Rozdział 5

2.9K 178 413
                                    


Zestresowany Richie, szedł na fizykę. Cały weekend uczył się, głównie z notatek Eddiego. Nie wiedział, czy cokolwiek mu to dało, ale skoro je miał, to czemu nie skorzystać? Były zwięzłe, oraz łatwe do odczytu, nie jak jego podręcznik w którym każda ważna definicja, kryła się w ogromnym zdaniu.

Otworzył drzwi od sali, zwracając na siebie uwagę każdego. Oczy nauczyciela również powędrowały na Richiego.

—Richie, prawie się spóźniłeś—dla mężczyzny nie było to nawet żadne zaskoczenie.

Był ich wychowawcą, a w zawodzie siedział już wiele lat. Nie miał, więc problemu żeby poznać się na chłopaku. Zauważył, jak bardzo niezdarny jest i ile głupich pomysłów wpada do jego głowy. Nie mógł za to powiedzieć, że Richie jest głupi. Wiedział, że gdy chłopak się przyłoży zyskuje naprawdę wysokie stopnie. Kwestia tego jak trudno jest sprawić, by mu zależało.

—Ale nikt jeszcze nie zaczął pisać, tak?—spytał, czując wzrastający stres.

—Siadaj—mężczyzna, skazał na miejsce obok jego przyjaciela.

Nic nie mówiąc, podbiegł do ławki, widząc jak czarnoskóry podśmiewa się z niego. Spojrzał na test, czując jak kręci mu się w głowie. Długie, skomplikowane polecenia z niczym mu się nie kojarzyły. Przypomniał sobie o notatkach w których wszystko było dla niego zrozumiałe, próbując powiązać je z treściami.

Na pewno nie może być tak tragicznie.

***

Richie, wyszedł z klasy. Każda emocja powoli opuszczała jego ciało, a oddech stał się równomierny.

—Aż tak się stresowałeś?—Mike, położył dłoń na jego ramieniu, próbując  uspokoić chłopaka.

—To było straszne.

Richie, miał zamiar odejść w stronę szafek, gdy skierował wzrok przed siebie. Zatrzymał się, a Mike nie mając pojęcia o co mu chodzi, również się rozejrzał. W stronę dwójki przyjaciół szedł Bill, z lekkim uśmiechem na twarzy. Czarnoskóry, już wyczuwał, że Tozier przeżywa wewnątrzny szok.

—Zachowaj spokój, Rich—powiedział cicho, patrząc jak obiekt westchnień jego przyjaciela jest coraz bliżej.

Mike, postanowił szybko zmienić miejsce pobytu. Zrobił krok w bok, nie zwracając na siebie uwagi. Gdy był trochę dalej Richie, obrócił się w jego stronę, próbując pokazać, że jeśli zaraz nie wróci, to zginie marnie.

Końcowo nic mu to nie dało, bo Bill stał już przed nim.

—Ś-świetnie, że c-cię widzę, Richie.

Cholera, co robić. Powiedz coś mądrego. Z tego wynika, że czegoś pewnie potrzebuje. Nie zniszcz tego. Oddychaj.

Tak—powiedział, kiwając głową. Po chwili mentalnie przywalił sobie w twarz, krzycząc na siebie jakim to nie jest idiotą.

Bill, zaśmiał się, a Richie wiedział, że lepszego dźwięku od tego nigdy nie usłyszy.

—M-mam do c-ciebie małą prośbę—zaczął, patrząc na chłopaka poważnym wzrokiem. Rozjerzał się, jakby chciał mieć pewność, że nikt tego nie usłyszy.—R-robisz coś dziś w-wieczorem?

—Jestem całkowicie wolny i otwarty na każdą propozycję.

Czuł jak serce pochodzi mu do gardła. Stres, który czuł na fizyce zniknął, zostawiając mu radość. W końcu chłopak może chcieć zaprosić go gdzieś zaprosić! Nawet na randkę.

—J-jest taki j-jeden chłopak.

Zaczyna się cudownie.

Chciałabym z-z nim g-gdzieś wyjść, n-no wiesz—Richie, po minie chłopaka zrozumiał do czego zmierza.—T-tyle, że słabo s-się znamy, a-a nie c-chce sztywnej atmosfery w-w razie g-gdyby zabrakło tematów.

Richie, przytaknął, a uśmiech na jego twarzy znowu się powiększył.

—Pomyślałem, że m-mógłbyś p-pójść tam ze mną. Ja zaproszę go, o-on weźmie s-swojego przyjaciela, a-a ja ciebie. Zrozumiem j-jeśli nie chcesz.

—Chce!—powiedział, czując narastające podekscytowanie. Skierował wzrok na Mike'a, który przyglądał się sytuacji, oczekując przyjaciela.

—W-w takim razie n-napisze do ciebie po s-szkole.

—Bill, muszę lecieć do Mike'a, będę czekać na wiadomość—zaczął machać w dziwny sposób rękami, wycofując się.

Odbiegł, zostawiając zdezorientowanego jąkałe za sobą. Nie zatrzymał się przy swoim przyjacielu, a zamiast tego chwycił jego ramię, odciągając dalej.

—Co jest, stary?—spytał, widząc, że Richie umiera z radości.

—Bill chyba zaprosił mnie na randkę.

Mike, otworzył usta, wyraźnie zdziwiony. Nie myślał, że miłość jego przyjaciela kiedykolwiek okaże się odwzajemniona przez Bill'a.

—Jak?—spytał, wyraźnie zdezorientowany.

—Użył tam jakiejś sugestii, że chodzi o jakiegoś kolegę i mam robić za towarzystwo. Poza tym, czy to ważne? Od razu słychać, że nie chciał zaprosić mnie wprost. To urocze—uznał, przymykając oczy.

—Albo naprawdę będziesz towarzystwem.

—Wcale nie!—warknął od razu.

Teraz pozostaje mu przeżyć dzień szkolny, by potem spędzić cudowny wieczór.

_________________________________________

Znowu przy niemieckim wzięło mnie na pisanie

Fucking Tozier || ReddieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz