Rozdział 21

753 41 6
                                    

Jechaliśmy już bardzo, bardzo długo. Nie byłam sama. W furgonetce siedziały związane jeszcze cztery dziewczyny. Wszystkie miałyśmy na sobie tylko tuniki i majtki. Żadna nie odezwała się ani słowem. Widać było, że wiedzą, co je czeka, już to przerabiały a ja...ja nadal się łudziłam.

O tym, że to jeden z chłopaków napadł na ludzi Tadeusza, ten dowiedział się przypadkiem. Może gdyby nie dostrzegł tak istotnej kwestii, to sprzedałby mnie gdzieś w Polsce i miałabym jeszcze szansę na cokolwiek.

- Wysiada! - Krzyczał łamaną polszczyzną jeden z mężczyzn. Miał kominiarkę i nie mogłam dostrzec jego twarzy. Posturą przypominał Shreka, śmierdział podobnie, jak zielony po kąpieli w bagnie.

Mimo lata, było dosyć chłodno wieczorem, w samym środku niczego.
Dookoła same lasy i duży budynek; magazyn. Tam byłyśmy prowadzone. Niczym owieczki na rzeź.

- Szybko idziesz! - Popędzali nas. Ciężko było iść, mając kajdany na nogach połączone łańcuchem z rękoma. Jakbyśmy, co najmniej kogoś zabiły i były niebezpieczne dla tych gór mięsa z karabinami.

Jedna z dziewczyn przewróciła się. Z wycieńczenia nie umiała się podnieść. Była wychudzona i posiniaczona. Tam skąd trafiła, nie mogła mieć lekko.
Chciałam jej pomóc, ale jeden z mężczyzn szarpnął mnie w górę, a dziewczynę zaczął kopać żeby wstała. Ironia.

Dwóch uzbrojonych po zęby osiłków, otwarło wielkie drzwi i weszliśmy do środka. Stary magazyn, w którym śmierdziało stęchlizną, wyładowany był po brzegi bronią, amunicją i fałszywymi pieniędzmi.

Ustawili nas w rządku. Jak z pod ziemi wyrósł przed nami wysoki, postawny mężczyzna. Miał na oko z trzydzieści pięć lat. Nie wiele więcej niż ja. Ubrany w szary garnitur i czarną koszulę, wyglądał oficjalnie i elegancko, ale jego twarz, pokrywała masa blizn, jakby po zderzeniu z potłuczoną szybą.

- Jeszcze dzisiaj trzy z was pojadą dalej - mówił idealnie po Polsku. - Jedna zostanie ze mną.

Powiedział to w taki sposób, że nie byłam pewna, co dla mnie może być lepsze.

Po kolei podchodził do każdej z nas. Oglądał, obracał, dotykał. Jak rzeczy na targu, które miał zamiar kupić.

Dziewczyna, która się przewróciła została odesłania od razu do auta, a z nią krucha, mała blondynka.

- Co, to kurwa ma być!? - Wydarł się do reszty. - Przecież to są dzieci, jedna się nadaje! - Spojrzał wymownie na mnie. Po tym, jak przeleciał moje ciało wzrokiem, zrobiło mi się słabo i już wiedziałam, że nic dobrego się nie wydarzy.


***

Ledwo zdążyłam przebierać nogami. Gdybym się teraz przewróciła, to na pewno ciągnąłby mnie po podłodze.

Weszliśmy do małego pomieszczenia. Zapalił żarówkę, samotnie dyndającą pod sufitem. Pod jedną ścianą stało biurko z masą różnych papierów i krzesło a pod drugą stara kanapa. Popchnął mnie na nią.

- Proszę zostaw mnie – płakałam i prosiłam wiedząc, co za chwilę się wydarzy.

Bez zbędnych słów, złapał mnie pewnie i przewrócił na brzuch. Zdarł jednym, szybkim ruchem moje majtki i łapiąc za biodra, ustawił tak, żebym była maksymalnie wypięta, przez co ręce powędrowały między nogi.

Dłonie zacisnęłam w pięści, ramiona mnie bolały, bo łańcuch, łączący ręce z nogami, miałam mocno napięty. Leżałam z wciśniętą twarzą w stary koc i modliłam się żeby mój oprawca był delikatny.

- Jak mi się spodoba, to może zostawię Cię dla siebie - rzucił z sarkazmem i usłyszałam jak rozpina rozporek.

Napluł na rękę i rozprowadził ślinę na swoim penisie. Otarł się kilka razy o moje wejście, po czym jednym, ostrym ruchem, wdarł się do środka.

Ból, jaki temu towarzyszył, był nie do opisania. Krzyknęłam tak głośno, że na pewno w furgonetce, dziewczyny wiedziały, co się dzieje. Zabrakło mi tchu w pewnym momencie.
- Proszę... – Wyłkałam.
- Chcesz więcej? - Zaśmiał się ironicznie. - Lubisz ostrzej? Będziesz miała tyle kutasów w sobie, że nie będziesz narzekać cukiereczku.

Nic już nie powiedziałam. Starałam się nie płakać, chociaż czułam każde jego pchnięcie, które wywoływało palący ból. Palce wbijał w moje uda. Klepał boleśnie, co jakąś chwile moje czerwone od uderzeń pośladki. Jego oddech stawał się szybszy, zaczął charczeć i sapać. Był blisko. Błagałam w duchu żeby już skończył.

W końcu wyszedł ze mnie, ale złapał za moje włosy i pociągnął w górę. Ustawił się przy moich ustach i wepchnął penisa do środka.

- Spróbuj jak smakujesz – wychrypiał z chora satysfakcją.

Dusiłam się. Było gorzej niż wtedy, gdy robił to jeden z ludzi ojczyma. Docisnął kutasa, do końca, aż czułam go w gardle. Chciałam zwymiotować, ale wszystko wracało z powrotem. W dodatku zacisnął płatki nosa i nie mogłam oddychać już wcale.

Zaczął zalewać mi gardło. Ciepła ciecz wpływała strumieniem a ja czułam, że wiotczeje. Wtedy szybkim ruchem wyjął go z moich ust i puścił nos.

Jak tonący zaczęłam łapać powietrze. Łapczywie, krztusząc się tym, co musiałam połknąć.

Popatrzył na mnie z triumfalnym uśmiechem i ubrał się bez pośpiechu.

- Zdałaś - odrzekł oficjalnie, jakbym właśnie obroniła magistra. - Zostajesz.


Kropelka nadziei ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz