Rozdział 10

1.1K 89 41
                                    


- O czym ty mówisz, Domenico? – Massimo warknął na kumpla i momentalnie zrobił się cały czerwony. – Przecież razem ją sprawdzaliśmy!

- Parla italiano – odpowiedział tamten, łypiąc na mnie okiem.

Następnie panowie przeszli na włoski i zaczęli przerzucać się krótkimi wykrzyknieniami. Nie umknęły mi jednak słowa Czarnego.

- Jak to: sprawdzaliście mnie? – przerwałam ich słowną potyczkę.

Spojrzeli na mnie, potem na siebie, a po chwili wrócili do swojej dyskusji, kompletnie mnie olewając. Tupnęłam nogą ze zdenerwowania, ale nawet się nie zakurzyło, bo staliśmy na asfalcie. Z pewnością uzewnętrzniłabym swój gniew jakoś mocniej, ale wnet o czymś sobie przypomniałam. Dwójka mafiosów przekrzykiwała się w najlepsze a tymczasem pięć metrów dalej umierał człowiek! W mgnieniu oka straciłam zainteresowanie kłótnią i podbiegłam do zakrwawionego policjanta. Wyglądał jak parówka polana keczupem i wstawiona do mikrofalówki na tak długo, że eksplodowała.

- No i po co żeś mi zerkał między nogi, biedaku? – wyszeptałam. Następnie odwróciłam się do jego partnera od siedmiu boleści oraz stojącego w pobliżu ochroniarza i krzyknęłam: - A wy co tak tkwicie w miejscu jak kołki?! Niech mi któryś pomoże z resuscytacją a drugi zadzwoni po karetkę.

Staruszek zamienił dwa słowa z policjantem – pewnie przetłumaczył mu moje krzyki z angielskiego na ichniejszy – po czym podbiegł do mnie i zaczął bardzo profesjonalnie zajmować się rannym. W tym samym czasie gliniarz wyciągnął z kieszeni telefon i wpierw ponaparzał w ekran, a kiedy go z kimś połączyło, pośpiesznie wystrzelił gradem włoskich zdań.

Miałam właśnie pytać ochroniarza, co sądzi o obrażeniach poszkodowanego, ale nagle straciłam grunt pod stopami.

- Co jest, kurza twarz? – krzyknęłam po polsku, a pół sekundy później wylądowałam na czyimś ramieniu. Mogłam założyć się o wszystkie pieniądze, że tym kimś był Massimo.

- Mów po angielsku – Czarny warknął, rozwiewając mój brak wątpliwości – albo najlepiej zamilknij. Pogadamy, jak cię zawlekę do posiadłości.

- Puszczaj mnie, draniu! – Zaczęłam wierzgać i wyrywać się. Trzymał mnie jednak bardzo pewnie. – Puszczaj, bo jak nie to... – Miałam rzucić jakąś groźbę bez pokrycia, ale wnet uświadomiłam sobie, że w jednej z kieszeni wciąż chowam pistolet. Umilkłam i powolutku przesunęłam dłoń w jego kierunku.

- Tego szukasz? – Massimo zamachał mi bronią przed oczami.

- Oddawaj – zajęczałam jak dziecko, któremu zabrano zabawkę.

Mężczyzna parsknął śmiechem, po czym poprawił uchwyt i ruszył. Czułam się jak w imadle. Nie zamierzałam jednak poddawać się bez walki. Gdy zrobił kilka pierwszych kroków, bez ostrzeżenia walnęłam go pięścią w żebra. Czarny syknął z bólu, ale mnie nie puścił. Poszłam więc za ciosem i zamachnęłam się drugi raz. Nic mi jednak z tego ataku nie wyszło, ponieważ w tym samym momencie mafioso wywinął mną kołowrotek i rozpłaszczył mnie brzuchem na trawie.

- Hej! – zaprotestowałam.

Chciałam obrócić się na plecy, lecz mężczyzna przytrzymał mnie tak mocno, że aż zaparło mi dech. Chwilę później wsunął rękę pod moje podbrzusze i zaczął nią gmerać, jakby chciał się dobrać do mojej cipki.

- Co ty robisz?! – obruszyłam się na ten jawny gwałt, ale zanim zdążyłam powiedzieć coś więcej, Czarny wycofał dłoń.

Przez parę kolejnych sekund nie działo się nic. Już miałam spróbować szczęścia i wstać, gdy nieoczekiwanie coś owinęło się wokół moich nadgarstków i mocno je ścisnęło.

365 dni Grażynki [ZOSTAŁA WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz