Rozdział 45

1.6K 120 314
                                    


Richie, obudził się wczesnym rankiem, w żadnym stopniu niewyspany. Przebudził się przez hałas, jaki spowodował dźwięk otwieranych drzwi. Wyjrzał spod kołdry, widząc w nich wysoką czarnowłosą kobietę.

—Przyszłaś mi znowu robić kazanie?—spytał, chowając swoją twarz w poduszkę.

—Właściwie to masz gościa—Rich, skierował ponownie wzrok na rodzicielke, zza której pleców wyszedł Eddie. Uśmiechnął się do niego lekko, wchodząc do pokoju.—Jakbyście czegoś potrzebowali, jestem w salonie—zamknęła drzwi, zostawiając dwójkę chłopców samych.

Niski chłopak, niepewnie ruszył w stronę łóżka chłopaka. Usiadł na jego krańcu, patrząc na swoje dłonie.

—Przepraszam—powiedział, kierując wzrok na Richiego.—Nie powinien zachowywać się jak dzieciak.

—To nie twoja wina—zmarszczył brwi, podnosząc się do siadu.—Ja spieprzyłem sprawę. To nie tak, że ci nie ufam. Czasem jak myślę, że cała sytuacja z Henrym może się powtórzyć zaczynam się stresować.

—Miałeś rację, jestem naiwny—potwierdził, uśmiechając się lekko.—Manipulowanie mną jest zdecydowanie łatwe, a sam nie umiem nic z tym zrobić.

—To nie powinno tak wyglądać—burknął Rich, chwytając poduszkę w swoje ręce. Zakrył nią swoją twarz, mrucząc coś pod nosem.

—To znaczy?

—Powinienem przyjść do ciebie, prosić cię na kolanach o durne wybaczenie, a potem mocno wyprzytulać. Nie powinieneś tu przychodzić, w końcu nic nie zrobiłeś.

—Tak właściwie, chciałem też z tobą porozmawiać o czymś innym.

—Coś się stało?—zapytał, martwiąc się o swojego ukochanego.

—Tak właściwie to o nas. Dokładniej mam dwie sprawy.

Richie, przygryzł wargę, czując, że może to być albo coś złego, albo nie. Nie miał pojęcia czego może się spodziewać. Wziął głębszy wdech, kładąc poduszkę obok siebie.

—Jeśli mamy być razem, musisz dogadać się z Wesley'em—powiedział, a wyższy przewrócił oczami.—To dla mnie ważne! Pisałem z nim wczoraj, bronił cię, mówiąc, że nie miałeś niczego złego na myśli. Zaprosił nas do siebie na wieczór, więc może zechciałbyś tam pójść?—Eddie, uśmiechnął się szeroko, oczekując od swojego chłopaka pozytywnej relacji.

A Richie widząc tak uśmiechniętego chłopaka, od razu się roześmiał. Podniósł się w górę, całując usta ukochanego. Eddie, odwzajemnił pocałunek. Gdy oderwali się od swoich ust, spojrzeli w swoje oczy.

—Niech będzie—odpowiedział Rich, czując, że pewnie tego pożałuje. Za to zadowolony Eddie, mocno objął chłopaka.—A ta druga sprawa?

Mniejszy, jak na zawołanie się od niego odsunął. Spojrzał na niego, bawiąc się swoimi palcami.

—Richie, jesteś naprawdę cudownym chłopakiem—zaczął, ale okularnik wciął się w jego zdanie.

—Chcesz ze mną zerwać?

—Skąd ci to przyszło do głowy?—Eddie, skrzywił się, po chwili wracając do tematu.—Chciałem zaprosić cię na tegoroczny bal.

Chłopak, całkiem o tym zapomniał. Nie przejmował się życiem szkolnym, więc zazwyczaj omijał takie wydarzenia. Widząc, że Eddie naprawdę jest na to chętny, nie mógł mu przecież odmówić.

—Z tobą pójdę wszędzie.

Teraz tylko przeżyć spotkanie z panem zielarzem.

***

Fucking Tozier || ReddieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz