Rozdział 27

460 43 22
                                    


Spodziewałam się wybuchu śmiechu, eskalacji agresji albo zamurowania szanownych panów, tymczasem ich reakcja przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Nie obśmiali mnie, nie zaczęli do siebie strzelać, nie wbiło ich w podłogę. Zamiast tego obaj zmrużyli oczy, w napięciu wyczekując ciągu dalszego. Niespecjalnie wiedziałam, co jeszcze mogłabym powiedzieć, bo oczywiście planu żadnego nie miałam i po prostu palnęłam o tym meczu, gdyż w telewizji właśnie leciały jakieś rozgrywki. Na moje przedłużające się milczenie Massimo i Szrama zareagowali wystrzałem pytań:

- Gdzie będziemy grać?

- Kto będzie sędziował?

- Pełnowymiarowe boisko?

- Po jedenastu czy po sześciu?

- Ile zmian na drużynę?

- Na żywo czy w Fifie?

- Połowa po czterdzieści pięć minut czy krócej?

- Po remisie dogrywka czy od razu karne?

- Aut z ręki czy z nogi?

- Gruby na bramce?

Oszołomiona, stwierdziłam, że chyba mogliby tak do końca imprezy, więc zdecydowałam się im przerwać.

- Cicho! Stop! Basta! – wykrzyknęłam a mężczyźni błyskawicznie zamilkli. – Macie jeszcze po jednym pytaniu, potem odpowiadam na wszystkie, a następnie wracamy do świętowania zaręczyn mojej mamy, które już i tak popsuliście.

Oczy wszystkich na sali zwróciły się na moją rodzicielkę. Gdy gawiedź zobaczyła, jaką matula zrobiła teatralnie smutną minę i jak jęła pięściami wycierać krokodyle łzy, cały klub rozbrzmiał przeciągłym westchnieniem, a najgłośniej wzdychali Czarny z Łysym.

- Przepraszam – rzucili obaj w jej kierunku.

Pokiwała głową – chyba na znak, że wybacza – po czym wskazała na mnie. Po krótkiej chwili swoje pytanie zadał Szrama, a w zasadzie to szereg pytań, ale przymknęłam na to oko.

- Na jakich to by się miało odbywać zasadach? Co się stanie, jak wygra moja drużyna? Co, gdy zwycięży zespół wujka Massimo?

Wypowiedź Czarnego pojawiła się dosłownie sekundę później:

- Mnie w zasadzie interesowało to samo – skomentował – ale w takim razie zapytam o co innego: kiedy miałby się odbyć ten mecz?

Zrobiłam trzy głębokie wdechy i wydechy, aby uporządkować myśli, a następnie zaczęłam odpowiadać na wszystko po kolei:

- Spotkanie odbędzie się na boisku, najlepiej trawiastym, ale od biedy ujdzie jakieś klepisko. Asfalt odpada, żebyście sobie skóry nie pozdzierali przy wślizgach. W moim liceum było boisko asfaltowe i co wu-ef któryś z chłopców kończył z kontuzją jednego albo drugiego kolana. Raz taki Mareczek zdarł nawet dwa podczas jednego meczu, ale to była totalna niezdara, nie to co wy. – Puściłam oczko wpierw do Massimo, potem do Szramy. – Na sędziego proponuję kogoś spoza rodziny oraz jej wpływów, żebyście jeszcze przed meczem nie pokłócili się i nie wystrzelali, bo któryś stwierdzi, że arbiter jest przekupiony. Najlepszy byłby jakiś człowiek z ulicy, który was nie zna i nie mówi po włosku. Zajmę się tym, znajdę kogoś odpowiedniego. – Wyszczerzyłam ładnie ząbki do obu panów. – Boisko musi być oczywiście pełnowymiarowe. – Obruszyłam się. – Przecież chyba mam tu do czynienia z wysportowanymi adonisami a nie z dziećmi z podstawówki? – Zmierzyłam ich wzrokiem i uśmiałam wewnętrznie, zobaczywszy, jak ślicznie po tych słowach obaj napięli muskuły. – Po sześciu na takim dużym boisku, to byście się, za przeproszeniem, posrali, a nie mam zamiaru sprzątać po was jak po jakichś pieskach, więc mecz rozegracie jak profesjonaliści, po jedenastu. Ponieważ jednak do profesjonalistów nieco wam brakuje, proponuję zastosować reguły z piłki ręcznej i zmieniać się, ile tylko chcecie. – Usłyszałam świst powietrza wydobywający się z ust prężących się mafiosów, sugerujący, że odetchnęli z ulgą, ale się do tego nigdy nie przyznają. – Grę w Fifę lubię, niejednokrotnie sama pykałam w liceum z kolegami z klasy, ale w naszym przypadku jedyną opcją jest gra na żywo. Massimo przewyższa Szramę o głowę, jeśli chodzi o majątek...

365 dni Grażynki [ZOSTAŁA WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz