Rozdział 17

898 51 9
                                    

Minęły dwa dni. Matka nadal przebywała w hotelu. Czekała...

Nie umiałam jej wybaczyć, zapomnieć i żyć dalej też nie. Bolało mnie, że wolała pieniądze i swoje dobro od mojego. Byłam bezbronnym dzieckiem a ona skreśliła mnie prawie na starcie. Tego pierwszego roku, kiedy jeszcze była prawdziwą mamą nie miałam możliwości pamiętać.

Z drugiej strony byłam jej wdzięczna. Nie usunęła ciąży i nie oddała mnie. Mimo, że traktowała jak powietrze, była blisko. Szkoda tylko, że jak już byłam pełnoletnia, nie zaczęłam traktować mnie lepiej. Pchała mnie w ramiona Roberta. Nie musiałam go kochać, ważne, że miał pieniądze i mogli z Tadeuszem zyskać dodatkowe profity z tego.

- Hej... - Lucas wyszedł do ogrodu i usiadł koło mnie, na jednym z foteli przy basenie.

- Cześć - opuściłam okulary przeciwsłoneczne żeby przyjrzeć się dokładniej jego twarzy.

- Jesteście gorsi od dzieci - prychnęłam.

Lucas i jego przyjaciel odbyli męską rozmowę na mój temat. Oczywiście zapomnieli uwzględnić moją obecność jak i moje zdanie ale to już szczegół.

Teraz mój niedoszły brat miał wielką śliwę pod prawym okiem, zeszyty łuk brwiowy i ogólnie był poobijany. Mateo wyglądał lekko lepiej ale to tylko dlatego, że Anita próbowała ich rozdzielić i zarobiła cios, przeznaczony dla niego właśnie. Panowie oprzytomnieli, kiedy z ust mojej przyjaciółki polała się krew.

- Hania nie zrezygnuje! - z determinacją wygłodniałego wilka, lustrował moje ciało, ubrane w skąpe bikini. Jeszcze chwila i się na mnie rzuci pomyślałam.

- Zabawny jesteś - poirytowana wstałam, wzięłam książkę i ruszyłam do domu.

Nie udało mi się zrobić dwóch kroków, kiedy złapał mnie za nogę, przez co prawie upadłam a książka wylądowała w basenie. Szybkim ruchem dociągnął mnie na swoje kolana. Chciałam się wyrwać ale nie byłam wstanie. Siedziałam na nim okrakiem. Zmiękłam pod naporem tych cudnych, niebieskich oczu. Tonęłam w nich za każdym razem. Jedną dłonią trzymał mnie władczo i pewnie za kark, a drugą gładził moje nagie plecy. Włoski stawały mi dęba i oblałam się rumieńcem. Bez ostrzeżenia wdarł się w moje lekko rozchylone usta. Smakował obłędnie. Miękkie wargi dawały rozkosz i ukojenie.

- Czas na kawę – odparł, odsuwając się ode mnie.

Z trudem wyszłam z transu ale jego triumfujący uśmiech trochę mnie otrzeźwił.

Znowu się poddałam.

Szybko zerwałam się z miejsca, cisnęłam kilka przekleństw pod nosem i pobiegłam do domu. Słyszałam jak się zanosi śmiechem. Zasrany skurwiel – pomyślałam.

- Będziesz moja! - nie byłam pewna czy to groźba wymierzona we mnie, czy obietnica tego, co może się wydarzyć niebawem.

Oczywiście jak by mogło być inaczej - wchodząc do domu uderzyłam w ścianę, lub jak kto woli w Mateo.

Z posiniaczoną twarzą przypomniał mi tych gości co leją się za kasę dla publiczności, myśląc, że są bogami. Cholera ale on nim był... chociaż nie, raczej diabłem w ludzkiej skórze. Trochę śmiesznie wyglądał. Wiem, powinnam się ich bać ale odkąd ucierpiała Anita, generalnie to mnie wkurzali.

- Cześć kocurku - od wczoraj przy każdej okazji uwadzałam w nich jak tylko mogłam - schowaj pazurki, bo sobie je połamiesz... miaaau - zamruczałam jak kot i chciałam go wyminąć.

Złapał mnie w tali i pewnym ruchem przyciągnął do siebie. Odwrócona do niego tyłem, nie mogłam się poruszyć. Oplótł moje dłonie swoimi i docisnął do siebie.

- Stąpasz po cieniutkim lodzie myszko - jego mocny, wibrujący głos, rozszedł się po całym ciele żeby uderzyć w punkt między moimi nogami.

Nie wiem jak to robił ale wystarczyło, że mówił a ja miałam kisiel.

- Pamiętaj, że mogę być twoim kotem, ale kotki... - powędrował dłonią w górę, niby to przypadkiem zahaczając o mój, już twardy sutek, dumnie naprężony pod cienkim materiałem stroju kąpielowego i złapał mnie mocno pod brodą, podnosząc głowę w górę. Oparta plecami o jego tors, wygięłam mimowolnie plecy lekko w łuk, dociskając pupę do jego nabrzmiałego krocza. - lubią bawić się myszkami zanim je zjedzą. Czasami zabawa jest długa i bolesna.

Wpatrywał się w moje przestraszone i podniecone oczy z góry niczym szatan, który zaskoczył ofiarę.

Był ode mnie wyższy jakieś czterdzieści centymetrów więc musiał się pochylić żebym dokładniej mogła widzieć co dzieje się w jego czarnych oczach. Wiedziałam, że igram z samym Lucyferem a ostatnie kropelki nadziei, na uratowanie mojej duszy wyparowały...

Puścił mnie nagle i bez ostrzeżenia. Poleciałabym na tyłek, gdybym nie zdążyła złapać go za rękę. Jeszcze raz spojrzałam w jego ciemne oczy i na chwiejnych nogach poszłam do kuchni.

Biłam się z myślami. Dwa dni temu dowiedziałam się prawdy o swoim pochodzeniu. Nic miłego jeśli można tak to ująć. Powinnam płakać i zadręczać się zamknięta w pokoju. Krzyczeć jak mi źle i ... no właśnie i co? I nic.

Bo nie czułam już nic szczególnego. Życie toczyło się dalej. Uświadomiłam sobie tylko, że będzie mi okropnie trudno zbudować jakąś miłą relacje z matką. Dlatego siedziała w tym hotelu z resztkami nadziei. Sprawa z Tadeuszem, miałam nadzieję, że szybko się rozwiąże i w końcu go znajdą. Przecież nie zapadł się pod ziemię...

Tak więc, z jednego szamba wpadłam w drugie. Mianowicie, kiedy wybuchła bomba pod tytułem - nie jesteś moim bratem, panowie Lucas i Mateo wciągnęli mnie w swoją chorą grę. Jeden i drugi nie zważając na to co chcę ja, postanowili zaciągnąć mnie do łóżka. Po obiciu sobie nawzajem, przystojnych twarzy, ustalili, że żadna baba – czytaj Ja - nie stanie między nimi. Dostaną mnie oboje. Phii...

Ja, kobieta, dla której nie istniał seks bez miłości, jest skłonna poświęcić swoje przekonania... dla dwóch chwil przyjemności. Czy przepadnę ? Ja już przepadałam, pytanie tylko, który jako pierwszy pociągnie mnie na dno piekieł.

Kropelka nadziei ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz