Rozdział 24

510 49 20
                                    


Chwała Massimo za to, że postawił najbardziej puchaty z puchatych dywaników akurat pod kredensem, przy którym się przewróciłam. Dzięki temu nie odpłynęłam po raz enty, trzasnąwszy głową o twardą podłogę, i nie straciłam znowu kilku godzin z życia na śnienie o pierdołach. Miałam już szczerze dość tych wszystkich penisów pod pachami, wyścigów hulajnóg, bójek amatorów komiksów i...

- Ojej – wymsknęło mi się, kiedy przypomniałam sobie, jaką wizję miałam przy ostatnim omdleniu.

- Nic ci się nie stało? – zapytał z troską w głosie Domenico, pochylając się nade mną i wyciągając rękę, by pomóc mi wstać.

- Nie, nic, miękkie lądowanie, dziękuję.

- To „ojej" zabrzmiało, jakbyś co najmniej obiła sobie pupę. – Spojrzał na mnie podejrzliwie.

- Pupa cała i zdrowa. – Położyłam dłoń na sercu, a drugą uniosłam w geście przysięgi. Ponieważ młody Włoch wciąż mi nie dowierzał, po chwili dodałam: - Oj, nie patrz tak na mnie. Po prostu sobie o czymś nieoczekiwanie przypomniałam. – Zamyśliłam się na moment, gdyż coś mi nagle przyszło do głowy. – Mówi ci coś imię Maja?

Domenico zmarszczył czoło i złapał się dwoma palcami za brodę. Trwał w takiej pozie przez kilka sekund, nic nie mówiąc, więc postanowiłam pójść o krok dalej.

- Może Massimo ma asystentkę o takim imieniu?

Po tym pytaniu twarz mężczyzny błyskawicznie rozluźniła się, a na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.

- Tak! Racja! – Zawiesił się na ułamek sekundy, po czym dodał: - A w zasadzie to prawie tak.

- Czemu: prawie?

- Bo to nie imię, tylko nazwa programu. Pracuje nad nim jedna z firm Massimo. Em, a, i, a – przeliterował. – Środkowe „ai" to skrót od Artificial Intelligence. Em na początku miało w zamyśle tworzyć z tym skrótem angielską grę słów: My AI. Moja sztuczna inteligencja. Moja prywatna komputerowa asystentka. Literkę a na końcu dodano, by nazwa brzmiała jak piękne kobiece imię. Ale zaraz... - Mężczyzna ponownie skrzywił się. - Skąd ty możesz o tym wiedzieć? Przecież to dopiero prototyp!

Zrobiło mi się gorąco. Domenico miał rację – nigdy wcześniej nie słyszałam tej nazwy. Pojawiła się dopiero w tym moim śnie sprzed paru chwil. Co więcej, Maja zdecydowanie nie wyglądała w nim na prototyp. Choć to zupełnie niemożliwe, wyjaśnienie tej dziwacznej sytuacji nasuwało się tylko jedno. Gdy straciłam przytomność, doznałam wizji przyszłości! A skoro we śnie poznałam syna Czarnego, który zwracał się do mnie per „mamo"... Dobrze, że wciąż siedziałam na puchatym dywaniku, bo na samą myśl zrobiło mi się ciemno przed oczami.

- Graziello! – Domenico złapał mnie za ramię i potrząsnął nim. – Wszystko w porządku?

Jeszcze przez kilka sekund trwałam na granicy omdlenia i byłabym odpłynęła w wyciągające się ku mnie ramiona Morfeusza, ale wtem coś poczułam. Bulgot. W brzuchu. Dodałam prędko dwa dwóch, a wynik tak mnie zdenerwował, że zerwałam się na równe nogi i zaczęłam krzyczeć:

- Łajdak! Zwierzę! Gwałciciel!

Młody Włoch odskoczył ode mnie, zapewne myśląc, że to jego tak wyzywam. Musiał obawiać się, że się na niego zaraz rzucę i rozszarpię go na kawałeczki. W normalnych okolicznościach uspokoiłabym biedaka i wyjaśniła, że chodzi o kogoś innego, ale w tej chwili nie myślałam trzeźwo i po prostu wrzeszczałam dalej:

- Zwyrodnialec! Kanalia! Zboczeniec!

Domenico odsunął się o kolejne dwa kroki. W przebłysku świadomości zanotowałam, że oddalał się w stronę wyjścia z sypialni. Niedoczekanie.

365 dni Grażynki [ZOSTAŁA WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz