Rozdział 7

1K 53 2
                                    

Lucas

Wyglądała jak mała, przestraszona owieczka. Cudownie było patrzeć na zmianę, jaka zaszła w jej pięknych oczach. Najpierw było niedowierzanie, później strach a na koniec przerażenie i chęć ucieczki. Byłem już pewny, że wtedy stała w oknie.

- Poznaj Pana Lucasa Porto, to moja córka Hanna – zwróciła się w moim kierunku żona Tadeusza. Bardziej fałszywej baby to chyba w życiu nie spotkałem. Strach pomyśleć ile hajsu wyciągała z kieszeni męża co miesiąc żeby wyglądać dwadzieścia lat młodziej. Nie wygląda na kogoś, kto kiedykolwiek pracował.

- My się już znamy droga Kamilo – posłałem mojej owieczce drwiący uśmiech. Wyglądała jak kupka nieszczęścia, która znalazła się w złym miejscu, o nieodpowiedniej porze.

- O jak miło – kobieta chyba już snuła plany, jakby zeswatać mnie ze swoją córką. Ona zamiast źrenic ma symbole dolara. Szkoda, że nie wie jakie zamiary ma do naszej malutkiej Hani, jej kochany mężulek – Gdzie się poznaliście w takim razie? – dalej szczebiotała.

- Hania wykonuje projekt sypialni i łazienki w moim domu pod Warszawą – i jeszcze nie wie, że zamierzam sprawdzić funkcjonalność tego projektu, pieprząc ją w każdą dziurkę, na każdym metrze tych pomieszczeń.

Nie spuszczałem z niej wzroku. Biedna stała na środku jakby bała się ruszyć. W sumie chyba tak było. Jednak uderzyło mnie coś jeszcze. Facet siedzący obok mnie, uparcie twierdzi, że ta mała zniszczyła życie jego żony. Nie wiem w jaki sposób, bo nie wnikam w szczegóły, które nic nie wnoszą do sprawy. Tylko jak tak patrzeć na nich z boku, to raczej Hania wygląda jak ta skrzywdzona. Chuj z tym. Przelecę ją i zapomnę.

- Na pewno będzie pięknie jeśli to moja córka tym się zajmuje, prawda Tadeuszu ? –

- Hanna jest uzdolniona – łał, wykazał się.

- Nie będę wam przeszkadzać – kruszynka patrzy uciec. – Chciałam tylko się przywitać. Muszę wrócić do domu przygotować kilka rzeczy na jutro do pracy.

Postanowiłem trochę z nią poigrać. Wstałem z tego dziadostwa niewygodnego. Jak można na tym odpoczywać. Podszedłem do owieczki napawając się jej strachem.

- Szkoda, że już uciekasz – starałem się żeby zrozumiała aluzję. Udało się.

- Muszę – ledwie słyszalnie odpowiedziała drżąc na całym ciele i unikając mojego wzroku zwróciła się do Kamili i Tadeusza. – Do zobaczenia innym razem.

- Do zobaczenia, jedź ostrożnie – nawet ja usłyszałem ulgę w głosie tej wstrętnej kobiety. Coś mi się wydaje, że jednak nie to maleństwo jest tu winne.

- Zadzwonię do Ciebie wieczorem – rzuciłem kiedy odchodziła.

***

Hania

Nie zadzwonił. Ani wczoraj, ani dzisiaj. Chociaż do wieczora jeszcze trochę czasu więc, kto wie. Miałam cichą nadzieję, że zapomni o mnie. Nie wiedziałam jeszcze jak wyplątać się z projektu. To mi się chyba nie uda.

Zebrałam papiery i weszłam do biura Marty żeby je tam zostawić. Musiała tylko wszystko podpisać i wysłać dalej. Dzisiaj źle się czuła i w ogóle nie dotarła do pracy. Szef rządzi się swoimi prawami.

Jak byłam małą dziewczynką marzyłam, że też będę rządzić. Chciałam zostać prezydentem.

Miałam już wychodzić ale zerknęłam na kosz na śmieci. Nie wiem dlaczego akurat tam. Już wiedziałam, dlaczego nie przyszła. Nasza Marta była w ciąży. Uśmiechnęłam się do siebie bo wiem jak bardzo starali się o dziecko z Jerzym.

Kropelka nadziei ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz