Rozdział 17

705 65 14
                                    


- Przepraszam, Domenico. – Zrobiłam oczy kota ze Shreka. – Zaszła chyba wielka pomyłka.

- No, ja myślę, że zaszła! – warknął. – Ponawiam pytanie: gdzieś ty się podziewała? – Po chwili skrzywił się jeszcze bardziej i dodał: - I co ty masz ze sobą w tym wielkim pakunku?

Chwała pracownikom Boutique di Piaceri Vertiginosi, że pieczołowicie dbali o dyskrecję klientów i zapakowali moje zabawki w papier bez żadnego logo. Inna sprawa, że już zdążyłam przecież powiedzieć, że byłam w butiku. „Myśl, Grażynko, myśl" – popędzałam swoje zwoje mózgowe. Czułam, że z każdą kolejną sekundą rosną mi plamy potu pod pachami.

Nieoczekiwanie uratował mnie Leonardo, który wyszedł z auta, poklepał Domenico przyjaźnie po ramieniu i przemówił.

- Panienka Graziella zapewne nie znalazła żadnej ładnej kiecki, a że czasu do naszego przyjazdu miała jeszcze sporo, poszła rozejrzeć się po miasteczku. Z pewnością szybko dotarła do cukierenki pani Esposito, a ta złota kobieta nakłoniła ją do skosztowania każdego wypieku, jaki tylko wyszedł spod jej rąk. Nasza podopieczna wygląda na taką, proszę się nie obrazić... - Ukłonił się grzecznie w moją stronę. - ...co to ciastek nie odmawia, więc przemieliła tymi swoimi ślicznymi ząbkami wszystkie słodkości po kolei i oczywiście z miejsca się w nich zakochała. Znasz przecież, szefie, smak tych cudeniek. – Uśmiechnął się i puścił oczko do Domenico. – Skoro tak jej posmakowały, postanowiła kupić każdego rodzaju po trochu i dam sobie rękę uciąć, że nie myślała wtedy jedynie o swojej przyjemności, ale również o Massimo i naszej. Traf jednak chciał, że pani Esposito nie miała na stanie tylu eklerek, ilu zażyczyła sobie nasza kochana towarzyszka. Na szczęście, jak dobrze wiesz, bo grywaliśmy u świętej pamięci starego Esposito parę razy w pokera, kobiecina mieszka niedaleko cukierni, a konkretnie w tej tu oto kamienicy. Dam sobie drugą rękę uciąć, że panie udały się do mieszkania staruszki, ponieważ wielka fanka eklerek, panienka Graziella, nakłoniła kobietę, by ta dorobiła ciastek. Obstawiam, że nasza mała podopieczna nie musiała długo przekonywać pani Esposito. Miała wszak przy sobie złotą kartę z nazwiskiem Torricelli, a ta otwiera wszystkie drzwi. – Skończywszy tę niesamowitą historię, kierowca spojrzał na mnie i zapytał: - Tak było? Zgadłem?

„Boże, toż to jakiś anioł!" – pomyślałam. Miałam ochotę wyściskać go i wycałować za wymyślenie na poczekaniu tej ratującej mnie z opresji opowieści.

- Dokładnie tak, proszę pana! – wykrzyknęłam triumfalnie.

Domenico nie wyglądał na przekonanego. Wciąż z kwaśną miną lustrował dzierżony przeze mnie pakunek a trybiki w jego głowie obracały się w celu wyłapania nieścisłości w przedstawionej przez Leonardo scenie. Po krótkiej chwili milczenia, młody Włoch odezwał się.

- Jak to możliwe, że w butiku z najpiękniejszymi sukniami, jakie stworzyły ręce ludzkie, nie znalazłaś niczego, co by ci się spodobało? Znam cię już trochę, sporo cię obserwowałem, nie wyglądasz na kobietę, która mogłaby się oprzeć takim cudeńkom.

Cóż, miał rację. Nawet przez tych parę sekund, kiedy jedynie z daleka rzuciłam okiem na manekiny z kieckami, zdążyłam wypatrzyć co najmniej dwie kreacje, za które dałabym się pokroić. Zrobiło mi się sucho w ustach. Za chwilę to skrzętnie ułożone przez anielskiego szofera kłamstwo miało rozlecieć się w pył, stawiając mnie przed koniecznością zmierzenia się z największym ze wszystkich wstydów, kiedy musiałabym opowiedzieć Domenico, dokąd faktycznie mnie wywiało i co tam robiłam. W beznadziejnej próbie znalezienia wyjścia z sytuacji rzuciłam okiem na Leonardo. Ten zrobił wytrzeszcz i skierował ostentacyjnie wzrok na mój brzuch. „Kocham go!" – wykrzyknęłam mentalnie, w trymiga zrozumiawszy, co zasugerował. Prędko przybrałam zdołowaną minę i wydusiłam z siebie kilka drobnych łez. Następnie, pociągając nosem, odpowiedziałam:

365 dni Grażynki [ZOSTAŁA WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz