Rozdział 11

1.1K 84 74
                                    


To było jak gorące kakao po wielogodzinnym marszu w śnieżnej zawierusze, jak sorbet truskawkowy z listkiem mięty w dniu, w którym alert RCB ogłosił rekordowo wysoką temperaturę, jak kąpiel w jacuzzi poprzedzona relaksującym masażem wykonanym przez młodego Brada Pitta, jak polizanie po twarzy przez tego uśmiechniętego psa z memów, jak przejazd rollercoasterem, trzymając ręce w górze i będąc całkiem nago, jak skok na główkę w poduchę z kwiatów i czekoladowych pralinek, jak odstawienie na kupkę ostatniego króla w Windowsowym pasjansie, jak sprzedaż bitcoina zakupionego przed kryptowalutowym boomem, jak poklepanie po plecach przez Anię Lewandowską po wyjątkowo trudnym i wyczerpującym treningu, jak wyduszenie z siebie porządnego stolca po trwającym kilka dni zatwardzeniu, jak pociągnięcie eyelinerem perfekcyjnej kreski bez wykłucia sobie oka, jak publiczne wyróżnienie przez wymagającego szefa, wraz z obietnicą wprowadzenia specjalnie dla ciebie nutellowego czwartku, jak ubicie tego nieznośnego komara, który przez pół nocy bzyczał ci nad uchem, jak tango z Rafałem Maserakiem ocenione na dziesięć punktów przez Iwonę Pavlović, jak sześćdziesiąt dziewięć i dziewięć na wyświetlaczu łazienkowej wagi po długich tygodniach restrykcyjnej diety, jak oblany lukrem puszysty pączek wchłonięty zaraz po tym rekordowym ważeniu, jak szóstka z klasówki i odpowiedź „wszyscy inni dostali gorsze oceny" na klasyczne pytanie zadawane przez rodziców w takich sytuacjach, jak sernik z białą czekoladą, który nie opadł po wyciągnięciu z pieca, jak przejażdżka na dzikim koniu, którego nie zdołał okiełznać nawet Robert Redford, jak wybuch piany z dwulitrowej butelki coca-coli po wrzuceniu doń całego opakowania mentosów, jak samodzielne ogolenie okolic bikini bez ofiar w ludziach, jak tłusty maminy rosół po całonocnej mocno zakrapianej imprezie, jak powiew wiatru we włosach, gdy stoisz na dziobie wycieczkowca, wyciągając ręce jak ptak, trzymana przez Leonardo DiCaprio, jak znalezienie na ulicy banknotu stuzłotowego, który nie okazał się ulotką przybytku z paniami lekkich obyczajów, jak kiełbaska wyciągnięta z ogniska w takim momencie, że przyskwierczyło ją ze wszystkich stron, ale nie zwęgliło, jak rozłączenie natarczywego telemarketera, pogroziwszy mu karami za niestosowanie się do RODO, jak pocałunek, o jakim śni każda kobieta. Musiałam to czym prędzej przerwać!

- Massimo, przestań – wyszeptałam, odklejając się od niego nadludzkim wysiłkiem woli.

- Co się stało? – zapytał czule. – Nie podoba ci się?

„Wręcz przeciwnie" – pomyślałam.

- Śmierdzi ci z ust – skłamałam. Tylko w tak drastyczny sposób mogłam sprawić, by podniecenie Czarnego znikło i byśmy za kilka chwil nie trafili do łóżka.

Mężczyzna zrobił wielkie oczy, po czym błyskawicznie wyczołgał się spode mnie i pognał do łazienki.

„Coś ty najlepszego zrobiła?!" – wrzeszczało moje serce. „Słusznie uczyniłaś" – chwalił mózg. „Chyba zaraz utonę" – jęczała cipka. Rozdygotana, wstałam z podłogi i rozejrzałam się po komnacie. Massimo pucował zęby w toalecie. Był tak pochłonięty tą czynnością, że gdybym zdecydowała się teraz uciec, prawdopodobnie by mi się to udało. Uchylone drzwi wyjściowe zachęcały do wybiegnięcia na korytarz i nieobracania się za siebie. Jakaś tajemnicza siła powstrzymywała mnie jednak przed przekształceniem tego pomysłu w czyn.

Nagle drzwi do łazienki otworzyły się z hukiem – aż dziwne, że nie roztrzaskały się w drobny mak – i stanął w nich przerażony Czarny.

- Wciąż tu jesteś – powiedział i odetchnął z ulgą. Zauważyłam, że strużka śliny zmieszanej z pastą do zębów spływa mu po brodzie.

- Wciąż tu jestem – potwierdziłam.

- Nie uciekłaś, choć miałaś okazję. – Ruszył powolnym krokiem w moją stronę. Niesforna biała kropelka zawisła na kępce jego zarostu z zamiarem skapnięcia na koszulę.

365 dni Grażynki [ZOSTAŁA WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz