Rozdział 6

1K 57 0
                                    

Serce podskoczyło mi do gardła. Mało brakło a bym wyzionęła ducha.

- Anita popierdoliło Cię ! – wysyczałam przestraszona i schowałam za ścianę, bo głupia zapaliła światło. Szybko je zgasiłam i pociągnęłam Anitę za sobą.

- Weźź dziewczyno - śmiała się ze mnie. - Coś taka wrażliwa i co tu tak sterczysz w środku nocy ? - naigrywała się dalej ze mnie.

- Oni nie żyją - wyszeptałam i usunęłam się na podłogę. Chłód paneli przyjemnie koił nerwy.

- Hanka o czym ty mówisz? - Anita przykucnęła nade mną i wyraźnie zaniepokojona moim stanem, sama zaczęła drżeć. - Co tam zobaczyłaś? -skinęła głową w stronę okna.

- Stało tam dwóch gości w garniturach a po chwili padli na ulicę - spojrzałam w oczy przyjaciółki i chociaż było ciemno, to wyraźnie widać było strach w jej oczach.

- Hania ja już chyba nie zasnę - przytuliła się do mnie. - Zadzwonimy na policje?

- Nie wiem co robić. Jak Ci dwaj leżeli już martwi to podjechało auto i wysiadł z niego Lucas Porto.

Nie dała mi dokończyć.

- Co? Ten Lucas? - chyba była w większym szoku niż ja.

- Tak i w dodatku chyba mnie widział, patrzył prosto w moje okno a ty jeszcze zapaliłaś światło.

Anita mimo twardej fasady w środku była tylko delikatną kobietą. Bała się równie mocno jak ja. Miałam nadzieję, że to wszystko jest tylko snem.

Do rana nie zmrużyłyśmy oczu. Udało nam się zasnąć kiedy na dworze zrobiło się jasno. Dobrze, że to niedziela i nie musiałam iść do pracy.

***

Dzień zleciał szybko. Postanowiłyśmy nie robić nic. Ze strachu, że to może obrócić się przeciwko nam. Żadnej policji. Nic nie widziałyśmy. Tak będzie lepiej. Chyba...

Nie mam pojęcia co odegrało się koło mojego domu i kim naprawdę jest Lucas ale boje się go w tym momencie. Najchętniej zerwałabym z nim kontakt i chyba tak zrobię. Niestety muszę doprowadzić do końca projekt. Do tego czasu będę go unikać o ile jeszcze się odezwie. Cały czas mam nadzieję, że jednak mnie nie zauważył.

***

Późnym popołudniem odwiozłam Anitę na pociąg. Musiała wracać do Krakowa.

- Hania jakby coś się działo to dzwoń natychmiast – była tak samo zestresowana całą sytuacją jak ja.

- Na pewno dam Ci znać ale wierzę, że nikt nas nie widział – nieudolne próby przekonania samej siebie, nie uszły uwadze mojej przyjaciółki ale nic nie powiedziała.

***

Wracając do domu, postanowiłam na chwilę podjechać do mamy. Wysłałam jej sms, że będę nie długo. Niespecjalnie miałam ochotę akurat z nią się zobaczyć ale to było zło konieczne. Już nie mogłam się doczekać zapachów z kuchni kiedy Katarzyna gotowała. Na samą myśl aż ślinka mi poleciała.

Musieli mieć gości bo na podjeździe stał Bentley. Auto, którym mój ojczym wręcz gardził. Nie wiem dlaczego. Całkiem ładny wóz. Zaparkowałam moją tetetkę obok.

Od wejścia uderzył we mnie zapach ciasta czekoladowego. Mój ponury nastrój ulotnił się w jednej chwili. Wiedziałam, że jestem w miejscu idealnym, żeby zapomnieć chociaż na chwilę o sytuacji z nocy.

Dziwne było to, że nigdzie nie pisali ani nikt nie mówił o trupach. Jakby wszystko naprawdę mi się przyśniło. Skłonna byłabym w to uwierzyć ale Anita była ze mną. Z gracją wyjrzała przez okno z łazienki i widziała jak jakiś wysoki mężczyzna z jeszcze jednym, ładowali ciała do Volvo i jeden z nich odjechał w przeciwnym kierunku niż audi.

W domu matki i Tadeusza panował przepych. Grube dywany były wszędzie, tak jak obrazy, których sensu nigdy nie zrozumiem. Jakieś powykrzywiane twarze, które budziły mój niepokój, kiedy koło nich przechodziłam. Przeszłam przez salon i weszłam do kuchni.

- Dzień dobry – przywitałam się z Katarzyną, która zmywała właśnie naczynia i stała tyłem. W jednej chwili wszystko rzuciła i już była obok mnie.

- Skarbie złoty witaj – Ile bym dała, żeby mama tak reagowała na mój widok.

Odgoniłam smutne myśli i wtuliłam się w korpulentną, pachnącą cynamonem starszą panią. Katarzynę kochałam jak mamę, babcie i ojca w jednym. Nie było to trudne bo moja matka na to miano nie zasługiwała a babci i ojca nie znam.

- Siadaj już Ci kroję kawałek ciasta a ty opowiadaj co u Ciebie – Kobieta wręcz podbiegła do wyspy, na której pod ściereczką odpoczywał placek i za moment dostałam duży kawał polany sosem czekoladowym.

- Niebo w gębie – rozpływałam się z radości, że postanowiłam dzisiaj przyjechać. – Mimo kilku prób, moje ciasto nigdy tak dobrze nie wychodzi.

- Wymyślasz złotko – Katarzyna usiadła naprzeciw mnie ze swoją porcją. – Jak w pracy, wszystko w porządku ?

Opowiedziałam jej o wszystkim. Oczywiście pominęłam szczegóły, których byłam świadkiem.

- Kochana moja, może mu się spodobałaś – stwierdziła kiedy opowiedziała o pocałunku. – Nie mniej jednak uważaj na tego całego typa.

- Czy rodzice mają gości, dziwne że jeszcze mama nie wparowała do kuchni?

- Tak, ktoś tam przyjechał ale nie widziałam. Siedzą na tarasie.

Pomogłam kucharce posprzątać i poszłam sprawdzić kto tak zawładnął czasem mojej rodzicielki, że nie sterczała nade mną jak harpia od progu.

Wyszłam za dom. Jedno do czego nadawała się Kamila to kwiaty. Miała do nich idealną dłoń. Ogród był przecudny. Pachniał uroczo.

Szłam alejką, przy której rosły lilie a wzdłuż, kawałek dalej z jednej strony rozsadzone były krzewy z różnobarwnymi, malutkimi kwiatkami. To miejsce było magiczne. Małe latarenki dawały poświatę wieczorem, co nadawało temu ogrodowi romantyczny wydźwięk.

- O już jesteś – Matka zauważyła, że nadchodzę i przybrała swój okropny wyraz twarzy, kochającej mamusi. Brr aż mnie zemdliło od tej słodyczy.

Jednak mój wzrok powędrował do osoby, która siedziała obok Tadeusza.

Przyglądał mi się z zaciekawieniem. Jakby oceniał. Chciał wniknąć w moje myśli i wykraść wspomnienia. Ciarki przeszły po moich plecach. Mimo pięknej pogody i wysokiej temperatury czułam chłód rozchodzący się po moich kościach.

- Poznaj Pana Lucasa Porto, to moja córka Hanna – skierowała wzrok ze mnie na mężczyznę wyczekując mojej reakcji. Oczywiście chodziło tylko o moje maniery, żeby broń boże nie przynieść im wstydu.

- My się już znamy droga Kamilo – posłał mi drwiący uśmiech. On mnie widział, już byłam pewna.

- O jak miło – zaszczebiotała matka. – Gdzie się poznaliście w takim razie?

- Hania wykonuje projekt sypialni i łazienki w moim domu pod Warszawą.

- Na pewno będzie pięknie jeśli to moja córka tym się zajmuje prawda Tadeuszu – mama zwróciła się do mojego ojczyma a ja nie wiedziałam już gdzie patrzeć. Czułam jak przewierca mnie wzrokiem.

- Hanna jest uzdolniona – tylko tyle. Stary buc. Nie znoszę go.

- Nie będę wam przeszkadzać – musiałam jak najszybciej odejść stamtąd – Chciałam tylko się przywitać. Muszę wrócić do domu przygotować kilka rzeczy na jutro do pracy.

Lucas wstał z wygodnej, ratanowej kanapy i podszedł do mnie. Sparaliżowana nie ruszyłam się ani centymetr.

- Szkoda, że już uciekasz – zaakcentował słowo ciekasz i spojrzał na mnie wymownie.

- Muszę – wydukałam i grzecznie uśmiechnęłam się do rodziców – Do zobaczenia innym razem.

- Do zobaczenia, jedź ostrożnie – oczywiście Tadeusz nawet na mnie nie spojrzał

- Zadzwonię do Ciebie wieczorem – nie zapytał czy może, tylko oświadczył i widziałam w jego oczach błysk, który zdawał się szeptać , że lepiej dla mnie jak odbiorę.

Kropelka nadziei ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz