Rozdział 5

1.7K 121 51
                                    


Kiedy się ocknęłam, moje ciało wypełniło się dwoma rywalizującymi ze sobą sprzecznymi odczuciami. Po pierwsze, umierałam z głodu. Jelita okręcały mi się wokół żołądka i błagały o wypełnienie brzucha choćby kukurydzianym chrupkiem. Po drugie, było mi niewyobrażalnie wręcz wygodnie. Leżałam jakby w jakimś puchu, zapadając się weń, a każda komórka wołała: „Boże, jak milutko! Nigdzie się stąd nie ruszaj, Grażynko! Najlepiej zostań w tym miejscu w bezruchu już na zawsze!". Może i bym się nawet na to zgodziła, ale głód wykazywał się porównywalną siłą przekonywania. Ogromnym wysiłkiem woli podniosłam się do pozycji siedzącej i wnet pojawiło się trzecie uczucie, bijące pozostałe dwa na głowę – totalne skonfundowanie.

- Gdzie ja jestem? – wyszeptałam.

Zaczęłam rozglądać się powolutku po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam, i z każdym kolejnym oddechem coraz bardziej przecierałam oczy ze zdumienia. „Czy to sen?" – przeszło mi przez myśl. Pokój był ogromny. Miał wyciosane z ciemnego kamienia ściany i sufit zawieszony tak wysoko, że całość sprawiała wrażenie zamkowej komnaty. Centralnie nade mną zwisał mieniący się feerią barw kryształowy żyrandol, podobny do tych, które dane mi było podziwiać kiedyś na wycieczce szkolnej po balowych salach Pałacu Kultury. Tylko że ten sprawiał wrażenie, jakby wykonano go ze szczerego złota.

Kontemplację otoczenia przerwał mi nagle zgrzyt otwieranych drzwi. Przerażona, podkuliłam pod siebie nogi i obróciłam się w stronę dźwięku. Masywne odrzwia uchylały się w ślimaczym tempie, potęgując strach. W końcu, kiedy już omal nie zeszłam na zawał, rozwarły się całkowicie i pojawiła się w nich nieruchoma postać. Nie potrafiłam stwierdzić, czy to człowiek, czy jakiś anioł ciemności. Zza drzwi biło oślepiające światło, więc widziałam jedynie kontur istoty.

- Obudziłaś się wreszcie – postać przemówiła płynną angielszczyzną, po czym nieśpiesznie weszła do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.

Kiedy źródło blasku znikło, ciemna plama przekształciła się w człowieka z krwi i kości. Zaparło mi dech. Niecałe pięć metrów przede mną stał, wwiercając się we mnie spojrzeniem, mężczyzna z restauracji – ten, któremu rzuciłam na głowę ręcznik i który następnie wycelował we mnie broń.

- Co tak śmierdzi? – zapytał, krzywiąc się i zatykając nos.

Jego pytanie było tak nie na miejscu, że momentalnie oprzytomniałam. Kiedy moje zmysły wyrwały się z odrętwienia, poczułam nagle ciepłą ciecz rozlewającą się po udach. Uzmysłowiłam sobie, że z wrażenia musiałam się zsikać w majtki.

- Przepraszam – wypiszczałam, kuląc się w sobie jeszcze bardziej i spuszczając wzrok.

Drgnęłam, kiedy dłoń nieznajomego przejechała po moim policzku, wycierając spływającą po nim pojedynczą łzę.

- Nie płacz – wyszeptał. – Nic ci nie grozi. – Owinął palec wokół pukla moich włosów i dodał: - To ja przepraszam, że celowałem do ciebie z pistoletu.

Jego głos rozlewał się po moich uszach jak miód po pajdzie świeżego chleba. Wciąż się bałam, ale zaczynałam wierzyć, że mężczyzna rzeczywiście nie miał wobec mnie złych zamiarów.

- Gdzie ja jestem i co tu robię? – zapytałam po dłuższej chwili, zmuszając się, aby spojrzeć mu prosto w oczy.

- Wszystko ci za moment wyjaśnię – obiecał – ale najpierw może poradzimy coś na to? – Wskazał wzrokiem moje krocze.

Spłoniłam się i cofnęłam twarz spod jego dłoni.

- Spokojnie – mężczyzna kontynuował łagodnym tonem – w drugiej części pokoju jest łazienka z prysznicem. Na wieszaku znajdziesz szlafrok, a jak skończysz się odświeżać, będzie na ciebie czekać twoje ubranie.

365 dni Grażynki [ZOSTAŁA WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz