Rozdział 10

994 52 7
                                    

Obudził mnie okropny ból z prawej strony twarzy. Nie umiałam otworzyć oka. Usta bolały jak po użądleniu osy. Podniosłam się i usiadłam ale szybko musiałam oprzeć głowę, bo cela wirowała dookoła. Tak cela – to coś gdzie byłam można tak nazwać.

Mikroskopijne pomieszczenie z dziurą zamiast toalety, maleńkie okno przez, które nawet mysz nie przejdzie i stalowe kraty zamiast drzwi. Na korytarzu było tak ciemno, że nie sposób dojrzeć, czy ktoś mnie pilnował.

Zastanawiałam się ile czasu minęło. Niestety nie straciłam pamięci i przed oczami miałam dalej kawałki ciała Anny. Byłam na nią wściekła. Nie była idealną przyjaciółką ale wydawało mi się, że lubiła mnie tak samo jak ja ją. Miała zostać moim świadkiem na ślubie. To co zrobiła wyryło się w mojej pamięci do takiego stopnia, że ciężko mi teraz zaufać. Jednak nie zasługiwało na tak okrutny los.

Nigdy nie powiedziała mi, że ma brata. A tu proszę, sam Lucas Porto.

Usłyszałam kroki i brzdęk kluczy. Skuliłam się i modliłam. Lucas okazał się bandytą, który z jakiegoś powodu zna Roberta i mojego ojczyma. Nie wiem czym się zajmuje dokładnie ale zdarzenia, z którymi musiałam się zmierzyć, nie wróżą niczego dobrego.

- Jak się czujesz ?

Do celi wszedł Mateo. Wydawał się przyjaźnie nastawiony. Podał mi butelkę z wodą i kanapkę.

- Musisz zjeść – wskazał na posiłek, który odtrąciłam. Bałam się czy nie jest zatruty.

- Nie chce – wydusiłam przez ściśnięte zęby. – Chcę wrócić do domu !

Mężczyzna usiadł na podłodze obok mnie. Ręce oparł o kolana i spojrzał w moim kierunku z dziwnym błyskiem w oczach. Nie podobało mi się to.

- Wrócisz do domu... za jakiś czas – chciało mi się ryczeć, kiedy zdałam sobie sprawę, w jakiej jestem sytuacji.

Nikt nie będzie mnie szukać. Matka ma mnie w dupie, ojczym trzyma z nimi a moja szefowa nie zorientuje się, dopóki nie dostanie raportu pod koniec tygodnia. Zostaje mi tylko Anita ale co ona może zrobić. Nie ma pojęcia gdzie jestem i co się właściwie wydarzyło.

- Gdyby to ode mnie zależało... już byś nie żyła – przeszły mnie ciarki kiedy zauważyłam nóż w dłoni chłopaka.

- Ja nic nie zrobiłam – chciałam się obudzić z tego koszmaru jak najszybciej.

- Wstawaj – nakazał, szarpiąc boleśnie za ramię. – Nie mamy czasu na zabawy.

Głowa bolała mnie nadal bardzo mocno. Poczułam, że zaraz zwymiotuje jeśli mnie nie puści. Wyczuł mój stan i pokazał żebym szła przed nim na górę. Schody były strome i było ciemno. Mała żarówka ledwo oświetlała przejście.

Weszliśmy wprost do kuchni. Już wiedziałam, że jesteśmy w domu Lucasa. Wcześniej było ciemno i prowadzili mnie od tyłu, więc nie poznałam tego miejsca. Z resztą kiedy byłam tu ostatnio, dookoła panował bałagan po skończonej budowie. Teraz przez okna widać było pięknie urządzoną przestrzeń.

Mateo popchnął mnie dalej. Weszliśmy do salonu, w którym czekali Lucas, Tadeusz i Robert. Ten ostatni w opłakanym stanie.

W twarzy ciężko było dostrzec oczy. Ledwo je otwierał. Cały posiniaczony, we krwi i przywiązany na środku do krzesła. Zrobiło mi się go nawet trochę żal.

- Siadaj ! – rozkazał Lucas takim tonem, że gdyby kazał to bym wyskoczyła z okna. Patrzył na mnie zimnymi jak lód oczami.

- Lucas ja... - nie zdążyłam nic więcej powiedzieć. Doskoczył do mnie w jednej chwili i mocno ścisnął za szyję.

- Nie waż się odzywać nie proszona - wychrypiał i puścił mnie. Bałam się wykonać jakikolwiek ruch, dlatego tak jak położyłam dłonie płasko na udać, tak ich nie przesunęłam nawet o milimetr.

Mężczyzna odszedł kawałek i odwrócił się tak, żeby stać bokiem do mnie i do Tadeusza, który wydawał się pewnym siebie dupkiem.

- Dostałem informacje, że jesteś zamieszana w zamordowanie mojej siostry – zmierzył mnie z pogardą w oczach a ja skuliłam się w sobie jak dziecko, które narozrabiało. – Jednak już wiem, że były błędne. Rzucił wściekłe spojrzenie mojemu ojczymowi.

Tadeusz nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Ja też byłam w szoku. Dwoje ludzi, których do tej pory nie widziałam, mierzyli z broni w głowę mojego ojczyma.

Zbity z tropu mężczyzna nie wyglądał już tak dostojnie. Idealnie komponował się z białą ścianą. Cała krew odpłynęła mu z twarzy.

- Myślałeś, że uda wam się zataić tak ważny aspekt ? – z ironią zapytał Lucas. Powoli zbliżał się do coraz bardziej zszokowanego Tadeusza. – Mateo popytał tu i tam i jak się okazuje, Hania nie ma nic wspólnego z całym tym gównem.

Poczułam ulgę. Jakby ktoś strącił niewidzialny kamień z mojej klatki piersiowej. Jednak to nie trwało długo.

- Nie myśl, że jesteś bezpieczna Hanka! – rzucił oschle w moja stronę Mateo.

- Tobą zajmiemy się później – dodał Lucas.

***

Wszystko co działo się prze ostatnie dwie godziny, chciałabym wymazać z pamięci. Płacz, krzyk, morze krwi i wnętrzności. W najgorszym koszmarze, nigdy nie wyobraziłabym sobie takiego scenariusza.

Dowiedziałam się, że Annę zamordował Robert. Dlaczego? Ano dlatego, bo go zdradziła. Mojego narzeczonego poruszył fakt, że jego kochanka puściła się z jakimś gościem. O mnie nie myślał wtedy. W sumie, wyznał że nigdy mnie nie kochał. Był ze mną, bo lubił moja mamę. Ironia, bo ja jej nienawidzę.

Tadeusz mnie nienawidzi za coś, co zrobił mój ojciec lata temu. Niestety nie powiedział co. Od czasu kiedy świadomie przyjęłam do wiadomości, że mąż mojej mamy nie jest moim tatą a ona sama zaczęła opowiadać o tym prawdziwym, przestał ukrywać niechęć do mnie.

Dzięki całej tej chorej sytuacji poznałam nazwisko, które teoretycznie powinnam nosić i ja. Dowiedziałam się też, że przed laty Tadeusz i mój tata byli dobrymi przyjaciółmi. Jak widać, niezbyt ta przyjaźń prawdziwa i trwała.

- Dlaczego go zabiłeś? – wyszeptałam i dalej wpatrywałam się w miejsce, które przeszyło na wylot czaszkę Roberta. – On wiedział więcej...chciałam.

- Przestań! – przerwał mi Lucas, wycierając dłonie w koszulkę. Cały był we krwi. Nie swojej oczywiście. – Znasz nazwisko i to Ci wystarczy. Pomogę Ci odnaleźć ojca. Jeszcze trzeba odszukać Tadeusza.

Spojrzałam na mężczyznę, który mnie porwał. Nie bałam się żadnego człowieka tak bardzo, jak jego. Za pięknymi oczami kryły się ognie z samego piekła. Kiedy patrzył z furią wypisaną na twarzy, miałam wrażenie, że zaraz ten ogień i mnie pochłonie.

Przyznał się, że dostał zlecenie, żeby się mnie pozbyć. Miałam się zakochać, uwierzyć w bajki i miałam dać się wywieść. Dokąd? Do Meksyku. Po co? Miałam zostać dziwką w najgorszym burdelu. Moje zdjęcia miały trafić do biologicznego ojca. Był jeden szczegół, który przyczynił się do mojego ocalenia i jednocześnie do wyroku śmierci ojczyma, któremu udało się uciec jakimś cudem podczas całego zamieszania. Mój ojciec nosił nazwisko Porto i pochodził z Bułgarii, tak jak Lucas i Anna.

Kropelka nadziei ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz