Rozdział 27

726 37 9
                                    

Lucas

- Udało Ci się ją odnaleźć? - pytam ojca już lekko wkurwiony.

- Jeszcze nie - odpowiada, a we mnie się gotuje. - Moi ludzie znajdą tą kobietę, ale...

- Co?! - moja irytacja sięga zenitu i wyżywam się na ojcu.

Chodzę po kuchni w tę i spowrotem. Gabinet już zdemolowałem, kolej na resztę domu. Wszystko przypomina mi o tych wszystkich okropnych rzecznych. Dusze się we własnym domu.

- Jesteś pewny tej decyzji? - Nie jestem; ale tego na głos nie powiem. - Całkowicie, może to nasza jedyna nadzieja, żeby odzyskać ją całą - odpowidam z irytacją.

Ojciec wyczuwa mój stan i dalej nie drąży. Wie dobrze, że wdałem się w niego i nie cofne, dopóki nie osiągnę celu. Nie ważne ile trupów zostawie za sobą.

Patrzy na mnie z dumą. Nie znam jeszcze całej historii jego i matki Hani, ale wiem, że żałuję swoich decyzji. To był jeden, jedyny raz kiedy postąpił inaczej niż zawsze. Ja będę walczył do końca. Do póki nie odzyskam jej w całości.

Ojciec wyszedł, a ja próbuje przekonać sam siebie, że to nie jest glupi pomysł, bo co jeśli znienawidzi mnie do takiego stopnia, że już nie spojrzy na mnie w ogóle.

Nie pozwolę, żeby Mateo mi ją odebrał. Nasz układ i gra o Hanie, przestała obowiązywać, kiedy ją porwali. Wtedy doszło do mnie, że mój świat się zawalił. Szukałem jej tak długo, a kiedy już znalazłem, nie poznała mnie.

Kiedy patrzyła przestaszona tymi cudownymi oczami, coś we mnie pękło. Straciłem jakąś cząstkę. Brakuje mi tego ostatniego puzzla, żeby się poskładać. Brakuje mi jej jak tlenu. Jest moją wodą, która gasi pragnienie.

***

Siedzę już, którąś godzinę nad papierami, ale nic mi dzisiaj nie wychodzi. Muszę ogarnąć zaległe sprawy. Moi wrogowie, tylko czekają żeby dobrać mi się do tyłka.

Nie wiem, jak udało podejść się nas Tadeuszowi. Skurwiel o mało mnie nie zabił. Sam leżałem nie przytomny tydzień, przez jakieś gówno, które ta mała mi wstrzykła. Swoją drogą, że nie zauważyłem nic podejrzanego w jej zachowaniu. Niemożliwe, żeby działała sama. Nawet Tomasz, nie byłby wstanie jej pomóc. Ktoś jeszcze musiał w tym uczestniczyć.

Pierdolona Malwina, córka fiuta, który porwał moją dziewczynkę. Gdybym mógł, to wskrzesił bym oboje i zatłukł jeszcze raz.

Jedna myśl tylko mnie nie pokoi. Teraz Hania jest wesoła. Co stanie się z nią, kiedy wspomnienia wrócą?

Patrzę na sterte zdjęć i płyt. Na wszystkich jest ona. Musiała tyle wycierpieć. Dzięki kamerce zamontowanej w pokoju, w którym przebywała, mogę teraz po kolei eliminować tych skurwieli, ktorzy postawili łapy na Hani.

Sergio też zginął. Kiedy dostaliśmy cynk, że podobna dziewczyna była widziana w magazynie, wysłałem go żeby to sprawdził. Wiedziałem kto ją zabrał. Powinienem go dobić wtedy w szpitalu, jak rozjebał się na drzewie.
Sergio za bardzo wziął sobie do serca moje słowa. Gdyby nie ta kamera, do tej pory bym nie wiedział, że śmiał wsadzić fiuta w nią.

Młody nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo ma przejebane. Myślał, że chce wejść z nim w układy i otworzyć kilka burdeli. Wysłałem ludzi, żeby odbili moją kruszynkę, pod pretekstem sprawdzenia towaru; dziwek.
Sam bym to zrobił, ale jakby mnie zobaczyła, mogłoby się nie udać, ale  i tak ucierpiała niestety.

***

- Panie Porto, możemy zamienić słowo? - Ledwo przekraczam próg oddziału i dopada mnie lekarz Hani, co mnie niepokoi.

- Czy coś się stało z Hanią?

- Nie, tzn; chyba nie? - Irytuje mnie już od jakiegoś czasu, ale jest najlepszy w tym co robi.

- Można jaśniej? - wyczuwa, że zaczynam tracić cierpliwość i cofa się o krok. Mimowolnie kąciki ust idzie mi w górę. Doktorek dobrze wie, z kim ma do czynienia.

- Pani Magda mówiła, że można zacząć bardziej naciskać, ale wydaje mi się, że pański brat przesadził.

Kiedy przyjmowano Hanie, dla komfortu podaliśmy się za braci. Hania oficjalnie jest naszą kuzynką, chociaż nikt z personelu w to nie wierzy, ale tyle co im płacę, wystarcza żeby zamknąć gęby.

- Co zrobił? - Co by to nie było, na pewno mi się nie spodoba.

- Przyniósł dziewczynie zdjecia...

Patrze na lekarza, a on na mnie. Ja nie nie rozumiem, a on blednie z każdą chwilą. Jakie to musiały być zdjęcia w takim razie?

- Uprzedzam, zaraz szlak mnie trafi! - cedzę, każde słowo przez zaciśnięte zęby.

- W teczce, którą zostawił byli martwi ludzie.

Widzę jak robi się bielusieńki, jak ściana za nami. Boi się. Boi się, co zrobię. Jednak ja opanowuje się w ostatniej chwili.

- Proszę przekazać Hani, że musiałem załatwić coś bardzo ważnego i postaram się wpaść na chwile wieczorem - mówię wkurwiony i podchodzę do drzwi. Łapiąc za klamkę, odwracam się jeszcze - Teczkę proszę schować. Odbiorę później.

Doktorek lekko skinął głową i  z duszą na ramieniu ucieka w głąb szpitala. Śmieje się sam do siebie.

Kropelka nadziei ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz