35

231 10 0
                                        

Szlaban, ma to być sposób ukarania uczniów którzy w jakiś sposób negatywnie wpływają na poziom nauki. Przynajmniej tak definiował to Hogwart. Równo o 19.00 miałam się stawić w gabinecie profesor McGonagall, za coś co tak naprawdę nie było moją winą. Niepewnie zapukałam w dębowe drzwi. - Proszę - odpowiedziała profesorka. W środku czekała już trójka huncwotów. - Skoro już wszyscy raczyliście przyjść, teraz wytłumaczę wam na czym polega wasza dzisiejsza kara - zaczęła McGonagall - Mamy posprzątać łazienki? Czy pomóc Filchowi?- przerwał profesorce Syriusz ewidentnie przyzwyczajony do spędzania w ten sposób wtorkowych wieczorów. - Nie tym razem, myśli pan panie Black, że ja nie wiem, że pan Pettigrew  podrzuca panom różdżki? Otóż wiem, dlatego dzisiaj, waszym zadaniem będzie sprzątnąć salę od eliksirów. Profesor Slughorn miał tam dzisiaj mały wypadek i niestety nie da się go usunąć zaklęciem - oznajmiła profesorka. - Pan Filch będzie nadzorował wasze prace co jakiś czas - dodała, po czym oddelegowała nas do kantorka woźnego. - Ekstra, nie da się magią...- westchnął James wychodząc z gabinetu nauczycielki. - Na pewno się da, tylko chcą żebyśmy tak myśleli, nie Luniaczku? - stwierdził Syriusz trącając łokciem Remusa. - Nie wiem, zależy co to za substancja - odparł Lupin. Ja szłam z przodu, sama żeby nie musieć prowadzić z nimi żadnej konwersacji. To przez nich tracę wolny czas, na sprzątanie lochów. Minęliśmy główny korytarz i już byliśmy przy kantorku woźnego, gdzie czekał na nas zadowolony Filch. Każdemu z nas dał wiaderko z szmatką i szpachelką do zeskrobywania jak on to ujął ,,wydzielin i mazi". Zapowiadał się fantastyczny wieczór. - Nie wolno wam wychodzić z sali, próbować czarów i rozmawiać ze sobą - nakazał woźny - Przynajmniej tyle- westchnęłam cicho, jednak najwyraźniej niewystarczająco bo cała czwórka nagle spojrzała się na mnie. - Oddajcie różdżki - rozkazał zabierając nam ostatnią deskę ratunku, po czym wyszedł zostawiając otwarte drzwi. - Żebyście nie mieli wątpliwości, zostawiam otwarte drzwi, żeby wszystko słyszeć gdy będę siedzieć na zewnątrz - dodał po czym zniknął za rogiem ściany. - Ekstra - warknęłam, chwytając za wiaderko i podchodząc do ściany. Ten kto był sprawcą tego bałaganu powinien być z siebie dumny. Cała lewa strona sali była umazana w jasno-brązowej mazi. Niechętnie podeszłam do rogu sali by wziąć się do roboty. - Czekaj biedaczko bo się zamęczysz - usłyszałam za plecami chichot Blacka. - Czego chcesz? Ja w przeciwieństwie do was nie mam ochoty spędzić tu całej nocy - warknęłam po czym wróciłam do pracy. - Susy czekaj - odparł James wyrywając mi z rąk szpatułkę i wiaderko. - Poczekamy aż on zaśnie, zawsze tak robi a później Luniak przygotuje coś co to zdejmie - powiedział James. - Widzę, że macie w tym duże doświadczenie - stwierdziłam - Królewno, mamy szlabany każdego wieczora do końca tego semestru, chcesz zobaczyć nasz kalendarz? - zaśmiał się Łapa. - Ta, to był nas ostatni wolny wieczór - stwierdził rzeczowo Remus spoglądając w zeszyt. - Gratulacje, na pewno jesteście z siebie dumni - odparłam, osuwając się na ziemię przy czystej ścianie. Zamknęłam oczy, mając nadzieję, że chociaż spróbuje odespać trochę z nocy. Oczywiście oni mieli inne plany. - Słuchaj Susy my... -zaczął Remus siadając na przeciwko mnie. - Chcieliśmy przeprosić - westchnął po chwili. - On chciał -dodał Syriusz za co dostał kuksańca w bok od Jamesa - MY chcieliśmy - odparł Rogacz siadając koło Lupina. Spojrzałam niepewnie na każdego z nich. Naprawdę chcieli przeprosić? Słynni aroganccy huncwoci? Tylko po co? Chcieli czegoś w zamian? - Naprawdę - szepnął Lupin. Spojrzałam w jego oczy. Nie kłamał. Nie wiem jak James, Syriusz na pewno miał to gdzieś, ale Remus nie kłamał, albo był świetnym aktorem. Kąciki moich ust mimowolnie uniosły się lekko do góry. - Ty to potrafisz być przekonujący Luniaczku - zaśmiał się Syriusz. Dla niego to był żart. - Łapa! - warknął James patrząc surowo na przyjaciela. - No co?! Taka prawda! My chcieliśmy pomóc, to nie było nic złego! - bronił się zaciekle. - Syriusz! Przestań do cholery bo wszystko spieprzysz! - krzyknął James. - Po czyjej ty stronie stoisz?!

- Jak widać wyjątkowo nie po twojej - odparł James i na tym ta rozmowa się zakończyła. Usłyszeliśmy trzask drzwi. Wszyscy gwałtownie zerwaliśmy się na nogi. Przez malutkie okienku w drzwiach zobaczyliśmy trzech ślizgonów. Lucjusz, Regulus i ktoś jeszcze. Po chwili podszedł do drzwi Filch,jednak nie spojrzał w okienko,stał tyłem. -Co wy wyprawiacie?- spojrzał na Lucjusza. - My? Tylko zamykaliśmy drzwi, profesor McGonagall tu była, odprawiła huncwotów i kazała nam zamknąć drzwi -tłumaczył woźnemu trzeci czarnowłosy ślizgon. - Aha...profesor McGonagall? Dobrze...emm..w takim razie ja pójdę do siebie skoro ich szlaban się skończył - odparł Filch najwyraźniej speszony tym że McGonagall mogła go widzieć jak śpi w pracy. Chłopcy zaczęli walić w drzwi i krzyczeć żeby zawrócił jednak to nic nie dało. Filch nas nie słyszał. Po chwili przez okienko znów było widać zwycięski uśmiech Lucjusza. - Wygodnie wam tam? W nocy robi się zimno - wycedził przez zęby. - Przepchnęłam chłopaków i też wyjrzałam przez szybkę. - Susy? Co tym tam robisz? - spytał zdziwiony Regulus. - A jak ci gnoju wydaje? Też ma szlaban! -  warknął Syriusz zza moich pleców. Regulus spojrzał na pnie, po czym nachylił się do Lucjusza i szepnął mu coś na ucho. - Stary zapomnij, ona też tam teraz będzie siedzieć bo inaczej jak spróbujemy wypuścić ją reszta też wylezie - warknął Lucjusz patrząc znacząco na Regulusa. Ten tylko posłał mi przepraszające spojrzenie po czym razem z resztą zniknął za rogiem. - Zajebiście - westchnął James. Syriusz próbował otworzyć drzwi siłą. Jednak to nic nie dało, były zbyt mocne. Pozbawiona jakiejkolwiek nadzieje na powrót do dormitorium ponownie osunęłam się na ziemię podciągając kolana do brody. Na dworze od dawna było już ciemno. Remus, James i Syriusz po chwili też usiedli pod przeciwną ścianą. - Pocieszy was, jak wam powiem jak zdjąć to cholerstwo? - bąknął Lupin wskazując na maść. - Niezbyt - odpowiedział mu James. Ja siedziałam cicho i starałam się nie odzywać. Problemem był fakt, że Syriusz większość czasu patrzył się na mnie wzrokiem niewykazującym żadnych emocji. Było już bardzo późno, kiedy wszyscy prócz mnie zasnęli oparci o ścianę. Ja nie potrafiłam. Wtulona w zimne ściany lochów od kilku godzin usilnie próbowałam zasnąć. Bezskutecznie. Było przeraźliwie zimno. Chłopcy mieli o tyle dobrze, że mili szaty, a ja byłam ubrana tylko w sweter i spódniczkę, które nie dawały za dużego ocieplenia. Około północy, mój organizm był wyziębiony do tego stopnia że zęby mi szczękały a zwinięta w kłębek w rogu sali cała się trzęsłam. Po chwili poczułam na sobie jakiś materiał. Z trudem podniosłam powieki. Obok mnie siedział Syriusz, który zdjął swoją szatę.          - Szczękasz zębami tak głośno że słychać cię po drugiej stronie sali -  powiedział cicho opierając głowę o kamienną ścianę. - Przepraszam, nie chciałam cię zbudzić - odparłam szeptem. -Nie zbudziłaś - uśmiechnął się słabo. - Dlaczego tak ci zależy? - spytał po chwili - Co?

- Na Agnes, na nas, na Severusie, na kimkolwiek - spojrzał mi w oczy

- Nie zrozumiesz - stwierdziłam cicho

- Spróbuje, powiedz...proszę - powiedział nie odrywając wzroku.

- Nigdy nie miałam przyjaciół, nie takich prawdziwych. Zawsze ktoś wybijał nuż w plecy, robiąc tym samym ze mnie naiwną idiotkę - podciągnęłam kolana do brody - Nie zrozumiesz tego, ty masz Remusa i Jamesa, którzy stoją za tobą murem nawet w najgorszych sytuacjach. Wspieracie się nawzajem, choćby nie wiem co się działo. To zabrzmi głupio, ale nawet nie masz pojęcia jak wam zazdroszczę. Zazdroszczę wam tego, że możecie na siebie liczyć niezależnie od sytuacji, możecie powierzać sobie tajemnice wiedząc, że zostaną one bezpieczne. Ja nigdy czegoś takiego nie miałam, i mieć nie będę - ciepła łza spłynęła mi po policzku.

- Niby czemu? - spytał zdziwiony.

- Serio pytasz? Spójrz na mnie, nie rozumiem ludzkich zachowań, często widzę więcej niż inni ludzie co mnie przytłacza i mam ochotę uciec. Nie wiem jak powinnam się zachowywać, co powinnam powiedzieć czy zrobić. - spojrzałam na Syriusza który ani na chwilę nie odwrócił wzroku. Łzy bez opanowania spływały po moich policzkach.

- Przepraszam - powiedział, po czym objął mnie ramionami przyciągając bliżej. Wtuliłam się w klatkę piersiową chłopaka. Do moich nozdrzy dostał się przyjemny lawendowy zapach. Powoli zaczęłam się uspokajać, a powieki zaczęły mi ciążyć. Ostatnie co poczułam to głowę Syriusza zatapiającą się w moich włosach.

True Friends || HuncwociWhere stories live. Discover now