Rozdział 19

2.8K 183 443
                                    

Chłopcy, siedzieli w ciszy, wpatrując się w niebo. Eddie, musiał przyznać, że nie był już tak zły jak wcześniej. Ta głupia rozmowa z Richiem, w jakimś stopniu poprawiła jego samopoczucie. Rozmowa, wydawała mu się jednocześnie dziwna, ale też dość urocza. Nie rozmawiał tak z chłopakiem na codzień.

—Idziesz do basenu?—wyższy, spojrzał na Eddiego. Nie mogli przecież przesiedzieć całego wyjścia, wręcz musieli skorzystać z jakiegoś basenu.

—Ja zostaje—mruknął, opierając brodę o dłoń. Było mu wygodnie, więc po co miał gdziekolwiek się ruszać? Skoro miał wybór, wolał dalej siedzieć na słońcu, nie mocząc swojego ciała. Potem suszenie włosów, było istną katorgą.

Richie, zaśmiał się pod nosem, energicznie wstając. To proste, że nie miał zamiar zostawić mniejszego w spokoju. Szybkim ruchem, włożył ręce pod jego nogi, przerzucając przez plecy. Słysząc głośny krzyk Eddiego, od razu się roześmiał. Jednak trochę niepokoił go fakt, że chłopak był tak lekki. Ledwo odczuwał, że trzyma kogoś na swoim ramieniu.

Ruszył w stronę basenu, wskakując do niego. Całej sytuacji towarzyszyły krzyki i liczne bluźnierstwa ze strony mniejszego. Gdy byli w wodzie, Eddie wynurzył się pierwszy, a zaraz po nim winny całej sprawie chłopak.

—Tozier, czy ty jesteś nienormalny?—spytał, biorąc głęboki oddech. Nie spodziewał się czegoś takiego. Zanim zdążył dostrzec byli już w wodzie, nie miał kiedy się na to przygotować!

—W jakimś stopniu, na pewno.

Przyjrzał się Eddiemu, który w takim stanie wyglądał jeszcze lepiej niż zazwyczaj. Mokre włosy, opadały na jego czoło, a na jego twarzy dało się dostrzec małe wypieki. Richie, musiał przyznać, że mógłby oglądać to godzinami. Kaspbrak za to, widząc jak ten wpatruję się w niego, zarumienił się mocniej.

Ale to w żadnym stopniu nie oznacza, że się lubią, prawda? Zwyczajnie, nienawidzą się w oryginalny sposób.

***

Wchodząc do autokaru, oboje śmiali się strasznie głośno. Zaniepokoiło to większość osób, ponieważ zdawali sobie sprawę z ich nieprzyjemnej relacji. Wzrok Eddiego, natchnął się na ten Stana. Widząc blondyna, trzymającego dla niego miejsce, patrzącego na niego smutnym spojrzeniem, coś w nim pękło. Szybko dosiadł się do wyższego chłopaka, kątem oka widząc, że Stan uśmiechnął się pod nosem.

—Cześć—zaczął blondyn, przegrywając wargę. Stresował się rozmową z Eddiem, szczególnie, że był świadomy czego będzie dotyczyć. Will, powiedział mu o sytuacji z ostatniego wieczoru. Był  świadomy, że brunet zdaje sobie sprawę skąd Tozier się dowiedział.

—Cześć—odparł, mniej pewnym siebie głosem, niż jego przyjaciel. Zaraz potem poczuł jak ramię chłopaka, obejmuje go. Blondyn, przyciągnął go bliżej siebie, kładąc swoją głowę na tej jego.

—Przepraszam. Nie powinienem nigdy poruszać z nim twojego tematu.

Z jednej strony miał rację. Nie powinien nigdy mówić Richiemu o jego życiu, a szczególnie o Bowers'ie. Nie lubił tematu swojej nieudanej miłości. Może dlatego, że nie chciał się pogodzić z takim rozstaniem? Że dalej zasypiał, myśląc, że Henry przyjdzie pod jego dom, prosząc o rozmowę? Nawet jeśli nadzieja w nim zgasła, nie umiał o nic zapomnieć.

Chociaż patrząc na to z innej strony, czy kiedykolwiek ich relacja mogłaby się polepszyć gdyby nie Stan? Richie, widział w nim puszczalską osobę, jednak skoro po tej rozmowie zaczął patrzeć na niego inaczej, to są też jakieś plusy.

—Jest dobrze—Eddie, splótł ich dłonie, na co oboje się roześmiali.—Zachowałem się jak dzieciak, unikając cię.

—Miałeś do tego pełne prawo. Nie dziwię ci się, że nie chciałeś ze mną rozmawiać.

Przymknęli oczy, oboje szeroko się uśmiechając. Całej sytuacji, przyglądał się Richie, który cieszył się faktem, że między nimi też już w porządku. Przy czym dostrzegł, że Eddie wygląda naprawdę uroczo, gdy jest ze Stanem.

***

—Pachnę chlorem—stwierdził Eddie, wchodząc do pokoju.

—Nie tylko ty—Richie, zamknął drzwi, rzucając się na swoje łóżko. Był zmęczony, więc nie widziało mu się robienie czegokolwiek dziś. Wyścigi z Eddiem na basenie, doprowadziły go do takiego stanu.

Poczuł jak na łóżku pojawia się drugie ciało. Spojrzał na Eddiego, który kładł się obok. Wyglądał na skrępowanego, ale nic przy tym nie mówił.

—Co robisz?—spytał Tozier, zaciekawiony zachowaniem mniejszego.

—Też jestem zmęczony. Ale oboje pachniemy chlorem, więc pomyślałem, że skoro twoje łóżko już i tak złapie ten zapach od ciebie, to po co moje też ma tak pachnieć. Jeśli ci przeszkadzam to mogę wstać—chciał podnieść się do góry, ale silna ręka okularnika, przyciągnęła go do siebie.

—Możesz zostać.

Leżeli bezruchu, nie odzywając się do siebie. Twarz Eddiego, stykała się z klatką piersiową wyższego. Słyszał bicie jego serca, co było na swój sposób uspokajające.

Odruchowo zamknął oczy, przypominając sobie jak wraz z Henry'm, wspólnie leżeli, a ten mógł zasypiać w jego ramionach. Odpędził te myśl, starając nie zawracać sobie tym głowy.

Mimo to, zamknięty w swoich myślach chłopak, wtulił się w tors Richiego. Nie robił tego celowo, to stało się nagle, bez większego myślenia. Tozier, nie wiedząc co zrobił, objął go w talii. Była drobna, nienaturalnie drobna jak na chłopaka. Przyciągnął go jeszcze bliżej siebie, opierając brodę o jego głowę. Również zamknął oczy, czując oddech mniejszego chłopaka na swoich obojczykach.

—Naprawdę nie jestem brzydki?—spytał cicho Eddie, czując jak jego policzki rumienią się.

—Jesteś najpiękniejszy. Obiecuję ci, że tak jest.

Richie, sam nie wiedział czemu to powiedział. Może dlatego, że w środku tak uważał? Nigdy nie mówiłby takich rzeczy wprost, w końcu to jego wróg. Chociaż, czy on dalej może go tak nazywać? Wrogowie się tak nie zachowują. Nie leżą wtuleni w siebie, mówiąc sobie miłe słowa.

—Na pewno?

Słysząc ton, jakim mówił Eddie, czuł jak boli go serce. Mniejszy, brzmiał w taki sposób, jakby zaraz miał się rozpłakać. Było słychać, że potrzebuje wsparcia w tej sprawie.

Wzmocnił uścisk, co wyglądał tak, jakby bał się, że ten zaraz zniknie. Poczuł jak włosy Eddiego, kręcą się pod jego nosem, na co mimowolnie się uśmiechnął.

—Na pewno. I jeśli Henry nie był w stanie docenić tego co miał, na pewno zrobi to ktoś bardziej wartościowy.

Oboje czuli, że zaraz przysną, więc pozwolili, by w pokoju zapadła cisza. Nie trzeba było długo czekać, by naprawdę zasnęli. Żadnemu z nich nie przeszkadzała pozycja, ani sytuacja w jakiej byli. Richie, chwile przed zaśnięciem myślał, jak właściwe może nazwać ich dziwną relację.

Specyficzna nienawiść, to dobre określenie?

________________________________________

Wyszło zjebanie, ale co mi tam. Trochę w nerwach i słabszym humorze pisałam

I tak jest znośny

Fucking Tozier || ReddieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz