White small man

6.4K 584 380
                                    

| George POV | 

 Nienawidzę być chory. Cały tydzień przeleżałem u Willa w mieszkaniu pod co najmniej dwiema kołdrami i czterema kocami, co chwilę smarkając i kichając. Więc kiedy po tygodniu obudziłem się bez kataru i ani razu nie kaszlnąłem, wręcz skakałem z radości. Dzisiaj rozpoczął się mój znienawidzony miesiąc, czyli grudzień. Ubrałem na siebie bluzę, którą oddał mi Wilbur, a na nogi założyłem spodnie w dużą kratę. Zabrałem z wieszaka moją ukochaną kurtkę w kolorze baby blue i wyszedłem z domu, idąc na autobus. 

 Po drodze założyłem na uszy swoje słuchawki i odpaliłem z telefonu składankę swoich ulubionych piosenek. Czekałem kilka minut na autobus, rozglądając się na około. Niektórzy sąsiedzi już rozwiesili świąteczne ozdoby a niektórzy jeszcze nie. Wsiadłem do autobusu, kasując swój bilet i usiadłem na wolnym miejscu. W pojeździe nie było za dużo ludzi, co było mi wręcz na rękę. Nienawidzę tłumów. Jechałem dobre 30 minut, aż wysiadłem na odpowiednim przystanku. Spokojnym spacerkiem ruszyłem w stronę stajni. Wszedłem do niej, kierując się od razu do swojej szafki, z której wyjąłem odpowiednie rzeczy na jazdę w zimnie. Po niecałej minucie dosiadł się do mnie stajenny Alex. 

 - George, co się z tobą stało? Nie było cię ponad tydzień. - powiedział, patrząc na mnie zmartwiony.

 - Nic groźnego, byłem chory. Idź, przygotuj konia. - powiedziałem, zakładając na stopy grube skarpety a na nie oficerki. 

 - Na pewno chcesz trenować? Może odpoczniesz jeszcze? - dopytał chłopak, na co wywróciłem oczami. 

 - Idź zrobić to, o co cię prosiłem. - powiedziałem ostro, zakładając na sobie sportową kurtkę z logiem klubu, w którym jestem. Usłyszałem jedynie, jak chłopak wzdycha, ale idzie zrobić to, o co go prosiłem. Ubierałem się dalej, kiedy do stajni wszedł mój kolega z drużyny Ant. Pomachałem do niego, uśmiechając się lekko do niego, podczas gdy chłopak podszedł do mnie. 

 - Hej Ant. - powiedziałem, zakładając na dłonie rękawiczki. 

 - Hej George. Dawno cię nie widziałem. - powiedział też, zakładając na siebie odpowiedni sprzęt. 

 - Rozchorowałem się, ale już jest lepiej. 

 - Mamy mieć treningi łączone z drużyną od biegów przełajowych. Zamknęli las, więc użyczymy im hale.

 - Naprawdę? - spytałem zawiedziony. 

- Nie mogą iść pobiegać gdzie indziej? - dopytałem, ponownie wywracając oczami. 

 - Patrz! Idą. - powiedział, pokazując na dwójkę chłopaków idących w naszą stronę. Wstałem szybko i podszedłem do Alexa, chcąc uniknąć z nimi niepotrzebnej mi do życia konwersacji. 

 - Już? - spytałem, opierając się o zagrodę. On pokiwał tylko głową, bo zabrałem szybko konia, chcąc uniknąć konfrontacji z blondynem, u którego ostatnio byłem. 

 - Idę już na hale. - powiedziałem do Anta, wprowadzając konia na specjalny teren pod zadaszeniem. Wsiadłem na niego sprawnie i zacząłem jechać w kółko, koło balustrady. Po trzech kółkach przyśpieszyłem tempo chodu konia i zrobiłem kolejne koła. 

 - George! - usłyszałem głos Alexa wołającego mnie zza balustrady. Obróciłem głowę w lego kierunku. 

 - Nie teraz! - powiedziałem, jadąc dalej w kierunku przeszkody, którą trzeba przeskoczyć. 

 - Nie założyłeś kasku! - powiedział chłopak trochę za późno. Bez problemu przeskoczyłem ją, lądując zaraz za nią. Powoli podjechałem do niego i wziąłem od niego kask. 

 - Nic mi to nie robi czy jadę z nim, czy bez niego — powiedziałem, zakładając go na głowę. Jeździliśmy razem z Antem przez prawie dwie godziny, kiedy usłyszeliśmy głos naszego trenera. 

 - Chłopaki zmiana. Teraz będą biegać. - powiedział do nas, na co my bez zbędnych słów wyjechaliśmy z hali i odprowadziliśmy konie do zagród. Usiadłem na ławce chcąc nie chcąc obok blondyna. 

 - Jak się czujesz? - usłyszałem jego głos, na co spuściłem wzrok, rumieniąc się delikatnie. 

 - Dobrze już. Dziękuję za nocleg i opiekę. - odpowiedziałem, patrząc w ziemię, nie mając odwagi na niego spojrzeć.

 - Nie ma za co. Zawsze służę z pomocą. - powiedział chłopak radośnie, zaraz po tym wstając. Myślałem, że poszedł, jednak ten stanął przede mną.

- Wypadło ci, jak u mnie byłeś. - dopowiedział, oddając mi moją zawieszkę w kształcie małego, białego człowieczka. 

 - D-dziekuje. - odpowiedziałem, rumieniąc się mocnej, a następnie chowając go do swojej torby. 

 - Ładnie jeździsz. - powiedział, zaraz po tym odchodząc, do który trenera go zawołał. Szybko podniosłem swój wzrok, chcąc mu podziękować, jednak chłopak był już za daleko.   

✅ Pretty boy // Dreamnotfound [Zakończone] ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz