Rozdział 26

491 44 22
                                    


Po stronie Czarnego stali Mario i trzech napinających muskuły drabów. Naprzeciw nich prężyło się dwa razy tylu mafiosów.

- Dlaczego naszych jest tak niewielu? – zagadałam Domenico, skonsternowana.

- Oni wszyscy są nasi. – Młody Włoch westchnął. – Choć chyba powinienem powiedzieć: byli.

- Jak to?

- Widzisz tego łysego ze szramą na czole? – Domenico wskazał łysego gościa ze szramą na czole. – To Łysy, znany też jako Szrama. Należy do rodziny, bo to brat cioteczny córki szwagierki kuzyna dziadka stryjecznego bratanka macochy wnuka teściowej siostry ojca Massimo z pierwszego małżeństwa.

Zrobiłam wielkie oczy, lecz nie przerwałam mu.

- Ubzdurał sobie – kontynuował – że ze względu na poziom pokrewieństwa należą mu się prawa do dziesiątej części majątku rodziny Torricelli. Do tej pory jedynie szczekał, ale, jak widać, zdobył się wreszcie na odwagę, żeby ugryźć, i przekonał do siebie kilku innych gniewnych pociotków.

Chciałam to jakoś skomentować, ale dokładnie w tym momencie zalegającą w sali złowrogą ciszę przerwał wspomniany Łysy. Niestety nie był na tyle uprzejmy, by przemówić po angielsku, więc zupełnie nic nie zrozumiałam.

- Co on powiedział? – szepnęłam w ucho Domenico.

- Że nadszedł wreszcie czas zemsty.

- Zemsty? – zdziwiłam się. – Ale za co?

- A skąd ja mam wiedzieć? Cicho bądź, to może się dowiemy.

Umilkłam posłusznie – w samą porę na odpowiedź Czarnego, niestety sformułowaną również po włosku.

- Przetłumacz – poprosiłam.

- Massimo zapytał: „zemsty?", a zaraz potem dodał: „ale za co?".

Aż się zarumieniłam – tak mi się miło zrobiło, że użyliśmy z Czarnym dokładnie takich samych słów. Dwie sekundy później rumieniec zszedł mi jednak z policzków i zbladłam jak najbledsza z bladych ścian. Do ekipy Szramy dołączyło bowiem kilku kolejnych mężczyzn. Teraz było ich już piętnastu na pięciu. Herszt bandy uśmiechnął się krzywo i wycedził przez zęby odpowiedź dla swojego oponenta. Oczywiście nadal nie ogarnął, że wśród publiczności znajduje się parę osób niewładających jego ojczystym językiem.

- A teraz co powiedział? – zagaiłam swojego tłumacza.

- Nie wiem.

- Jak to: nie wiesz?

- No, nie wiem. Tak cedził przez zęby, że nie dało się nic zrozumieć. – Domenico zamyślił się, a następnie odezwał się nieco niepewnie: – Chyba coś o czyjejś matce albo o wódce, ewentualnie o listwach przypodłogowych.

- Listwach przypodłogowych? – zdumiałam się.

- Jego pytaj.

- Dobra, cicho. – Przyłożyłam palec do ust i kiwnęłam głową na Massimo, bo właśnie zaczynał coś mówić.

Po kilku wypowiedzianych przez niego zdaniach Mario i reszta ekipy zrzucili zalegający na ich twarzach wyraz zawziętości, w zamian przywdziewając szerokie uśmiechy. Następnie narzeczony mojej mamy wyjął zza pazuchy drugi pistolet, po czym głośno i wyraźnie oznajmił przeciwnikom:

- Sei!

Nie miałam zielonego pojęcia, co powiedział Czarny, ale Mario zrozumiałam bez problemu. Paru podstawowych włoskich słówek zdążyłam się już wszakże nauczyć. „Sei" to po naszemu „sześć". Trudno było jednak bez kontekstu połapać się, czemu Mario wybrał akurat tę liczbę oraz dlaczego ułamek sekundy później wszyscy mafiosi należący do grupy Szramy zaczęli trząść portkami ze strachu.

365 dni Grażynki [ZOSTAŁA WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz