🌻25

719 43 8
                                    

Zrobiliśmy z Ben'em śniadanie, i zanieśliśmy reszcie rodzeństwa. Mogliśmy tego nie robić, ale możemy ten dobry uczynek wykorzystać prawie do wszystkiego, np jak przyjdzie nasza kolej dyżuru wyznaczymy sobie jakąś osobę za nas.

- Mam dla ciebie zła wiadomość.
- Jaką? - zapytałam wykładając talerze ze zmywarki.
- Five mówił żebyś tam przyszła.
- Nie chcę tam iść, powiedz mu że jestem zajęta. Proszeeeeeee
- Za późno.
- Świnia.
Rzuciłam do niego mokrą ścierka i wolnym kroki skierowałam się do jego pokoju.

Stałam tak przed drzwiami dobre 5 minut, gdy zdecydowałam się wreszcie tam wejść, wzięłam głęboki wdech i otworzyłam drzwi.

- Ile można na ciebie czekać?!
- Dużo, a teraz przejdź do rzeczy. Po co mnie wołałeś?
- Chciałbym porozmawiać o tym co zaszło wczoraj.
- Eee, czyli?
- Przecież rzuciłaś się wczoraj na mnie jak lwica!
- Dobra wiesz co ogarnij się.
Trzasłam drzwiami i skierowałam się do kuchni dołączyć swoją robotę.

- I jak poszło?? - zapytał Ben przygotowując kanapki i herbatę, dochodziła 12 a my dalej nic nie jedliśmy.
- Chciał wyjaśnić sprawę dlaczego wczoraj, tutaj zacytuję „Rzuciłam się na niego jak lwica".
- Z nim jest gorzej niż z dzieckiem.

Zjedliśmy śniadanie i poszliśmy po Allison żeby „odczarowała" mamę i Pogo.

~•~
- Misja! Szybko, ruszać się.

Wsiadliśmy do vana i ruszyliśmy w kierunku banku.

Gdy dotarliśmy na miejsce od razu padły strzały w naszym kierunku.
- Ben i Klaus wchodzicie od tyłu. Luther i Audrey lewe skrzydło. Ben z Allison prawej skrzydło. Diego dołącz do grupy pierwszej. Spotkacie się w recepcji. Ruszajcie.

Wszyscy jak najbardziej dyskretnie ruszyli w wyznaczonych kierunkach.

- Psst, Luther chodź przez to okno.

Po godzinie rozprawiliśmy się z terrorystami i wyczerpani wróciliśmy do domu.

Od razu czekało na nas śniadanie, więc gdy ogarnęliśmy się, wszyscy zasiedli do stołu.

- Ekhem, z racji tego iż dzisiaj bardzo dobrze rozprawiliście się z zamachowcami, możecie iść do centrum handlowego, ale macie wrócić przed 23. - po tych słowach odszedł od stołu.

Każdy jadł tak szybko aż się uszy trzęsły, każdy chciał jak najszybciej wyjść z domu.

- Allison! Ruszaj się. Czekamy na ciebie od 10 minut.
- Już już, chwileczka.
- Ubrałyście się jak na wybieg. - powiedziałam patrząc się na nie z podziwem. Wow ludzie naprawdę potrafią wyjść ze swojej strefy komfortu żeby tylko wyglądać dobrze i przypodobać się innym.
- Ty też powinnaś ubrać z nami sukienkę, chciał raz będziesz wyglądać jak człowiek. - powiedziała Vanya kupując bilety w kasie. - Nic tylko te dresy.
- A coś jest z nimi nie tak? Czuję się w nich bardzo dobrze, a jakieś sukienki pod same pośladki to nie moja bajka.

Zajęłyśmy miejsca w pociągu i czekaliśmy aż dojedziemy.

- Proszę kup ta sukienkę! Wyglądasz w niej cudownie. - dziewczyny już od 10 minut namawiały mnie żebym kupiła sukienkę która mi wybrały.
Była naprawdę ładna, to musiałam przyznać.
Czarna z delikatnymi białymi kratami, była na dość cienkich ramiączkach, sięgała ona do kolan. Z racji tego iż miała jak dla mnie dość duży dekolt, wybrałyśmy pod nią biała krótka, przyległą do ciała podkoszulkę.

- No dobra już dobra. - podniosłam ręce w geście poddania i zabrałam wymienione rzeczy do kasy.

- Chodźmy jeszcze tutaj. A potem tam. - zadowolona Vanya wymieniała sklepy do których chcemy jeszcze iść.

- A może pierwsze coś zjemy? Umieram z głodu. - stanęłam na środku korytarza i zaczęłam rozglądać się za jakimiś restauracjami.
- No dobra, co proponujesz?
- Jest tu coś takiego że jest domowe jedzonko i bierzecie co chcecie? - zapytałam dalej rozglądając się.
- Pewnie, chodźcie za mną. - powiedziała Vanya która od razu wiedziała gdzie iść.

Centrum było naprawdę duże, może i dobrze orientowałam się w sklepach, na polu i wogule, jednak w tym centrum byłam dopiero 2 albo 3 razy.

- Oooo patrzacie kogo tu mamy. - powiedział Klaus.

Chłopcy tak jeden mąż przywitali się z nami i razem poszliśmy zamówić jedzenie.

- Gdzie jeste Five? - zapytała mulatka niosąc wszystkim shake. 

- Poszedł do biblioteki na drugim końcu miasta. - powiedział Luther.

- Ma ktoś jeszcze dość? - zapytał Diego zaczynając się śmiać.

- Nie czemu? 

- Przecież porcja Audrey jest dla 3 osób! - teraz to już wszyscy wybuchli śmiechem, nawet ja.

Faktycznie Diego ma racje, może TROSZKĘ przesadziłam, ale zjem to nic się nie zmarnuje.

Pochodziliśmy jeszcze z 3 albo 4 godziny i razem wróciliśmy pociągiem do akademii. 

- Jutro pokaz mody! - powiedziała Vanya skacząc z radości.

- Tak, ten pomysł jest cudowny!! - mulatka również podzielała entuzjazm dziewczyny.

- Musze w nim brać udział? 

- Tak, zrobimy z ciebie gwiazdę!

~•~ ~•~
Gdy wychodziłam z łazienki, usłyszałam gwizd.

- Mmm moja lwica. Gdzie byłaś?  - zapytał Five
- Po pierwsze, nie jestem żadną „twoją lwicą", a po drugie co cię to obchodzi? - po tych słowach udałam się szybko do pokoju.

Witam was, w kolejnym rozdziale.
Dzisiaj dość długi rozdział, jednak dalej nie tak długi jakbym chciała.
Mam nadzieję że wam się podoba.
Do zobaczenia!
Za wszystkie błędy przepraszam, jednak nie mam czasu ich sprawdzić.

- 771 słów -

N𝕚𝕖𝕠𝕕𝕨𝕫𝕒𝕛𝕖𝕞𝕟𝕚𝕠𝕟𝕒 𝕞𝕚ł𝕠śćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz