Rozdział 19

783 42 6
                                    

Zdrętwiały mi ramiona. Tyłek bolał od twardego krzesła i chyba miałam złamane żebro. Straciłam poczucie czasu. Nie miałam pojęcia ile minęło, odkąd Tadeusz wyszedł. W ogóle nie wiedziałam czy jest dzień, czy noc. Wszędzie była tylko ciemność. Słyszałam swój niespokojny oddech.

Myślałam nad swoim życiem. Nad tym, co było i nad tym, co mnie jeszcze czeka. Chyba po części wybaczyłam matce, że postąpiła w taki a nie inny sposób. Nie wiem, co mną kierowało. Najwyraźniej fakt, że nigdy nie byłyśmy blisko. Traktowałam ją jak daleką krewną a sytuacja, w której się znalazłam dała mi możliwość głębszych przemyśleń.

To Katarzyna nauczyła mnie pisać, czytać i korzystać z toalety. Była najbliższą osobą, jaką miałam. Chciałabym jeszcze ją zobaczyć, przytulić i poczuć się kochaną.

Bałam się, że mogło coś się jej stać. Nie znałam zamiarów ojczyma, nie wiedziałam też, co już zrobił przez ostatni czas.

Jedna myśl mi zaświtała. Skoro ojciec Lucasa wiedział, że mam pojawić się w jego domu i brał możliwość, że jestem jego dzieckiem, to może on jest moim ratunkiem, może uda mu się dotrzeć do mnie. Jeśli będzie chciał...

***

Dni mijały i każdy był taki sam. Dostawałam dwa posiłki. Rano i wieczorem. Dzięki temu wiedziałam mniej więcej, jaka jest pora dnia. Chociaż sama już nie byłam pewna czy czegoś nie pomieszałam.

Nie byłam już przywiązana do krzesła. Teraz tylko jedna noga była przykuta łańcuchem do muru. Niczym w horrorze, tylko nigdzie nie leżała piła, którą mogłabym tę nogę odciąć.

Nadal zamknięta w ciemnej pustce. Jedzenie przynosił mi zdrajca. Tylko wtedy zapalał latarkę. Nic nie mówił, nie odpowiadał na pytania. Zaczęłam dostawać świra.

Nie wiem, co chcieli osiągnąć, ale dawali radę. Kiedy już udawało mi się zasnąć, nawiedzały mnie koszmary. Widziałam Lucasa, który szeptał, że to moja wina. Matkę, która z pogardą krzyczała, że gdybym się nie urodziła, nikt by nie umarł.

Nadeszła pora kolacji a może śniadania, nie wiem. Tym razem czułam jego obecność. Woń alkoholu i papierosów unosiła się dookoła.

- Witaj skarbie. Tęskniłaś? – Podszedł bliżej. Nie widziałam go, ale czułam. Ciało instynktownie reagowało na zagrożenie. Każdy mięsień spinał się aż do bólu

Rozbłysło światło. Nie wiedziałam gdzie podziać oczy. Ból był okropny. Za jasno.

- Wypuść mnie! – Miałam nadzieję brzmieć przekonująco, ale tylko go rozbawiłam.

Kiedy trochę doszłam do siebie, mogłam przyjrzeć się temu skurwielowi. Pozbawił mnie nadziei, że może być lepiej. Ubrany w czarne, dziurawe dżinsy i pomiętą koszule w kratę wyglądał jakby uciekł z rynsztoka. Twarz nieogolona, śmierdział niesamowicie. Z każdym jego krokiem robiło mi się coraz bardziej nie dobrze.

- Co zrobiłeś mamie? – Niespecjalnie mnie to interesowało, ale wolałam odwrócić uwagę od siebie. Chociaż gdzieś tam z tyłu głowy, głos nie dał mi zapomnieć o niej.

- Dostała nauczkę – stanął naprzeciw mnie i dotknął policzka. Zabolało. – Gdybyś nie pyskowała, nie musiałbym używać siły. – Drugą ręką przycisnął do moich żeber. Zawyłam z bólu i zalałam się łzami. Podniosłam głowę i nasze spojrzenia się skrzyżowały. Diabeł we własnej osobie. Dzika żądza zrobienia mi krzywdy balansowała po jego oczach.

- Proszę... - zaskomlałam jak pies, ale było mi wszystko jedno.

- O co prosisz? – Ukląkł przy mnie i pogładził moje udo. Jednym ruchem rozerwał resztki sukienki i zaczął iść niebezpiecznie w kierunku moich majtek.

- Zostaw mnie! – Szarpnęłam nogą, ale złapał mnie boleśnie i wpił palce w udo, zostawiając czerwone ślady.

- Będziesz moja tylko dokończę sprawy z Kamilą – to była groźba, która przeraziła mnie nie na żarty.

- Dzisiaj nie dostaniesz kolacji – wstał i podszedł do drzwi. – Nie zasługujesz na to. – Zgasił światło i wyszedł.

Skuliłam się i zaczęłam płakać. Wiedziałam, że cało nie wyjdę z tej sytuacji.

***

Chyba pierwszy raz spałam bez koszmarów. Widocznie organizm był wykończony.

- Wyspałaś się? – Tomasz wszedł do pomieszczenia i zapalił światło, ale tym razem nie takie rażące. Przyzwyczaiłam się od razu.

- Czego chcesz?! – Wysyczałam i podkuliłam nogi pod siebie.

- Ciebie... - To jedno słowo wywołało gęsią skórkę na całym moim ciele. – Pode mną – czułam strach i zaczęłam szybciej oddychać.

Uśmiechnął się złowrogo i zaczął odpinać spodnie.

- Nie rób tego – błagałam, bo nic innego już mi nie pozostało.

- Jak będziesz cicho – zaznaczył – to nie będzie bolało.

Stanął z opuszczonymi spodniami naprzeciwko mojej twarzy. Zaczęłam się odsuwać, ale złapał moje włosy i odchylił głowę mocno do tyłu. Uderzałam pięściami po jego udach, ale tylko się zaśmiał i wyjął kajdanki z kieszeni. Puścił włosy i złapał moje dłonie wykręcając do tyłu boleśnie. Byłam zdana na jego łaskę.

Palcem przejechał po mojej żuchwie, zahaczył o usta i zaczął je gładzić. Pachniał olejem silnikowym.

- Szef mówił, że jeszcze się nie nadajesz, ale coś mi się wydaje, że marzysz o moim kutasie - oblizał obleśnie usta a mi stanęło wszystko w gardle. Nie jadłam, ale i tak czułam się bliska wymiotom. – Otwórz te piękne usteczka.

Odwróciłam głowę w bok. Odszedł o jeden krok w tył i ściągnął majtki. Czułam jego palący wzrok. Zaczął się dotykać.

- Jest taki twardy dla ciebie – wychrypiał przez zaciśnięte zęby. Zaczęłam szlochać i prosić żeby dał mi spokój. Modliłam się żeby ktoś tu wszedł i mnie uratował. Nie było jednak nikogo, tylko on i ja.

Podszedł i złapał moją głowę w obie dłonie i skierował tak, żebym ustami naparła na jego sterczącego fiuta.

Czytałam wiele książek, w których kobieta jest w podobnej sytuacji, ale to tylko opowieści. To nigdy nie miało spotkać mnie.

Walczyłam. Zaciskałam usta jak mogłam najmocniej. W końcu się zdenerwował i uderzył w bolący jeszcze policzek. Moje „ała" pozwoliło wedrzeć się jego przyrodzeniu głęboko w moje gardło. Wywołał we mnie odruch wymiotny.

- Cii malutka, oddychaj – nie wiem, kiedy się mył, ale na pewnie nie dzisiaj. Starałam się o tym nie myśleć, ale czułam, że nie wytrzymam. – Dasz rade. Teraz go ssij! – Wysyczał i zaczął nadawać tempo. Szarpałam się na wszystkie strony, ale ból w boku dawał o sobie znać.

Sapał i charczał. Moje słone łzy lały się strumieniami w dół i kapały na podłogę. Palił mnie wzrokiem. Nie mogłam oddychać. Dusiłam się.

- Patrz na mnie! – Rozkazał, ale nie zamierzałam tego robić. – Patrz kurwo! – Wydarł się, wyciągnął go z ust i wymierzył mi kolejny cios. Nie czekał na reakcje tylko wdarł się z powrotem i pieprzył mnie w usta, nie dając chwili wytchnienia.

- Masz połknąć! – Lepka maź zaczęła zalewać mi gardło. Krztusiłam się, ale nie przestawał. Ze zwierzęcym rykiem dochodził w mojej obolałej buzi.

W końcu puścił. Założył bieliznę, spodnie i odpiął mi kajdanki. Przy drzwiach, zanim zgasił światło odwrócił się jeszcze na moment.

- Mam nadzieję, że ci się podobało, bo wrócę tu jeszcze – obrzucił mnie triumfalnym uśmiechem i zatrzasnął drzwi. Zgasło światło i nastał mrok.

Czułam, że zaczynam tracić sama siebie. Ta ciemność obezwładniała moje serce. Nie wytrzymam tego. Lucas, dlaczego Cię nie ma...

Zwymiotowałam wszystko razem z żółcią do dołka w podłodze, które służyło za toaletę. Oparłam się o zimną ścianę i przepłakałam kilka godzin.

Kropelka nadziei ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz