🌻23

726 42 8
                                    

Szłam z Davem na „badania które mogą uratować moje życie", gdy nagle włączył się alarm.
Chłopak wepchnął mnie do jakiegoś pomieszczenia po drodze i pobiegł w nieznanym mi kierunku.
Drzwi od mojej storny były przezroczyste jednak od storny zewnętrznej wtapiały się one ścianę. Porostu super, jeśli to rodzeństwo przyszło mi z pomocą wątpię że mnie odnajdą.

I nie myliłam się, po chwili ich zobaczyłam. Zaczęłam krzyczeć i uderzać w drzwi.
Nikt mnie nie usłyszała, po chwili nie było nikogo na korytarzu.

Po kilku minutach rozbrzmiały ostatnie strzały i zobaczyłam Bena oraz Klausa biegnących za facetem.
Wstałam szybko i rozejrzałam się po pokoju, zobaczyłam rząd krzeseł ustawionych pod ścianą. Że ja ich wcześniej nie zauważyłam.
Bez zastanowienia chwyciłam jedno z nich i cisnęłam w drzwi.
Rozbiły się tworząc drogę na wolność.
Rozejrzałam się czy czasem nikt na mnie nie idzie i pobiegłam w kierunku gdzie biegli chłopcy. (?)

Na swojej drodze napotkałam drobne przeszkody, np na 2 korytarze które dzieliły się na 2 albo 3 inne.
Na szczęście na ziemi było dość sporo krwi więc biegłam za jej kierunkiem. W sumie nie biegłam lecz szłam w dość szybkim tempie, patrząc na mój stan zdrowia po wczorajszym „badaniu" nie było ze mną najlepiej.

Po kilku minutach byłam już przed placówką, trochę dalej na parkingu stał mi już dobrze znany biały van, a do niego ładowało się właśnie moje rodzeństwo.
Nagle poczułam silny ból w brzuchu. Od ruchowo przyłożyłam rękę do tego miejsca, poczułam ciepłą, lepką ciesz.
Spojrzałam przed siebie w miejsce auta, wszyscy z niego wybiegli kierując się w moją stronę, mocniej przycisnęłam rękę do bolącego miejsca i spojrzałam na dół.
Z brzucha szybko wypływała krew a  mi robiło się coraz słabiej, nagle świat zawirował i już nic nie widziałam.

Poczułam znane mi zimno w żyłach, ktoś mi coś wstrzykuje.
Od razu poderwałam się z miejsca gotowa uciekać, gdy ktoś popchnął mnie z powrotem na łóżko.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam Luther'a trzymającego mnie za ramiona.

- Hej, spokojnie, już nic ci nie grozi. - powiedział powoli mnie puszczając.
Koło niego stał Pogo wraz z Grace. Rozejrzałam się po sobie, brzuch był cały zabandażowany więc tu nie było co oglądać, ubrania które miałam na sobie były brudne oraz potargane, włosy były tak  tłuste jakby ktoś wylał na nie olej.

- Mogę się iść ogarnąć? - powiedziałam powoli patrząc na Grace.
- Oczywiście, pomogę ci dojść do pokoju. - powiedziała chwytając mnie za ramię i wyprowadzając z pomieszczenia.

Weszłam do pokoju, zabierając z niego najpotrzebniejsze rzeczy i skierowałyśmy się do łazienki.
Owineliśmy brzuch folią która była w jednej z półek, i za pomocą mamy umyłam się dokładnie.
Oczyściłam również twarz, która była w opłakanym stanie.

- Zaraz ci przyniosę coś do jedzenia.
Skinęłam tylko głową, nie miałam siły nawet mówić.

- Dobrze by było gdybyś zjadła wszystko. - powiedziała Grace podając tace z zupą, drugim daniem, deserem oraz tabletkami.

Dopiero teraz zauważyłam jaka jestem głodna, przecież nie jadłam nic przez 3 dni.

~•~
Minęły 2 dni od tych okropnych wydarzeń.
Dość dużo się w ciągu tych dni wydarzyło.
Vanya i Ben zostali parą co dla mnie było trochę dziwne, no bo jednak mają po 13 lat. No okej już 14, ale to nie zmienia faktu że są na to troszkę za młodzi.
Ale trudno, ważne że są szczęśliwi.
Do urodzin zostały 3 dni, zostały one przeniesione na środę, z racji na wydarzenia które zaszły w ostatnim czasie.
Nie dziwię się. (Xd).

Wszyscy przychodzili do mnie po 3 razy dziennie, i kazali opowiadać co się dokładnie wydarzyło. (Oczywiście bez Five'a.)
Co było już wkurzające. Jak raz opowiem to im wystarczy.

Z tego co mi opowiadali, napadali na kilka kryjówek bandytów, którzy mogli mnie porwać. Jednak nigdzie nie mogli mnie znaleźć, wreszcie Klaus wraz z Luther'em znaleźli jakąś kartkę upuszczoną na schodach, która miała dokładny adres placówki.

~•~
Był 17 marzec, 1 dzień do imprezy  wszyscy udali się z Grace po ozdoby na ich imprezę urodzinową, ja zostałam w akademii wraz z Pogo i zaczęliśmy przygotowywać ciasta oraz inne przekąski.

Tort był zamówiony kilka dni temu więc tą częścią nie musieliśmy się przejmować.

Zabrałam się za robienie brownies, znalazłam przepis, wyciągnęłam potrzebne składniki i dokładnie krok po kroku robiłam to co kazał przepis.

Pogo w tym czasie zaczął robić makaroniki, był ponoć ich mistrzem, więc jedną „potrawę" mamy z głowy.

Po kilkunastu godzinach mieliśmy zrobione brownies, biszkopta przekładanego lukrem oraz dużą porcję makaroników.
W między czasie przyjechało rodzeństwo i zajęło się dekorowaniem salonu.
Co chwilę z pomieszczenia dochodziły głośne krzyki i rzucane przekleństwa przez Diego.

Był już grubo po północy gdy z Pogo i Grace skączyliśmy przygotowywać wszystko na dzisiaj. Rodzeństwo już dawno skączyło dekorować salon i poszli przygotowywać wszystko na jutro.
Całe szczęście że na pomoc przyszła nam mama, gdyby nie ona na 100% robiliśmy to wszystko rana.

Umyta, szczęśliwa że wszystko się udało, ale wyczerpana poszłam spać.

*Znowu wrzućcie sobie tutaj swoją ulubioną piosenkę jako budzik hahha*

Z zamkniętymi oczami szukałam budzika który zawsze był na szafce nocnej, gdy nie mogłam go znaleźć otworzyłam oczy.
Zamiast spać w wygodnym łóżko, leżałam zgięta w pół w kuli.
Na podłodze leżał laptop z włączonym serialem oraz miska popcornu.

Aaaaa, no tak zapomniałam. Przecież wczoraj, znaczy dzisiaj zamiast iść spać postanowiłam sobie coś oglądnąć. Głupia ja. Trudno, ważne jest to że jestem wyspana, mimo bólu pleców, jestem wyspana. (X D)

6.00
Wstałam i udałam się do łazienki gdzie ogarnęłam moją twarz, nie była ona w najlepszym stanie, ale też w nie najgorszym.
Przebrałam się w dresy, i ruszyłam w kierunku kuchni, gdzie wraz z Pogo i Grace będziemy dokańczać nasze wypieki.
Musimy się wyrobić do 9.00.
Zdążymy, nie mamy znowu aż tak dużo do roboty.

~•~
- AUDREY! Widziałaś może mój naszyjnik od mamy?! - Allison nie czekając na moją odpowiedź wpadła do pokoju i zaczęła rozrzucać wszystko na biurku.
- Hej, stój, masz go na tym wieszaku koło lustra. - powiedziałam wkurzona.
- Faktycznie, dzięki.

Była godzina 9.20 wszyscy biegali jak oparzeni. To Diego szukał swojej koszuli, Luther nie umiał zawiązać muszki, Klaus nie wiedział w co się ubrać, Allison co chwilę coś gubiła, a Vanya i Ben pomagali sobie na wzajem więc miałam o 2 osoby mniej. A noi Five. Czyli 3.

- Audrey, mam ubrać czarną czy biała koszulę?! - wołał Klaus stojąc w drzwiach mojego pokoju.
- Białą.
- AUDREY, pomóż mi zawiązać muszkę!!
- Chodź tu. Patrz nic nie musisz zawiązywać tu z tyłu masz rzep.
- Dziękuję ratujesz mi życie.

Wszyscy byli już prawie gotowi, a ja dalej biegałam jak debil w dresach od jednego pokoju do drugiego.
Czy oni naprawdę nie umieją nic zrobić samemu?!

- MAM JUŻ TEGO DOŚĆ. IDŹCIE MĘCZYĆ KOGO INNEGO, JA TEŻ MAM ZAMIAR WYGLĄDAĆ JAK CZŁOWIEK! - stanęłam na środku korytarza i głośno krzyknęłam.
Może troszkę za głośno, trudno ważne że każdy usłyszał.

Zamknęłam drzwi do pokoju na klucz i zaczęłam się przebierać, z racji tego iż to nie była moja impreza, oraz miałam bardzo dużo siniaków, zrezygnowałam z mojej cudownej czarnej sukienki.

Ubrałam czarne dżinsy, czarny golf a na to białą podkoszulkę z jakimś napisem.
Usiadłam do toaletki żeby się pomalować i ogarnąć włosy, gdy rozległo się donośne pukanie do drzwi.
Wkurzona otworzyłam je z zamachem a na podłogę upadł Klaus.
- Ej, uważaj, obijesz mi moją cudowną twarz.
- Czego chcesz?
- Masz 10 minut.
- Zajebiście. - posłałam mu sarkastyczny uśmiech i zasiadłam z powrotem do toaletki.


Hahhahah, jestem niczym polsat i przerywam w najlepszym momencie, może i to nie był najlepszy, ale trudno xdd.
Tak jak obiecałam jest rozdział i to dość długi!!
Mam nadzieję że się podoba, jeśli widzicie jakieś błędy to piszcie w odpowiedniej linijce(?) poprawną wersję.
Będę wam bardzo wdzięczna!
Mam nadzieję że warto było czekać na kolejny rozdział xd.

- 1253 słowa -



N𝕚𝕖𝕠𝕕𝕨𝕫𝕒𝕛𝕖𝕞𝕟𝕚𝕠𝕟𝕒 𝕞𝕚ł𝕠śćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz