37

214 8 0
                                    

- Zgodziła się

- Jezu, to fantastycznie! - krzyknęłam podbiegając do chłopaka. - Jak było? - spytał Remus dołączając do naszej dwójki. - Ekstra - westchnął James osuwając się na łóżko. - Nie liczcie, że wam więcej powiem - dodał zamykając oczy. - Jak coś wygada, to macie mi przekazać - spojrzałam znacząco na Remusa i Syriusza. - Ja muszę się już zbierać - pożegnałam się z huncwotami i wróciłam do siebie. Po drodze spotkałam Petera, który właśnie wracał ze tuzinami słodyczy.

*

Wstałam rano pełna nadziei. Nadziei, że większość problemów poszła już w zapomnienie. Pogodziłam się z huncwotami i z faktem, że z Agnes prędko się nie pogodzimy. Ubrałam się w czerwony świąteczny golf i klasycznie, mundurkową spódniczkę. Moja współlokatorka jeszcze smacznie spała, gdy wyszłam na śniadanie. Wczoraj wróciła późno w nocy, kompletnie pijana. Pośpiesznie zbiegłam po kamiennych schodach by jak najszybciej móc spotkać Lily i omówić z nią różne rzeczy. Ku mojemu zdziwieniu sala była prawie pełna, jak na tak wczesną godzinę. Minęłam próg sali i skierowałam się do stolika Krukonów. Jednak atmosfera w sali była napięta. Każdy mój ruch był obserwowany, i z każdym kolejnym coraz więcej osób zaczynało szeptać i wskazywać na mnie palcem. Tym razem już mniej pewnie usiadłam na swoim miejscu i skupiłam się na kromce chleba, by nie przyciągać zbytniej uwagi. Oczywiście nie przyniosło to żadnego skutku. Dosłownie w całej sali było słychać ciche chichoty, szepty i pogardzające westchnienia. bez jakiejkolwiek śmiałości podniosłam wzrok znad talerza i zlustrowałam spojrzeniem salę. Ludzie co rusz wskazywali palcami to na mnie to na huncwotów. Spojrzałam niepewnie w ich kierunku. Gdy spotkaliśmy się wzorkiem, oni tylko pokręcili głowami. Po chwili naprzeciwko mnie, usiadły dwie dziewczyny z starszego rocznika. - Jak było? Znam powiedzenie ,,cicha woda brzegi rwie'' ale dziewczyno z trzema na raz? Za grosz wstydu nie masz? - wyśmiała mnie blondynka z krótkimi włosami do ramion. - Co? - o mało nie udławiłam się lekko sczerstwiałym chlebem - Nie musisz udawać, wszyscy już wiedzą o wczorajszej nocy w lochach - uśmiechnęła się zadziornie - Co?! Jakiej nocy...- i wtedy sobie uświadomiłam. One myślą, że ja i huncwoci...NIE NIE NIE. - Wy serio myślicie, że co się tam działo? - broniłam się - My nie myślimy, my wiemy, zresztą tak jak cała szkoła - blondynka wskazała swoim długim paznokciem na tłum szepczących ludzi. Spojrzałam z powrotem na huncwotów. Wiedzą? Teraz już na pewno, ich wzrok mówił wszystko. Nic więcej nie mówiąc wybiegłam z wielkiej sali. Nawet nie wiedziałam gdzie konkretnie zmierzam. Byle dalej od ich wszystkich. Wszystkie klasy były pozamykane a na dworze była śnieżyca. Nagle mnie olśniło, najdalszy zakątek korytarza na trzecim piętrze. Parapet ukryty za ceglaną ścianą. Teoretycznie miejsce schadzek starszych klas, ale teraz nikogo tam nie będzie. Biegłam ile sił w tchu, mijając to kolejne grupki chichoczący i oceniających ludzi. Wbiegłam po ruchomych schodach, o mało przy tym nie spadając. Z całej siły powstrzymywałam łzy. W gardle czułam gulę wielkości melona, która z każdym tchem była coraz trudniejsza do zignorowania. Wdrapałam się na wysoki parapet i dopiero wtedy wybuchłam. Łzy płynęły nieopanowane po moich policzkach, mocząc tym samym golf. Schowałam twarz w dłoniach próbując się uspokoić. Chciałam do domu. Do pokoju, w którym byłam bezpieczna. Przytulić się do mamy i usłyszeć, że wszystko będzie dobrze. Móc upiec kolejną serię cynamonowych ciasteczek czy ze spokojem malować kolejne wzory na białej ścianie. Jednak nie mogłam. Nie mogłam wrócić do domu i uciec od tej rzeczywistości. Nie tym razem. Dusiłam się własnymi łzami nie mogąc pogodzić się z aktualną bezradnością. Nie zauważyłam kiedy powieki zaczęły mi ciążyć. Oczy miałam spuchnięte od płaczu, a głowa bolała mnie od nadmiaru emocji. Kiedy się trochę uspokoiłam, właśnie zaczynała się druga lekcja. Poczekałam, aż wszyscy znikną z korytarzy i wtedy wróciłam do swojego dormitorium. Cała wieża Ravenclaw była pusta, nie licząc jednego małego pierwszoroczniaka który musiał zostać z powodu choroby. Gdy zatrzasnęłam za sobą drzwi od dormitorium ponownie wybuchłam płaczem. Położyłam się do łóżka, mając nadzieję że może jak zasnę, przynajmniej na chwilę zapomnę o rzeczywistości. Jednak sen nie przychodził, a płacz nie chciał odejść. Nawiedzał mnie gorzej niż najgorszy koszmar, powracając za każdym razem kiedy myślałam, że to koniec. Cała szkoła teraz myśli, że uprawiałam seks, z huncwotami. Że jestem łatwa. Za każdym razem, gdy jedna z tych myśli powracała, powracał z nią płacz. Dlaczego zawsze w moim życiu musi dziać się coś, co wywraca rzeczywistość do góry nogami? Czemu chociaż jeden dzień nie mógł by się potoczyć normalnie? Na przykład tak jak Lily. Wszyscy ją lubią, i mają o niej dobre zdanie, a wczoraj zakochany w niej po uszy popularny chłopak zaprosił ją na bal, szykując niespodziankę na wierzy astronomicznej. W pewnym momencie płacz ustał. Nie wiem czy z powodu odwodnienia, czy braku odpowiednich minerałów. Patrzyłam się pusto w ścianę, przytulając się do Daktyla, który wdrapał się na łóżko. Nie miałam siły się podnieść. Tylko patrzyłam się w ścianę. Nawet nie myślałam o szkole. Myślałam o domu. O Mamie która niedługo wróci z pracy, o tacie Michelu który bawi się teraz w przedszkolu swoimi klockami, czy o Mag która najprawdopodobniej właśnie siedzi na lekcji rozmyślając o tym ile ma pieniędzy i czy wystarczy jej na słodycze. Naprawdę chciałam do domu.

~ Pov. Syriusz~

Widziałem przerażenie w jej oczach, gdy wybiegała z sali. Była na skraju płaczu. Spojrzałem na Remusa i Jamesa. Byli bladzi jak ściana, a ja pewne nie wyglądałem inaczej. - Musimy iść - powiedziałem cicho, a oni tylko kiwnęli głowami. Wyszliśmy z wielkiej sali i schowaliśmy się w jednym z tajnych korytarzy. - Malfoy, gdzie on jest, w sali go nie ma a to on za tym stoi - warknął James biorąc od Remusa mapę. - Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego - wypowiedział zaklęcie a na papierze pojawił się atrament - Jest w lochach - Remus wskazał palcem na korytarz przy pokoju wspólnym ślizgonów. - Chodźmy - odparłem i ruszyliśmy w głąb korytarza, który kończył się idealnie przy wejściu do ślizgonów. - Malfoy!- wydarłem się na całe gardło podchodząc do ślizgona. - Czego chcesz Black? - odparł z pogardą - Nie chrzań, dobrze wiesz co - warknąłem przygważdżając go za kołnierz do ściany. - A to...no cóż, tak jakoś wyszło ale to i tak na waszą korzyść, a poza tym kogo obchodzi ta dziwka? - śmiał mi się w twarz. Długo to nie potrwało, bo moja pięść wylądowała na jego nosie. - Jeszcze słowo, a będziesz wyglądał jak po spotkaniu z asfaltem - warknął James. - Daj spokój Black, aż tak ci zależy? - splunął krwią Malfoy. - Nie waż się więcej do niej zbliżać, wypowiadać jej imienia, czy nawet myśleć o niej w ten sposób, jesteś nic nie wartą glizdą - wycedziłem przez zęby puszczając go z powrotem na ziemię. Spojrzałem na Jamesa i Remusa. Patrzyli się na mnie jak na ducha. Zdałem sobie sprawę co powiedziałem. - Idziemy - warknąłem wchodząc z powrotem do korytarza. - Syriusz...- zaczął Lupin gdy korytarz z powrotem się zamknął. - Musimy ją znaleźć - dokończył James. Zgadzałem się z nim całym sobą. Spojrzałem na mapę. Szła w kierunku dormitorium. Ruszyliśmy w tamtą stronę.

*

Remus zapukał cicho w drzwi. Zero odpowiedzi. Weszliśmy do dormitorium, leżała na łóżku. Oczy miała całe spuchnięte od płaczu. Patrzyła się pusto w ścianę i nawet nie zauważyła naszej obecności. - Susy...- podszedł do niej Remus siadając na łóżku. Nawet nie podniosła wzroku. - Ludzie...są podli i nic na to nie poradzisz, po czasie zapomną i...

- Zapomną? Ludzie nie zapominają tylko się nudzą, mi tego nie zapomną - zaśmiała się sztucznie, ciągle nie podnosząc wzroku. Do oczu napłynęły jej łzy, jednak nie pozwoliła im wypłynąć. Próbowała udawać silną. Remus westchnął nie wiedząc co mógłby powiedzieć. - To był Malfoy - powiedział James - Oczywiste, że to był Malfoy, to on nas tam zamknął- odpowiedziała bez emocji.- Idźcie już - powiedziała po chwili. Nie spieraliśmy się. Wyszliśmy z wierzy krukonów. - Jest z nią źle - stwierdził Remus oglądając się w kierunku wieży. - Da się to cofnąć? - spytał. - Nie wiem - odpowiedziałem zgodzie z prawdą. Przed oczami ciągle widziałem ją. Jak leżała, pozbawiona jakichkolwiek emocji i nadziei. To była nasza wina. Gdyby nie my nie byłoby szlabanu. Susy miała rację, ludzie nie zapominają, ale się nudzą. Trzeba dać im inny temat. - Mam pomysł

True Friends || HuncwociWhere stories live. Discover now