Rozdział 2

3.6K 189 686
                                    


Richie, wracał powolnym krokiem do swojego domu. Zasiedział się z Bev i Mike'iem, a nie mógł spędzić całego dnia w pizzerii. Chłopak, szedł ze spuszczonym wzrokiem, wyraźnie zamyślony.

Poczuł nagle jak małe ciało w niego wbiega, upadając na ziemię. Skierował wzrok na dzieciaka, który podnosił się z chodnika.

—Uważaj jak chodzisz, młody—rzucił, patrząc na chłopaka. Sama struktura twarzy, wydawała mu się znajoma, jednak nie mógł go z nikim skojarzyć.

—Bawiłem się z moim bratem, naprawdę nie chciałem w pana uderzyć.

—Cokolwiek—rzucił, chcąc odejść. Zatrzymał się gwałtownie, gdy przed jego twarzą pojawiła się znajoma osoba.

—G-georgie, w-wszystko w porządku?

Okej, wdech wydech Richie, właśnie brat Bill'a na ciebie wpadł. Dla chłopaka to był prosty znak, że to już przeznaczenie.

—Chyba ten pan jest na mnie zły—mruknął, przytulając się do swojego brata.

Richie, zrozumiał jak bardzo spieprzył. Właśnie był oschły, dla brata swojego przyszłego męża. Przecież oni będą kiedyś rodziną! Nie mógł nawet pozwolić na jakikolwiek konflikt.

—Ah,—Bill, roześmiał się widząc o kim mówi mniejszy—t-to mój kolega, G-georgie. Na pewno nie j-jest na c-ciebie zły—przejechał dłonią po włosach chłopaka, próbując dać mu do zrozumienia, że nic się nie stało.

Spojrzenie Bill'a spotkało się z tym Richiego. Serce czarnowłosego zabiło od razu szybciej, a oddychanie stało się trudniejsze. Widocznie Bill, to zauważył, bo po chwili stał przed chłopakiem.

—D-dobrze s-się czujesz, Richie?

Okularnik, mógł stwierdzić, że nigdy nie słyszał swojego imienia powiedzianego tak idealnie.

—Jest dobrze—pokiwał energicznie głową.—Gdzieś idziecie?

—Tak właściwe już wracamy—usłyszał cichy głos Georgie'go, zza pleców chłopaka.

—W takim razie, może w ramach przeprosin za moją gwałtowną reakcję was odprowadzę?—uśmiechnął się szeroko, próbując nie dać po sobie poznać żadnych ukrytych zamiarów.

—A-a mógłbyś Richie?

Dla ciebie, mógłbym wskoczyć w ogień.

—Nie ma problemu—rzucił, pozwalając, by Bill wskazał mu drogę.

***

—Widziałeś jego minę, gdy zrobiłem te fizykę? Ktoś tak głupi jak on nigdy tego nie zrozumie—zaśmiał się Eddie, słysząc również śmiech swojego przyjaciela w telefonie.

Lubił prowadzić z nim długie rozmowy telefoniczne, które często nie opierały się na niczym szczególnym. Umieli z najgłupszego tematu, stworzyć sensowną rozmowę.

—Nigdy nie zrozumiem waszej dwójki.

—Stan, nie zaczynaj—Eddie, warknął, nie mając nawet zamiaru tłumaczyć mu wszystkich powodów dla których nie znosi chłopaka.

—Mówię poważnie. Przyjaźnie się z tobą od pierwszej klasy podstawówki, a nadal tego nie pojmuję. Czemu, aż tak bardzo go nie lubisz?

—Bo to pierdolony Tozier. Kogoś takiego jak on nie da się nawet w małym stopniu znieść.

Wypowiedź chłopaka, przerwał głośny trzask drzwi. Wiedząc, że jego mama wróciła do domu, szybko zakończył rozmowę z przyjacielem. Wyszedł z pokoju, napotykając kobietę.

—Cześć, mamo—uśmiechnął się, co kobieta odwzajemniła.

—Eddie, wpadłam tylko po dokumenty, do tego mając drobną prośbę do ciebie—ruszyła w stronę swojego gabinetu, a chłopak cały czas szedł za nią.

Zaczynał obawiać się czego kobieta może od niego chcieć. Czasem naprawdę miała głupie prośby, za to innymi dniami chodziło o zwyczajną pomoc w pracy.

—Wiesz, słyszałam, że Richard ma ostatnio problemy z fizyką. Pomyślałam, że mógłbyś zrobić dobry uczynek i mu pomóc.

Brunet, skrzywił się na samą myśl o pomaganiu wyższemu. Jego towarzystwo nie było niczym przyjemnym.

Nie ma mowy!—Eddie, nawet przez chwilę nie zastanawiał się nad inną odpowiedzią.

Usłyszał ciche westchnięcie kobiety, zastąpione po chwili jej błagalnym tonem.

—Eddie, mamie Richiego naprawdę zależy. Zrób to chociaż z myślą o niej.

Kobieta, uderzyła w czuły punkt chłopaka. Mimo, że samego okularnika nie znosił tak jak matka, czy ojciec byli lepszą częścią jego życia. Zawsze gdy kłócił się ze swoją mamą, kobieta pomagała złagodzić ich spór. Nawet jeśli groziło to kłótnią z jej wieloletnią przyjaciółką. Tata Richiego, również często pomagał chłopakowi. Jeśli potrzebował gdzieś szybkiego transportu, a jego matka była zajęta, pan Tozier pierwszy czekał w aucie.

Znał też ich opinie na swój temat. Chwalili go znacznie częściej niż jego własna rodzicielka. A za każdym razem, gdy porównywali go do Richiego, wewnątrz umierał ze śmiechu. Wiedział, że pod wieloma względami jest od niego lepszy.

—Długo będę musiał z nim siedzieć?

To nie był pierwszy raz, gdy dawał się namówić na naukę z okularnikiem. Za każdym razem obiecywał sobie, że następnym razem nie da się na to namówić, ale jak zwykle nie miał wyjścia.

—Po prostu idź Tozier'ów, daleko nie masz—kobieta, chwyciła dokumenty, radośnie wychodząc z biura. Eddie, ruszył za nią, wiedząc, że nie ma nawet innego wyjścia.

***

—Jąkasz się mniej niż kiedyś—zauważył Richie, gdy zbliżali się do domu Bill'a.

—S-staram się.

Richie, spojrzał na obiekt westchnień, który jak zwykle w jego oczach wyglądał idealnie. Uwagę czarnowłosego zwrócił też młodszy brat chłopaka, który cały czas wyglądał na niego zza boku Bill'a. Nie wyglądał jakby był do niego przekonany, więc Richie postanowił posłać mu delikatny uśmiech, licząc, że mniejszy to odwzajemni. Georgie, jednak od razu ukrył się za plecami swojego brata.

—J-jesteśmy—uśmiechnął się, widząc duży dom.—Dziękuję, że n-nas odprowadziłeś Richie. W-widzimy się w s-szkole.

—To nic takiego przecież. Do później, Bill—uśmiechnął się, powoli odchodząc.

Szczęśliwym i żywiołowym krokiem, szedł w stronę swojego domu. W końcu rozmawiał z Bill'em, jeszcze odprowadzając go do domu.

Nic nie mogło zepsuć mu tego dnia.

***

Wolnym krokiem, wchodził po schodach, nie znosząc wręcz faktu, że po całym dniu musi wchodzić na czwarte piętro.

Gdy wreszcie doszedł do górnej części bloku, spojrzał na prawo dostrzegając swoje drzwi. Na lewo wolał nawet nie patrzeć, wiedząc jakie nazwisko tam ujrzy.

Wyjął klucze, szukając tego odpowiedniego, by następnie włożyć go w zamek. Otworzył drzwi, dostrzegając swoją rodzicielke.

—Mogłeś zapukać, otworzyłabym ci.

—Mam klucze to z nich korzystam—uśmiechnął się, zdejmując obuwie.

—Poza tym, w twoim pokoju masz gościa.

Richie, spojrzał zdezorientowany na kobietę. Nikogo nie zapraszał, a nawet o tym nie myślał. Wolał przeleżeć resztę dnia, nie robiąc niczego bardziej produktywnego.

Ruszył w stronę swojego pokoju, otwierając drzwi.

—Mike, mówiłem ci nie przychodź bez pytania—zaczął mówić, jednak spoglądając na swoje łóżko, od razu wziął głębszy oddech.—Co ty tu kurwa robisz?

Jednak ktoś mu zepsuł ten dzień.
_________________________________________

Pisałam klasówke z Niemca i coś mnie wzięło na napisanie tego rozdziału

Fucking Tozier || ReddieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz