Rozdział 16

783 63 39
                                    


Pastylka od Domenico zadziałała pierwszorzędnie. Przez całą drogę do miasteczka nie poczułam choćby cienia mdłości. Korzystając z tego, że nie musiałam skupiać się na zaciskaniu przełyku, by nic się zeń nie ulało, zajęłam się analizą swojego ostatniego omdlenia wraz z towarzyszącym mu snem. Wnioski z tych krótkich przemyśleń wyciągnęłam dwa.

Po pierwsze, niestety, ale marna ze mnie wieszczka. Nic a nic z moich majaków się nie spełniło – nie zwymiotowałam (choć to akurat dobrze, bo placki ocalały), kierowca nie był przystojnym Vittoriem, tylko brzuchatym dziadkiem o imieniu Leonardo, nie goniła nas policja, nie natknęliśmy się na wywrócony ciągnik, a Domenico, zapytany o drewnianą kanciapę, kazał puknąć mi się w czoło i wytłumaczył że to schowek na sprzęt a nie żaden garaż na hulajnogi. Nawet głupi krajobraz się nie zgadzał, jezdnia nie przecinała łąk, tylko wiodła przez środek lasu.

Po drugie, również niestety, ale zdecydowanie miałam coś z głową. Czy ktoś zdrowy na umyśle wyśniłby sobie biseksualnych policjantów gwałcicieli, którzy się wzajemnie pomordowali podczas kłótni o komiksowych bohaterów?

- Jesteśmy na miejscu – odezwał się mój kompan.

Nawet nie zauważyłam, kiedy gęste drzewa zamieniły się w luźne zabudowania a nasze auto zaparkowało pod niskim budynkiem z bielonej cegły.

- Massimo poprosił, bym pomógł ci w zakupach – kontynuował Domenico – ale choć bardzo bym chciał, muszę coś w tym czasie załatwić. Trzymaj. – Wręczył mi prostokątny kawałek plastiku. – To złota karta kredytowa bez żadnych limitów.

Przyjęłam prezent z rozdziawioną gębą i słuchałam dalej.

- W butiku znajdziesz dziesiątki modeli najbardziej ekskluzywnych marek. Wybierz sobie, na co tylko masz ochotę. Mam tylko jedną prośbę.

- Tak?

- Skądinąd wiem, że lubisz kolor różowy. – Mężczyzna uniósł nieznacznie kąciki ust a ja zarumieniłam się. – Kup, proszę, coś mniej krzykliwego. Przyplusujesz Massimo.

Skinęłam głową, potwierdzając, że zrobię tak, jak powiedział. Chwilę później Leonardo otworzył mi drzwi a Domenico pożegnał mnie, ustaliwszy, że widzimy się za trzy godziny pod sklepem.

Kiedy samochód odjechał, zainteresowałam się, dokąd mnie tak właściwie przywieźli. Miasteczko wyglądało na wymarłe a budynek, przed którym mnie wysadzono, nie wyróżniał się niczym szczególnym. Spodziewałam się przeszklonych witryn z manekinami poubieranymi w cudeńka od Channel, Luis Vuitton czy Prady – wyobrażałam sobie, że metki właśnie tych firm Czarny chciałby widzieć, zrywając ubrania ze swojej ukochanej – tymczasem miałam przed sobą zwykłą mieszkalną kamienicę. Zdezorientowana, podeszłam do najbliższych drzwi i zaczęłam studiować wywieszki przy guzikach od domofonu.

- Giovani Abruzzo, Maria Esposito, Edmondo Russo – odczytywałam nazwiska przy kolejnych numerach. Zatrzymałam się przy czwórce: - Boutique di Piaceri Vertiginosi.

Wydawało mi się niemożliwe, by ekskluzywny butik, który miał na myśli Domenico, znajdował się między mieszkaniami zwykłych szarych włoskich rodzin, ale prędko skonstatowałam, że w takich sklepach jak nasz warszawski Moliera 2 ubierają się ludzie po prostu dziani, a nie ci obrzydliwie bogaci. Ci drudzy musieli mieć swoje superluksusowe tajne butiki, o których istnieniu ani biedny Kowalski, ani Kowalski z klasy średniej, ani nawet Kowalski z klasy wyższej nie mieli bladego pojęcia. Gdy dotarło do mnie, że za chwilę przekroczę próg takiego miejsca, aż pociemniało mi przed oczami z wrażenia. Przytrzymałam się klamki, wzięłam trzy głębokie wdechy zakończone długimi wydechami, po czym wcisnęłam guzik przy numerze cztery. Sekundę później rozbrzmiało charakterystyczne brzęczenie zdalnego otwierania drzwi. Naparłam na nie i weszłam do środka.

365 dni Grażynki [ZOSTAŁA WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz