Rozdział 36

367 38 22
                                    


Sławek słusznie zrobił, że zemdlał, bo, jak wiadomo, leżącego się nie bije, i Massimo, należący do ludzi honorowych, nie mógł mu nic zrobić. Owszem, mafioso powrzeszczał, powymachiwał pistoletem i poczerwieniał na twarzy, ale nie tknął mojego kolegi choćby palcem. Przedłużająca się niedyspozycja Sławka dała mi ponadto czas na to, aby przekonać Czarnego, że Team Porno, jak zaczęłam nazywać w myślach nasz potencjalny zespół, to idealne rozwiązanie wszystkich problemów. Chłopców mogliśmy dostać od ręki, nie kosztowali dużo, a do swoich rzeczywistych odpowiedników byli tak bardzo podobni, że trzecioligowcy Eugenio posrają się na sam ich widok i w życiu nie zechcą wystąpić w takim meczu, żeby się nie zbłaźnić.

Sławek ocknął się parę minut po piątej, kiedy z głośników w sali weselnej rozbrzmiał utwór autorstwa jego imiennika, nawołujący do polewania się szampanem. Mój kumpel wstał z podłogi jak gdyby nigdy nic i zaczął tańczyć, co rusz zatrzymując się to przy mnie, to przy Massimo, i opróżniając na nasze ciała ogromne butelki wyimaginowanego trunku z bąbelkami. Czarny chyba zapomniał już, że jeszcze nie tak dawno temu chciał Sławka zastrzelić. Nawet się lekko na te jego pląsy pouśmiechał. Kiedy ściany kanciapy pochłonęły ostatnie nuty piosenki, w pomieszczeniu zaległa lekko krepująca cisza. Przerwałam ją przeciągłym i bardzo głośnym ziewnięciem, które spowodowało, że wszyscy po kolei rozwarli szczęki jak najszerzej mogli i uraczyli siebie nawzajem przeglądem dentystycznym z prawdziwego zdarzenia. Massimo naprawdę zaimponował mi posiadaniem kompletu zębów mądrości.

- Dobrze – mafioso przerwał po kilku minutach lawinę ziewnięć – chyba czas iść spać.

Pokiwaliśmy głowami z aprobatą.

- Panie Sławku – Massimo kontynuował – proszę przysłać do mnie jedenastu swoich najlepszych aktorów najpóźniej jutro do godziny dwunastej. Niech zabiorą ze sobą dokumenty i olejki do opalania. Czeka ich wycieczka na słoneczną Sycylię. O czternastej mamy samolot.

- Tak jest, szefie! – Sławek zasalutował, po czym życzył nam stosunkowo udanej nocy.

Modliłam się, żeby nie zapomniał umowy zaraz po wyjściu z pakamery. Wiedziałam, że nie wykręciłby się następnym omdleniem. W przypadku jakichkolwiek problemów Czarny nie miałby żadnych skrupułów, żeby go zamordować.

- Idziemy? – rzuciłam do partnera.

- Si. – Massimo ziewnął. – Do ciebie, do mnie, czy każde w swoją stronę?

Do domu mamusi trzeba by jechać przez pół miasta, a ja już jednym okiem nieco przysypiałam. Mafioso również wyglądał na skrajnie wyczerpanego. Jego hotelowy pokój, mieszczący się dosłownie parę kroków stąd, zdawał się być zatem najrozsądniejszym wyborem.

- Chodźmy do ciebie – zawyrokowałam.

Czarny uśmiechnął się półgębkiem.

- Ale nic sobie nie wyobrażaj. – Pogroziłam mu palcem. – Nie będziesz dzisiaj na pewno eksplorował Grażynkowych krągłości.

- A zagłębienia?

- Zagłębień tym bardziej nie!

- Zgoda. – Mężczyzna zmrużył oczy, jakby coś kalkulował. Po chwili odezwał się ponownie: - Ale śpimy w jednym łóżku i nie ma gadania!

W tym momencie moje lewe oko, a wraz z nim połowa mózgu zasnęły. Nigdy wcześniej nie przytrafiło mi się coś takiego. Prawym okiem patrzyłam na wyczekującego mojej reakcji Massimo, a z lewej strony, jakby zza wielkiej chmury, zaczął wyłaniać się sen.

- Okej – wypowiedziała prawa strona moich ust.

- Słodki Jeżu! – wykrzyknęła śpiąca lewa, kiedy dotarło do mnie, co wyłania się zza wspomnianej chmury.

365 dni Grażynki [ZOSTAŁA WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz