystko ogarnęli? Z porodem.

- Może tak, jak ojcowie Rachel? Bylibyśmy dobrymi rodzicami? - zapytałem siedząc na kanapie, gdy Kurt leżał i miał głowę na moich kolanach, a ja go głaskałem po włosach

- Najlepszymi - uśmiechnął się lekko - Ale najpierw musimy skończyć studia i znaleźć stałą pracę. Chcę być pewien, że nic mu nie zabraknie. Poza tym musielibyśmy znaleźć kogoś, kto by się na to zgodził.

- Oczywiście. Też chcę dla naszego przyszłego dziecka jak najlepiej. Poza tym przed tym musimy wziąć ślub - zaśmiałem się

- Nie musimy. On nic nie zmieni, bo kochamy się bez względu na to, czy jesteśmy małżeństwem, czy nie. Chcę wziąć z tobą ślub i na pewno to kiedyś zrobimy.

- Masz rację - uśmiechnąłem się - Poza tym na razie mamy psa - zaśmiałem się

- Właśnie - również się zaśmiał - Nie wszystko na raz.

Pov Kurt Hummel

Dzisiaj były walentynki. Pamiętam, jak nienawidziłem tego święta, a dzisiaj mógłbym go obchodzić codziennie i w pewnym sensie to robię, bo przy Blaine'ie czuję się, jakby każdy dzień taki był.

W drodze z pracy kupiłem mu czarną muszkę w czerwone, małe serduszka. Była tak urocza, że nie mogłem przejść obok niej obojętnie. Kupiłem mojej walentynce zapas jego ulubionego żelu do włosów. Próbowałem przekonać go do noszenia loków, ale się nie zgodził. Zapakowałem to wszystko w pudełko i posypałem rzeczy płatkami róż, po czym owinąłem starannie papierem ozdobnym i przyczepiłem na wierzch czerwoną kokardę.

Trudno było trzymać ten prezent u nas w domu w tajemnicy przed nim, bo dużo rzeczy mamy wspólnych. Schowałem go do szafki pod zlewem, bo tam rzadko zagląda, chyba że coś zgubi.

Zjedliśmy romantyczną kolację przy świecach, którą chłopak przygotował i siedzieliśmy wpatrzeni w siebie.

- Dziękuję za kolację, była przepyszna - powiedziałem szczerze i go pocałowałem - A teraz ja mam coś dla ciebie. Wybacz, zaraz wracam - uśmiechnąłem się i poszedłem po prezent dla narzeczonego - Proszę - podałem mu paczkę, a on ją rozpakował. Jeszcze zanim wyjął z niej rzeczy, to widziałem, że się cieszy

- Mój ulubiony żel do włosów, dziękuję - przytulił jedne opakowanie do siebie

- Sprawdź, co tam jest dalej. - Nie ukrywałem ciekawości w głosie, a on zaczął grzebać w pudełku

- Muszka! - jeszcze bardziej się podekscytował. Wyciągnął wszystkie przedmioty z pudełka i pocałował mnie, sypiąc nasze głowy płatkami kwiatów.

- Przymierz ją - rozwiązałem mu muszkę, którą miał na szyi i zawiązałem nową - Przystojniak z ciebie, wiesz? - zaśmiałem się i go znowu pocałowałem

- Z ciebie też. Kocham cię - powiedział z uśmiechem

- Ja ciebie również - tym razem to on złączył nasze usta ze sobą.

- To już są trzecie nasze walentynki - odsunął się ode mnie i zgasił jedną świeczkę

- Trzecie? - uniosłem brwi, czy aby na pewno dobrze policzył

- Pierwsze, jako przyjaciele, gdy pocieszałeś mnie po próbie zaimponowania chłopakowi z Gapa - zgasił kolejny płomień - Drugie, gdy już byliśmy razem i występowałem na imprezie u Sugar - zgasił przedostatnią świeczkę - I te, czyli trzecie, jako narzeczeni. - nastała ciemność i mnie pocałował

- Jest za ciemno. - zaśmiałem się - Jak trafimy do sypialni?

- Nie musimy iść do sypialni - pocałował mnie - Wystarczy dotrzeć do salonu

- Pies tam przecież jest

- Nie ma, wszystkim się zająłem. Jest zamknięty w łazience - pocałował mnie jeszcze raz i złapał za rękę, żeby zaprowadzić mnie na kanapę.

- I teraz mam ci ściągnąć tą piękną muszkę? - powiedziałem z przejęciem, ale całując go w szyję to zrobiłem.

And I will give the world to you [Klaine]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz