Rozdział 11

999 52 8
                                    

- Jak to jest możliwe ?! – Anita nie mogła pojąć tego co się wydarzyło.

- Nie wiem – spuściłam głowę i oplotłam się ciaśniej ramionami.

To co się wydarzyło, naprawdę jest ciężkie do zrozumienia. Najgorsza myśl jaka mnie naszła, to możliwość, że Lucas jest moim bratem. Bratem, który jest pieprzonym, płatnym zabójcą. Firma przewozowa to przykrywka. Działa legalnie ale więcej przekrętów w niej, niż gdziekolwiek indziej.

- Nawet nie chcę myśleć co mogło się stać – Anita podeszłą do mnie i przytuliła jak małą dziewczynkę. – A co z matką?

- Nic...

Po całym zajściu pojechałam do mamy razem z Lucasem. Jeszcze tego samego dnia. Wytłumaczyliśmy tyle ile byliśmy wstanie i tyle, na ile mogliśmy sobie pozwolić. Moja wygląd przypisaliśmy Robertowi, który zginął z kulką w głowie.  Mieliśmy nadzieję, że matka będzie wiedział gdzie mógł ukryć się Tadeusz.

Czułam się fatalnie z myślą, że przyczyniłam się do tych kłamstw. Najgorsze było to, kiedy Klaudia Green oświadczyła, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego, nie obchodzi jej gdzie i z kim jest jej mąż i że mam zakaz pojawiania się w jej domu. Za każdym razem kiedy się widywałyśmy, miałam nikłą nadzieję, że jednak coś dla niej znaczę. Chciałabym chodź raz usłyszeć od niej, że mnie kocha.

Nie wzruszyło jej nawet kiedy Lucas opowiedział o zamiarach Tadeusza wobec mnie. Z ironicznym śmiechem przyznała, że pomysł miał całkiem dobry ale ja nawet do rozkładania nóg się nie nadaje.

- Hania, dasz radę? – Anita wyrwała mnie ze wspomnień wczorajszej rozmowy z mamą.

Pomagała mi jak umiała. Pocieszała. Mateo sprowadził ją w środku nocy i została ze mną. Najpierw dostał od mojej drobnej przyjaciółki dwa razy z liścia a później zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. W sumie wyglądało to trochę komicznie.

Anita jest niewiele wyższa ode mnie, szczupła i drobna blondynka z zielonymi oczami. Ostatnio zaczęła biegać codziennie z samego rana.

- Muszę – wyznałam bez przekonania. – Ludzie dookoła mnie okazują się zupełnie inni. Prawdopodobnie mam brata zabójcę i jeśli to prawda, to ojciec jest nie lepszy, moja być może siostra, została poćwiartowana. Matka wyrzekła się mnie na dobre. Rodzinka Adamsów tylko rąsi brakuje.

Anita roześmiała się na to porównanie. Niestety w moim życiu więcej jest bólu niż radości.

Podeszłam do blatu w kuchni z zamiarem zrobienia sobie herbaty. Przyjaciółka przyglądała mi się ze smutkiem i współczuciem. Znała mnie bardzo dobrze. Wiedziała jaką mam przeszłość. Matka, która nigdy mnie nie chciała, ojczym, który okazał się jeszcze większym draniem niż ona sama. Znała moją tajemnicę, która coraz bardziej mi ciążyła.

Byłam samotna. Miałam tylko Katarzynę dla, której byłam niczym wnuczka. Na szczęście nic jej nie jest. Nie miała nawet pojęcia, że coś się dzieje dookoła. Zdjęcia jakie pokazał mi Lucas, były zrobione w dniu, kiedy spotkałam go w ogrodzie z rodzicami. Nie miał zamiaru robić jej krzywdy.

Pod domem zaparkowało szare audi r8. Dobrze wiedziałam kto zaraz z niego wyjdzie. Nasze oczy spotkały się na moment. Bałam się. Tyle tylko, że sama nie wiedziałam już czego. Czy samego Lucasa, czy możliwości, że jest moim bratem a ja robię się mokra na jego widok? Ta myśl, dręczyła mnie od tygodnia. Tyle minęło czasu od mojego uwolnienia.

- Cześć – przywitał się wchodząc jak do siebie. – Możemy wejść?

- Przecież już jesteście w środku – zirytowana Anita stanęła w lekkim rozkroku, splatając ręce na piersi niczym ninja, dodatkowo zasłaniając im bezpośredni dostęp do mnie. Czułam, że się boi ale nie chciała dać po sobie tego poznać.

Lucas spojrzał na mnie wzrokiem zbitego psa. Dopiero teraz zauważyłam w jakim jest okropnym stanie.

Ciemne włosy, które zawsze miał idealnie ułożone - zaczesane do przodu z uniesioną lekko grzywką w górę, teraz miał w kompletnym nieładzie. Kilkunastu dniowy zarost, przypominał młodego drwala. Niebieskie oczy jakby poszarzały a ciemne ze zmęczenia sińce wokół nich, prosiły o kilka godzin snu. Ubrany w czarne, dresowe spodnie i zwykłą białą koszulkę z krótkim rękawem, nie wyglądał jak zabójca.

Mateo wyglądał dużo lepiej. Wiadomo, kogo zżerają wyrzuty sumienia. Idealnie ogolony, zostawił tylko lekką, czarną bródkę, niczym diabeł. Ze swoimi czarnymi jak smoła włosami i niemal identycznymi oczami mógłby nosić imię Lucyfer. Dodatkowo bardzo dobrze zbudowany. Nie był przerośnięty mięśniami ale miał ich tyle, żeby wzbudzać respekt i wywoływać orgazmy na samo wspomnienie o nim. Nosz kuu.. – posrało ci się w tej pustej łepetynie ! – wykrzyczała mi podświadomość. Tak ona już wiedziała, że dzisiejsza noc jest zarezerwowana dla pana M i mojego sylikonowego kumpla z szuflady.

- Czego chcesz ?! – próbowałam być stanowcza ale chyba mi nie wyszło. Palący wzrok przyjaciela, mojego potencjalnego brata nie pomagał.

- Chcemy przeprosić i błagać o wybaczenie! – łał, ja chyba śnie. Sam Lucas Porto błaga o litość nad jego zbolałą duszą. – Wiem, że jestem bydlakiem i zrobiłem Ci niewyobrażalną krzywdę ale...

- Nie ma ale – weszłam mu w słowo. – Przez Ciebie boje się własnego cienia. Nie mogę spać, wszystko wydaje mi się podejrzane ! – zaczęłam unosić głos.

- Haniu...- Mateo odłożył butelkę z winem, której wcześniej nie zauważyłam i przetarł dłońmi twarz. Jakby był zmęczony, chociaż nie wyglądał na takiego. – Proszę w imieniu swoim i Lucasa, abyś dała nam wszystkim jeszcze jedną szansę a my pomożemy w rozwiązaniu zagadki z twoim pochodzeniem i znajdziemy tego gnoja, który jakimś cudem zwiał.

Spojrzałyśmy na siebie z Anitą. Ona kiwała głową na nie a ja na tak. W końcu wzniosła ręce w górę, przewróciła oczami i zrezygnowana powiedziała – Ok! Niech się dzieje ale macie być grzeczni – wskazała palcem na chłopaków. – Żadnych numerów – dodała.

Moja Anita. Mój pit bull.

Kropelka nadziei ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz