Rozdział 1

2.3K 70 17
                                    

Ostatnie promienie słońca, ogrzewały moje gołe stopy. Wylegiwałam się na tarasie, w najlepsze z książką i pyszną, miętową herbatką.

Mięte mam zasadzoną w dużej, białej donicy zaraz koło drzwi tarasowych. Kiedy przechodzę obok, a wiatr owiewa jej listki, mogę rozkoszować się cudnym zapachem. Uwielbiam to.

Spotkanie zakończyłam dzisiaj bardzo późno. Musiałam zostać w pracy ponad dwie godziny dłużej. A to wszystko za sprawą jednego bogatego dupka, który ma za nic takich jak ja, czyli pracujących za marne grosze asystentek szefów, równie wkurzających jak owy dupek. Jednak zasada – klient nasz pan – obowiązuje niestety bardzo dokładnie w firmie pana Jerzego i jego żony Marty.

Na piętnaście minut przed końcem mojego dnia pracy, wszedł jak do siebie. Najpierw spojrzałam na pewnie bardzo drogie buty, wypolerowane tak dokładnie, że bez problemu poprawiłabym swój makijaż. Dalej był równie drogi, szary i idealnie dopasowany garnitur. Kiedy w końcu spojrzałam w górę na twarz jegomościa, napotkałam zniecierpliwione oczy mężczyzny przed sześćdziesiątką.

Był gburowatym, dobrze zbudowanym bucem. Idealnie wpisywał się w miano apodyktycznego chama, który pozjadał wszystkie rozumy. Kasa ewidentnie uderzyła do jego siwej czaszki i myślał, że jak powachluje przed nosem plikiem banknotów to może uzyskać wszystko co sobie wymyślił w tej tępej główce.

Z rozmyślań o pracy wyrwało mnie pukanie w szybę.

- Hanka, tyle razy mówię żebyś drzwi zamykała ! – ocho, kochana mamusia przyleciała na miotle sprawdzić czy stosuje się do jej zaleceń. – Zdążyłam obejść mieszkanie a ty nawet palcem nie kiwnęłaś – oburzona, usiadła na fotelu obok mnie i postawiła na moje kolana karton od kuriera.

- Łał! – kompletnie olałam mamusine wypociny o mojej odpowiedzialności a raczej o jej braku i zabrałam się za wyciąganie książek, które zamówiłam.

- Akurat kurier podjechał równo ze mną. Co tam zamówiłaś? – zerknęła na okładki i sięgnęła po jedną z pozycji.

- No na pewno nie kulinarne – roześmiałam się na widok wypieków jakie malowały się na twarzy mojej rodzicielki.

W kwestii literatury, różniłyśmy się jeszcze bardziej niż w innych aspektach życia. Chyba nie było takiej sprawy, która by nas w jakimś stopniu nie poróżniła. Zawsze to samo – sprzeczka, kłótnia itp. Tu identycznie. Ona – gotowanie, chociaż miała kucharkę i sama do garnków nie lgnęła a Ja – uprawa ale nie roślinek rzecz jasna.

- Hanna tego nie da się czytać do cholery !

- Jak to nie – wyjęłam książkę z jej dłoni i otwarłam na oślep. Traf wybrał ciekawy opis. – „...był ogromny, a każda żyłka pulsowała rozkosznie pod naporem mojego języka..."

- Przestań! – zakryła uszy rękoma i spiorunowała mnie wzrokiem niczym bazyliszek, na co wybuchnęłam perlistym śmiechem. – Jesteś jak ojciec!

No i szlak trafił mój dobry humor.

- Ehe... szkoda, że go nie znam – zaczęłam.

- Opowiadałam Ci wiele razy o nim. Nic ciekawego.– broniła swego jak zwykle a we mnie zaczęła wzbierać złość.

- Tak jasne – znowu to samo, znowu jak coś nie jest takie, jak chce moja matka, to przyrównuje mnie do ojca. – To tak jakbym zaczęła Ci opowiadać o facecie, którego w życiu nie widziałaś. Oczywiście tylko same złe rzeczy a na koniec oznajmiła, że to mój narzeczony ale chuj wie gdzie jest i czy faktycznie istnieje taki ktoś – zaczęłam tracić panowanie – bo jak masz to wiedzieć, skoro nawet jednego zdjęcia nie widziałaś a o imieniu możesz pomarzyć! – resztę już wykrzyczałam.

Ostatki dobrego humoru poszły się pierdolić. Chociaż one miały jakieś życie erotyczne. Mnie nikt nie bzykał od wieków.

Weszłam do domu a karton rzuciłam na stolik. Usiadłam na miękkiej kanapie i próbowałam ochłonąć. Mama weszła za mną ze stoickim spokojem i zamknęła okno tarasowe za sobą. Stała nade mną jak żandarm.

- Rozmawiałaś z Robertem ? – ona jeszcze bardziej próbuje mnie dobić.

- Nie i nie zamierzam – powiedziałam przez zaciśnięte zęby.

- A to błąd – usiadła obok mnie. Zbyt blisko mnie. – Może jeszcze by Ci wybaczył ta dziecinadę.

Co? Ona kpi ze mnie...

- Ty żartujesz ? – oparłam łokieć na boku fotela a na rozpostartej dłoni położyłam głowę. Patrzyłam na nią bokiem i nie wierzyłam własnym uszom. – Co ma mi wybaczyć? Dziecinadę? – zaśmiałam się nerwowo. – Zdrada z moją koleżanką z pracy to jest dla ciebie dziecinada?!

- Oj pewnie miał powód.

- Czy ty się słyszysz ?! – gwałtownie wstałam z fotela, przewracając nogą puf, który stał obok. – Jaki powód do kurwy! – nie wytrzymałam i zaczęłam krzyczeć. Matka niewzruszona moim wybuchem, dalej siedziała z mina pokerzysty.

- Mówiłam Ci wiele razy, że jak kobieta angażuje się w ciepło domowe... - nie dałam jej dokończyć.

- Skończ! Twoim zdaniem miałam go po nogach całować ?

To jakaś paranoja była. Podeszłam do zlewu w kuchni i nalałam sobie szklankę zimnej wody. Czułam, że jak nie ugaszę ognia w sobie to wybuchnę i będzie tu zaraz masakra.

- Uspokój się Hanna! – stanęła obok mnie. Pani idealna. Idealna figura, idealna cera, idealne wszystko. – Robert to była dobra partia a ty wszystko zaprzepaściłaś swoimi bezsensownymi wymogami.

- Sprzątanie brudnych skarpet i odkładanie kubka po kawie to bezsensowne wymogi?- odstawiłam szklankę do zlewu i przetarłam twarz dłońmi. Miałam stanowczo dosyć jak na ten wieczór.

- Oj już nie dramatyzuj – machnęła ręką jakby odganiała muchę. – Nic by Ci się nie stało, jakbyś od czasu do czasu dała mu więcej luzu.

Właśnie taka jest moja matka. Kamila Green zrobiłaby wszystko dla pieniędzy. Wyglądem nie przypomina kobiet w swoim wieku ale to zasługa wydawania grubej forsy mojego ojczyma. Co on w niej widzi to ja nie mam pojęcia. Chyba stosuje się do swoich własnych rad i całuje mężczyznę po stopach. Oboje są siebie warci.

- Mamo daj już spokój – poprosiłam zrezygnowana. – Nie mam ochoty znów drążyć tego tematu. Ty wyznajesz inne wartości i ja też.

- No tak, bo ty wolisz żyć w biedzie i martwić się o każdy grosz...

- Żebyś wiedziała – skierowałam się do drzwi. – Wolę być szczęśliwa i szanowana przez druga osobę – otwarłam drzwi i gestem wskazałam żeby już wyszła. – Nie zniżę się do twojego poziomu.

Wyszła szybko nawet na mnie nie patrząc.

- Jesteś taka jak ojciec! – trzasnęłam drzwiami i oparłam się o nie.

Może i byłam nie grzeczna i nie powinnam tak zwracać się do matki ale nawet nie czułam do niej tego przywiązania - mama- córka. U nas tego nie ma. Na każdym kroku pokazuje jak bardzo moja osoba ją drażni. Nie wiem co wydarzyło się między moimi rodzicami zanim przyszłam na świat. Jednak wiem, że Kamila Green jest niezadowolona, że tu jestem. Kiedyś nawet w kłótni wykrzyczała, że to był błąd, z którym musi żyć. Oczywiście później przepraszała i twierdziła, że tak nie myśli. Niestety sposób w jaki mnie traktuje pokazuje co innego. Nigdy nie była na żadnej wywiadówce w szkole, nie chodziła na przedstawienia. W ogóle nie interesowała się czy jestem w domu czy mnie nie ma. Gdyby nie pani Katarzyna - nasza kucharka, to ja nawet nie umiałabym pewnie pisać.

Kropelka nadziei ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz