Pov Kurt Hummel
Od jakiegoś czasu na świat przyszedł nasz malutki aniołek. Byłą perfekcyjna w każdym calu i już od momentu, kiedy pojawiła się na świecie zauważyłem, że jest podobna do mojego męża. Urodziła się z czarnymi loczkami i prawie czarnymi oczkami. Nie obchodziło mnie to, kto jest jej biologicznym ojcem, ale to było widać od razu. W trakcie, gdy myślałem już, że prześpię w końcu spokojnie całą noc mała zaczęła płakać, co nas obudziło.
- Ona nam to robi specjalnie - powiedziałem jeszcze rozespany, z czego Blaine się zaśmiał, a ja wstałem
- Kocham cię - powiedział, gdy poszedłem w stronę łóżeczka Elizabeth
- Tak, tak. Ja ciebie też - powiedziałem w drodze do córeczki, machając w jego stronę ręką. Gdy byłem przy łóżeczku dziewczynka przestała nagle płakać i wyciągnęła do mnie rączki zafascynowana moim widokiem - I co mi teraz powiesz Elizabeth Lucy Hummel-Anderson? - spojrzałem na nią, oczekując od niej wyjaśnień, chociaż miała dopiero cztery miesiące i wiedziałem, że nic mi nie odpowie. Spojrzała się na mnie, jakby sama nie wiedziała, co zrobić i od razu się rozczuliłem. Kochałem ją nad życie i nie potrafiłem się na nią gniewać - No dobrze, chodź do taty - wziąłem ją na ręce i zacząłem nią lekko kołysać. Usiadłem na fotelu, a po chwili przyszedł do nas Blaine, ale byłem zbyt zajęty córeczką i za bardzo zmęczony, żeby to zauważyć.
- Szczęśliwego dnia ojca - powiedział cicho, więc na niego spojrzałem. Stał oparty na przedramieniach o barierkę łóżeczka i wpatrywał się w Elizabeth i mnie. Od razu się uśmiechnąłem i spojrzałem na małą
- Szczęśliwego dnia ojca - powiedziałem ze śmiechem i próbowałem ukołysać małą do snu - Skarbie, zaśnij już. Twój dziadek przyjeżdża tu rano, żeby cię odwiedzić po raz pierwszy. Przygotowałem coś dla niego, ale muszę się wyspać - powiedziałem cicho do dziewczynki i pocałowałem ją w czółko
- Uwielbiam na was patrzeć - powiedział Blaine z uśmiechem - Wiesz, co jest niezawodnym sposobem na to, żeby zasnęła?
- Muzyka - powiedziałem lekko rozbawiony - Chyba widać po tym, że to nasza córka - zaśmiałem się i po chwili zacząłem po cichu śpiewać jej „You are the sunshine of my life”, co sprawiło, że zasnęła mi w ramionach. Spojrzałem na godzinę, była szósta i już pojawiło się na niebie słońce, więc nawet, gdybym próbował dalej zasnąć, to nie pospałbym długo. Nagle usłyszałem dzwonek mojego telefonu z drugiego pokoju, co obudziło dziewczynkę. - Blaine zajmiesz się nią? - powiedziałem z nadzieją i rezygnacją do męża i podałem mu ją na ręce, po czym pobiegłem szybko odebrać telefon. W połączeniu pośpiechu ze zmęczeniem nawet nie zdążyłem sprawdzić, kto dzwoni.
- Halo Kurt? - usłyszałem głos taty. Zawsze wstawał wcześniej przez, że prowadził warsztat
- Cześć tato - powiedziałem z uśmiechem i poszedłem do pokoju małej, żeby sprawdzić, jak sobie radzi Blaine
- Wiem, że się dzisiaj spotkamy, ale chciałem ci życzyć wszystkiego najlepszego z okazji dnia ojca - gdy to usłyszałem w oczach pojawiły mi się łzy ze wzruszenia. Blaine spojrzał na mnie, jakby o wszystkim wiedział wcześniej. Wiedziałem, że mój tata zawsze mnie wspierał, ale te słowa miały dla mnie kompletnie inną wartość. Poczułem się, jakby znowu był ze mnie dumny
- Wszystkiego najlepszego - powiedziałem z uśmiechem
- I złóż też życzenia Blaine'owi. Będę kończyć. Do zobaczenia dzisiaj.
- Do zobaczenia - wyłączyłem telefon i szczęśliwy spojrzałem na mojego męża i nasze dziecko. W końcu udało nam się ją uśpić, więc poszliśmy do kuchni, a Blaine zrobił dla nas kawę.
- Co się stało, że płakałeś? - zapytał z troską
- Po prostu się wzruszyłem. To głupie. - wzruszyłem ramionami - Tata życzy ci wszystkiego najlepszego
- To nie jest głupie - powiedział w taki sam sposób, jak wtedy po premierze „West Side Story” - I dziękuję. - pocałował mnie
CZYTASZ
And I will give the world to you [Klaine]
FanfictionKurt Hummel - nastolatek z Ohio, który jest nękany w McKinley'u za swoją niezwykłość Blaine Anderson - Główny wokalista „Skowronków" z akademi Dalton