Nagle jednym szybkim ruchem podwinął moją koszulkę, odsłaniając tym samym brzuch, a na nim bliznę. Natychmiast poderwałam się z łóżka. Nikt o tym nie wie prócz rodziny. Dlaczego to zrobił do jasnej cholery...po moich policzkach ponownie spłynęły ciepłe łzy. Bez jakiegokolwiek namysłu ruszyłam w stronę drzwi. Jednak w momencie gdy mijałam próg poczułam mocny ucisk na nadgarstku i po chwili ktoś pociągnął mnie do tyłu i przytulił. - Nie musisz nic mówić- powiedział spokojnie Remus - Muszę, ty mi powiedziałeś- spojrzałam szatynowi w oczy, dając mu do zrozumienia że już nie ma wyjścia. - W wieku sześciu lat...wykryto u mnie mugolską chorobę a właściwie guza, który mógł zagrażać mojemu życiu, dlatego musiałam przejść operację - powiedziałam cicho. Nie chciałam wracać do tamtego wspomnienia. - Ale...skoro to było tyle lat temu, to...co się stało teraz? Przecież pani Pomfrey nie wykryła żadnych powikłań -spytał James. - Nie wiem - odparłam krótko. Naprawdę nie wiedziałam, nigdy wcześniej nie zdarzyło się nic takiego. - A właściwie, to co ty robiłaś w lesie? - spytał Syriusz. - Nic - warknęłam trochę zbyt ostro, ponownie kierując się do wyjścia. - Ej, czekaj! - krzyknął za mną James, ale mnie już nie było. Uciekłam do swojego pokoju, szybko spakowałam książki i ruszyłam na lekcje. Jak oszalała wpadłam do klasy, w której zaczęły się już zajęcia. - Panno Clove, może mi panienka wytłumaczyć, czemu spóźniona? - spytał profesor Binns przerywając na chwilę lekcje. - Przepraszam, ja...pomyliłam klasy - wymamrotałam zajmując jedyne wolne miejsce na przedzie klasy. - Dobrze, ale Ravenclaw traci pięć punktów - oznajmił profesor wracając do lekcji. Za plecami słyszałam szepty, i ciche pojękiwania z mojego powodu. ~ No pięknie teraz i cały Ravenclaw mnie nie znosi ~ bąknęłam w myślach. Reszta lekcji minęła bez zbędnych fajerwerków. Na szczęście historia magii wszędzie jest taka sama, co skutkuje tym, że nie muszę nadganiać materiału. Jako, że zostały mi jeszcze cztery lekcje tego dnia, na przerwie musiałam nadrobić zaległą pracę domową z zielarstwa. Na szczęście większość miałam już napisaną ale jednak...zakończenie zawsze najtrudniejsze. Kolejne dwie lekcje minęła równie spokojnie jak historia magii, ale to pewnie dlatego, że odbywały się one z puchonami. Osobiście uważam, że najlepsze lekcje odbywają się właśnie z domem Helgi. Ludzie są spokojnie i opanowani i nie próbują wejść z tobą w dodatkowe interakcje. Niestety nic nie trwa wiecznie i oczywiście lekcja z Ślizgonami też musiała nastąpić. Agnes i ja dalej nie zamieniłyśmy ani słowa, siedziałyśmy oddzielnie i unikałyśmy swoich spojrzeń. Jej jednak szło dużo łatwiej niż mi. Ona nie ma problemu z nawiązywaniem kontaktu, więc od razu zastąpiła mnie sobie gronem innych krukonek. Ostatnia lekcja tego dnia ze ślizgonami była lekcją Obrony przed czarną magią. - Usiądźcie - poleciła nauczycielka - Dzisiaj przerobimy teoretyczną część zaklęcia fumos - oznajmiła profesor Galatea, po czym zaczęła tłumaczyć funkcje tego zaklęcia. - Fumos, zaklęcie obronne, za którego pomocą wyczarowujemy chmurę dumną - tłumaczyła nauczycielka kreśląc na tablicy wzór, w jaki sposób mamy ustawić różdżkę by zaklęcie zadziałało.Po jakiś czterdziestu minutach lekcji, większość uczniów była bardzo znudzona, a część nawet zasnęła na ławkach. Kilka minut przed dzwonkiem, obwieszczającym koniec lekcji na dzisiaj, pani Galatea zadała kolejne wypracowanie na temat zaklęcia Fumos. -No bo jakże by inaczej- jęknęłam na samą myśl pisania dzisiaj kolejnego wypracowania. Tak więc, z powodu natłoku zadań, po lekcjach poszłam do biblioteki by poszukać jakiś przydatnych informacji, które jakkolwiek mogłyby mi pomóc. Oczywiście za dużo nie znalazłam bo, jak widać pani profesor to samo zadanie zadała całemu rocznikowi, co oznaczało brak książek dla tych co jako ostatni się dowiedzieli. Jako, że wyszłam z biblioteki z pustymi rękoma, postanowiłam zająć się innym projektem. Oczywiście, klasycznie mi to uniemożliwiono. - Susy! - ktoś krzyknął moje imię z drugiego końca korytarza. - Susy! - ktoś krzyknął ponownie. Spojrzałam w stronę właściciela głosu. Agnes. Szybkim krokiem przemierzyła korytarz i po chwili stanęła na wprost przede mną, jednak tym razem jej była pełna od niebieskich kropek które, rozsiały się na całej powierzchni jej twarzy. - Niżej nie mogłaś upaść? - krzyknęła - O co ci znowu chodzi!? - spytałam - Jak to o co! Nie widzisz?! Dzięki tobie jestem usiana jakimś niebieskim cholerstwem! Gadaj jak to się zmywa! - krzyknęła tym razem już na cały korytarz - Co, ty myślisz, że przepraszam bardzo ja ci to zrobiłam?! - tym razem i ja uniosłam głos - Gadaj jak to zmyć - wycedziła przez zęby - Kotku, nie sądzisz, że w niebieskich ci nie do twarzy? - ktoś odparł za moimi plecami - A i poza tym tego się, tak łatwo nie zmywa, musi samo zejść - dodał inny głos. Huncwoci. Po chwili poczułam rękę któregoś z nich na ramieniu. Syriusz. - Wy to zrobiliście?! - odwróciłam się gwałtownie spychając rękę chłopaka. -Nie my, oni - uniósł ręce Remus - Oj Luniaczku, nie bądź już taki skromny - zaśmiał się Syriusz obejmując przyjaciela - W każdym razie nie musisz dziękować- dodał ewidentnie dumny z siebie James. - Dziękować?! Czy wy możecie chociaż raz się nie wpieprzać w cudze życie?! - krzyknęłam, po czym wymijając ich wybiegłam z korytarza w stronę wierzy astronomicznej.
YOU ARE READING
True Friends || Huncwoci
FanfictionDziewczyna, która nigdy nie wierzyła w przyjaźń, trafia do szkoły Magii i Czarodziejstwa - Hogwart, poznaje Huncwotów, i zaczyna nowy rozdział w życiu, czy uwierzy w prawdziwą przyjaźń?