Massimo wyglądał zupełnie jak nie on. Jego zawsze zadbany dwudniowy zarost przemienił się w rozczochraną szczecinę. Skrzętnie układane każdego dnia w perfekcyjną fryzurę włosy teraz przypominały gniazdo bliżej nieokreślonego gatunku ptaka. W worach, które mężczyzna trzymał pod oczami, można by zmieścić z pięć kilo ziemniaków. Popękane usta przypominały taflę Oceanu Arktycznego zaraz po przepłynięciu lodołamacza. Wymemłana marynarka sugerowała bliskie spotkanie trzeciego stopnia z gardłem jakiegoś brytana, postrzępione na nogawkach spodnie z jego zębiskami, a poprzedzierana w poprzek koszula – z pazurami. Wszystko to było jednak niczym w porównaniu z ostatnią rzeczą, która rzuciła mi się w oczy.
- Założyłeś czarny pasek do brązowych butów – wyszeptałam, po czym z wrażenia opadła mi szczęka.
W odpowiedzi usłyszałam jedynie przeciągły szloch Czarnego a potężny spazm rzucił jego ciałem w stronę drzwi. Biedaczyna potknął się niefortunnie o próg i wywinął takiego orła, że gdyby nie puchaty dywanik witający gości w przedpokoju, mężczyzna straciłby połowę zębów.
- Co się rypło, kochanie? – zapytałam, schyliwszy się, przeturlawszy go na plecy i podniósłszy go do pozycji siedzącej. Usiadłam na nim okrakiem, żeby pozbawić jego ciało możliwości ruchu, po czym wychyliłam się i zatrzasnęłam drzwi. Jeszcze tego mi było trzeba, żeby sąsiedzi gadali.
- Wszystko, Graziello – wybełkotał Massimo. – Wszystko się rypło, mio amore.
- No, ale jak to: wszystko? Ktoś umarł? – zapytałam.
- Ja zaraz umrę z rozpaczy.
- Ktoś kogoś porwał? – zgadywałam dalej.
- Ja zaraz porwę sobie resztki koszuli.
- Ktoś spalił twoją posiadłość? – nie dawałam za wygraną.
- Ja zaraz spalę się ze wstydu.
- Nie wypalił ci jakiś interes? – kombinowałam.
- Ja zaraz wypalę sobie z gnata w łeb.
- Zdradziłeś mnie? – wycedziłam przez zęby.
- Ja zaraz zdradzę ci wszystko.
- No! – ucieszyłam się. – Wreszcie do czegoś dochodzimy!
- Ja zaraz dojdę... - Massimo zawahał się, a następnie zmienił zdanie: - Nigdzie nie dojdę, bo wszystko się rypło!
„I weź tu gadaj z takim" – pomyślałam. Po chwili zastanowienia stwierdziłam, że muszę zmienić taktykę.
- Mówże, co się stało! – wrzasnęłam. Zacisnęłam dłonie na połach jego marynarki i mocno nim potrząsnęłam. – Ale już! Bo cię zaraz strzelę!
- Ach, to strzelaj!
No to strzeliłam. Zamachnęłam się jak tenisistka przed asem serwisowym i tak go zdzieliłam, że omal mi nie odpadła ręka. Czarny zakwiczał niczym zarzynane prosię, następnie złapał się za zmieniający barwę policzek, a gdy nieco uśmierzył ból pocieraniem zaczerwienionej skóry, wysyczał:
- Coś ty, babo, powariowała?
- Tylko nie: babo! – obruszyłam się. – Sam jesteś baba, bo przychodzisz tu i ryczysz o Bóg wie co. Poza tym zezwoliłeś na tego plaskacza.
- Masz rację. – Pociągnął nosem. – Przepraszam.
- Wybaczam. – Uśmiechnęłam się. – Policzek trochę popiecze, ale za to chyba zdołałam cię wreszcie ocucić.
CZYTASZ
365 dni Grażynki [ZOSTAŁA WYDANA]
HumorTo był zwyczajny wieczór w kinie, dopóki Grażynki nie wciągnął film. Dosłownie. Piękna, młoda Polka podczas wakacji z ukochanym zostaje porwana przez sycylijskiego mafiosa. Tyleż bezwzględny, co przystojny, Massimo daje dziewczynie równo 365 dni na...