Rozdział 25

515 49 21
                                    


Imprezę zaręczynową mojej mamy i – jak zaczęłam już go nazywać w myślach – wujka Mario zorganizowano w klubie Rossetto Rosso, należącym do Massimo. Spodziewałam się rodzinnej nasiadówy, tymczasem, sądząc po tłumie czekającym na otwarcie bram, szykowała się biba na całego.

Zaraz po zatrzymaniu się limuzyny, którą przyjechaliśmy, Czarny wyskoczył z samochodu, przebąkując, że musi pędzić coś załatwić i że poczeka na mnie w środku.

- Gotowa podbijać parkiety? – zagaił Domenico, otworzywszy z zewnątrz drzwi auta i wysuwając ku mnie dłoń.

- Srarkiety – żachnęłam się, wychodząc z samochodu. Wygładziłam lekkie fałdki na sukience, po czym, korzystając z okazji, że Massimo wreszcie się ode mnie na chwilę odlepił, zapytałam: – Masz to, o co cię prosiłam?

- Ciszej, siostro. – Młody Włoch przyłożył palec do ust, a następnie szepnął konspiracyjne: - Nie dam ci przecież tego tutaj przy wszystkich. Nie wzięłaś torebki.

- Wzięłam! – odparłam momentalnie, po czym chwyciłam za klamkę limuzyny i na powrót zanurkowałam w aucie. Tak się spieszyłam do wyjścia, że nie zgarnęłam chanelki z siedzenia obok. Kiedy już miałam ją ze sobą, pomachałam nią triumfalnie Domenico przed nosem i powiedziałam: - Widzisz? Mam torebkę. Dawaj test.

Mężczyzna zlustrował chanelkę wzrokiem. Wpierw jego mina wyraziła podziw, lecz po chwili, krzywiąc się, wypalił: - Opakowanie z testem jest za duże. Nie zmieści się.

Przewróciłam oczami, ale niestety miał rację. Zamyśliłam się. Trybiki w Grażynkowej głowie przekręciły się w odpowiedni sposób już po kilku sekundach. Ku zaskoczeniu Domenico ponownie otworzyłam drzwi samochodu, a następnie zanurkowałam w nim, by poszukać na podłodze czegoś, co rzuciło mi się w oczy podczas jazdy. Pięć sekund później wynurzyłam się z niebieściutką, charakterystyczną torbą z...

- Ikea? – zdumiał się mężczyzna. – Czy tobie na mózg padło, dziewczyno? Chcesz robić za atrakcję wieczoru?

Przebiegłam wzrokiem po mojej zdobycznej torbie i spuściłam go na swój strój. Rzeczywiście pasowało to do siebie jak pięść do nosa. Sfrustrowana, zmięłam znalezisko w kulkę i rzuciłam do wnętrza limuzyny.

- Dawaj test – wycedziłam przez zęby. – Wsadzę go sobie w majtki, nikt nie zauważy.

- A jakie masz majtki?

- Bezczelny! – Moja dłoń automatycznie powędrowała do policzka Domenico i trzasnęła, aż zahuczało.

Młody Włoch jęknął i złapał się za palącą twarz.

- Naprawdę ci odbiło – wysyczał. – Dobrze wiesz, że guzik mnie obchodzą twoje galoty. Po prostu jeśli masz na sobie stringi i wciśniesz w nie opakowanie z testem, tak ci się będą wżynać w rowek, że do klubu odmaszerujesz kaczym chodem.

Również i tym razem jego było na wierzchu. Miałam na sobie tak dopasowane majteczki, że gdyby coś w nie wsadzić, to albo ja, albo one nie wytrzymałyby napięcia.

- Domenico! – warknęłam, sfrustrowana. – Dajże mi ten test. Wykonam go w samochodzie.

Po wyrazie jego twarzy zrozumiałam, że wciąż chciał odbijać piłeczkę, ale rozsądek kazał mu wreszcie zrezygnować. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej całkiem sporych rozmiarów pudełko z nadrukowanym zdjęciem małego, słodkiego bobaska. Capnęłam je czym prędzej i schowałam pod pachę.

- Dziękuję – powiedziałam z lekką wyniosłością.

- Proszę. – Westchnął. – Wiesz w ogóle, jak się to obsługuje? – zapytał z troską w głosie.

365 dni Grażynki [ZOSTAŁA WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz