Rozdział 12

983 77 34
                                    


- Że co?! – wykrzyknął Czarny.

- Że co?! – zawtórował mu Domenico.

- Że co?! – zbulwersowała się moja mama.

- Że co?! – wrzasnęłam na widok rodzicielki.

Powiedziałabym, że po naszych krzykach w pomieszczeniu zapanowała złowroga cisza, ale Pan Różowy, wijąc się w ręce młodego Włocha jak węgorz z ADHD, brzęczał donośnie, domagając się pieszczot. Otrząsnąwszy się z osłupienia, wpierw podbiegłam do Domenico i powyłączałam wszystkie włączone przez niego tryby wibracji, a następnie rzuciłam się w ramiona mamy.

- Co ty tu robisz? – wyszeptałam, roniąc łzę.

Nie zdążyła odpowiedzieć, bo wnet do komnaty wszedł pulchny, siwawy jegomość w drogim garniturze i namiętnie gestykulując, zaczął mówić coś po włosku do Massimo.

- Mario – Czarny przerwał mu w pół słowa – przejdź z łaski swojej na angielski, jesteś w międzynarodowym towarzystwie.

- Przepraszam, szefie – wypalił tamten – i przepraszam drogie panie. – Zamilkł i skinął lekko głową najpierw w stronę mojej mamy, a później w moją. – Kiedy Massimo dał mu sygnał, aby kontynuował, Mario odezwał się ponownie, przybierając dziwnie płaczliwy ton jak na tak wielkiego faceta: - Pani Olga... – Zawahał się. – Moja Oleczka... - Znów przerwał. Za trzecim podejściem wydusił jednak z siebie to, co chciał nam powiedzieć: – Moja luba nie mogła znieść tego, że nie wie, co się dzieje z jej córką. Wiesz, szefie, że skoczyłbym za tobą w ogień, nadstawiłbym własną pierś, gdyby do ciebie strzelano i nie zdradziłbym żadnych twoich sekretów nawet na torturach, ale spójrz, proszę, w oczy tej niewiasty i sam powiedz, jak mógłbym jej odmówić informacji. – Przy ostatnim zdaniu zaszkliły się mu oczy.

Czarny nic nie odpowiedział, nie mrugnął, nie skrzywił się – jak to się mówi: zachował pokerową twarz. Zauważyłam za to ruch jego ręki w stronę pistoletu, który trzymał za paskiem. Zadziałałam instynktownie – chwyciłam dłoń mężczyzny i położyłam ją sobie na piersi. Pokerowa twarz Massimo zniknęła błyskawicznie, zastąpiona przez rozczulający chłopięcy uśmiech.

- Grażynko! – ofukała mnie mama, przechodząc na polski. Podeszła do mnie i zdejmując rękę Czarnego z mojego biustu, dodała: – Dziecko, szanuj się! Nie można im tak dawać wszystkiego na tacy.

- On zastrzeliłby tego twojego, gdybym nic nie zrobiła – próbowałam tłumaczyć.

- Głupiaś? Jeśli myślisz, że to wybrzuszenie w jego spodniach to rewolwer, to ty jeszcze mało w życiu widziałaś. Według mojej wiedzy pistolety wetknięte za pasek spodni nie pulsują, a ten tutaj wygina śmiało ciało, jakby był co najmniej bratem twojego różowego przyjaciela. – Rozchichotała się z własnego dowcipu, po czym poważnym tonem dodała: - Swoją drogą, nie podejrzewałam cię, Grażynko, o takie zabawki. – Chwyciła mój policzek między kciuk a palec wskazujący i tarmosząc go, zakończyła wypowiedź: - Córeczka mamusi!

- Daj spokój, mamo! – Odepchnęłam jej rękę. Nie wiedziałam, co zawstydzało mnie bardziej: to że dowiedziała się o Panu Różowym, czy to, że najwyraźniej sama korzystała z usług któregoś z jego pobratymców. – Ja ci nie zaglądam do alkowy, więc odstosunkuj się od mojej.

- Dobrze, już nie drążę – odpowiedziała, udając obrażoną – tylko pamiętaj o zabezpieczaniu się! Jestem jeszcze za młoda, żeby zostać babcią.

- Ty też pamiętaj – odbiłam piłeczkę. – Jestem już za stara na siostrzyczkę albo braciszka.

- Czy już wymieniłyście najnowsze plotki? – Czarny z irytacją w głosie przerwał nasze przekomarzanie się.

365 dni Grażynki [ZOSTAŁA WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz