Rozdział 6

1.5K 111 82
                                    


Po przedziwnym oświadczeniu Czarnego na temat kobiety z obrazu stałam wrośnięta w podłogę przez dobre pół minuty. Pewnie tkwiłabym tak w bezruchu i z rozdziawioną japą jeszcze dużo dłużej, ale ze stuporu wybiły mnie kolejne słowa mężczyzny.

- Rozumiem, że jesteś skonsternowana i z pewnością potrzebujesz wyjaśnień. Chodź. – Chwycił mnie delikatnie za ramię. – Opowiem ci wszystko przy kolacji.

Dwa razy nie musiał powtarzać. Owszem, łaknęłam odpowiedzi na kilka pytań, ale umierałam z głodu i zaspokojenie potrzeb moich wnętrzności, już nawet nie strzelających fochy, lecz po prostu obrażonych, było teraz zdecydowanym priorytetem. Łypnęłam ostatni raz w przepiękne oczy wpatrujące się we mnie z malowidła, po czym złapałam Czarnego za dłoń. Zrobiłam to tak, jak małe dziecko chwyta tatę, kiedy przyuważy budkę z lodami albo sklep z klockami lego – bezpardonowo i zamaszyście.

- Prowadź – zażądałam.

- Nie założysz ubrania? – zdziwił się.

- Prowadź – powtórzyłam poirytowana, ciągnąc go w stronę drzwi.

- Będziemy jedli w ogrodzie. Przeziębisz się.

- Prowadź mnie tam, do jasnej ciasnej! – ryknęłam. – Daj mi jeść, człowieku, bo jak zaraz nie napełnię czymś żołądka, to na nic ci się zdadzą ten twój pistolecik i muskularne ciało. Na własnej skórze poczujesz, czym jest moc Gniewu Głodnej Grażynki! Naprawdę nie słyszysz tego koncertu, który odgrywają moje trzewia? Przecież w tej chwili burczenie w moim brzuchu mógłby przebić jedynie start odrzutowca! Poza tym spójrz na mnie: nawet przez fałdy grubego szlafroka widać, jak jelita skręcają mi się z głodu, a odkąd napomknąłeś o kolacji, czyli od jakichś trzynastu sekund, po mojej brodzie zdążyło już ściec co najmniej kilka litrów śliny. Obudź się! Potrójne Gie to nie przelewki! Chodźmy jeść!

Kiedy skończyłam się uzewnętrzniać, pomieszczenie na kilka chwil wypełniło się absolutną ciszą. Nieznajomy przewiercał mnie wzrokiem i chyba formował jakąś ciętą ripostę. W końcu przemówił.

- Czy mogłabyś przejść z powrotem na angielski? Niczego nie zrozumiałem.

- Kur...tyna w górę! – zaklęłam. Nawet się nie zorientowałam, kiedy przeskoczyłam na polski! Jak ja mu niby miałam teraz przetłumaczyć cały mój monolog na angielski? Warknęłam ze zdenerwowania, a następnie już w języku Szekspira powiedziałam: - Przepraszam. To, co mówiłam, jest nieistotne. Po prostu chodźmy już zjeść, błagam cię.

Czarny uśmiechnął się szelmowsko, po czym nieoczekiwanie przyciągnął mnie całą do siebie i zaczął mi szeptać wprost do ucha.

- Spróbuj raz jeszcze krzyknąć na mnie, szczególnie w tym swoim szeleszczącym języku, to nie zjesz nic przez kolejne dwadzieścia cztery godziny. Capisci?

Władczy ton głosu mężczyzny oraz wizja głodówki sprawiły, że znów zaczęłam trząść się jak osika.

- No już spokojnie. – Czarny położył dłonie na moich ramionach i zaczął delikatny masaż. – Łatwo mnie zdenerwować, ale potrafię też być aniołem, zobaczysz. – Złożył pocałunek na czubku mojej głowy. – Chodźmy już do tego ogrodu, bo zaraz mi tu znowu zemdlejesz.

Puścił mnie, po czym usłyszałam tupot jego stóp oddalających się w stronę wyjścia. Odwróciłam się i ruszyłam za nim. Przepełniała mnie wybuchowa mieszanka strachu, głodu i... ekscytacji. Nie miałam nigdy do czynienia z takim „miłym brutalem". Jego drapieżność i gwałtowność przeplatały łagodność oraz zmysłowość. Działało to na mnie niemożliwie wręcz podniecająco. Do tego w tej właśnie chwili miałam przed oczami jego wykuty ze stali tyłek, odznaczający się pod skrojonymi na miarę eleganckimi spodniami. Żadna kobieta nie przeszła by obok takiego widoku obojętnie.

365 dni Grażynki [ZOSTAŁA WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz