Rozdział 1

459 10 0
                                    

- Co dzisiaj robisz po szkole?

- Nie wiem... może pójdę po Meg- Powiedziałam wciągając frytkę do ust - A co?

- No nic... myślałam, że gdzieś pójdziemy.

- Sue wiem, że chcesz zaszaleć, ale ja naprawdę się dzisiaj źle czuję. Może jutro? - powiedziałam z uśmiechem i najbardziej słodko jak tylko potrafiłam. Sue to odwzajemniła i pokiwała głową. Jest naprawdę słodka i to moja dobra kumpela. Jest wyższa ode mnie, no i może trochę pulchniejsza, ale to ona ma tak zwane "parcie na szkło". Pewnie zawdzięcza to tej swojej uroczej buźce. Nie wiem, ale cieszę się jej szczęściem..., albo czym kolwiek tam. Po przerwie śniadaniowej poszłam na lekje. I tak wytrzymałam 45 minut męki razy osiem plus kilka minut przerw między nimi. Po skończonych zajęciach poszłam do Megi. To moja druga najlepsza kumpela, znam ją trochę dłużej, więc może powinnam nazwać ją swoją przyjaciółką... eee olać to. Naprawdę nie mam dzisiaj do tego głowy.

- Co się stało?! - zapytała wybiegając ze szkoły.

- Nic... poprostu źle się czuje. - no i się spojrzała... Tym wzrokiem mogłaby wszystkich pozabijać, ale nie mnie. Za dobrze się znałyśmy, a ona już wiedziała, że coś nie tak.

- No mów! Wiem, że coś cię gryzie...

- Meg, nie chcę o tym rozmawiać. Miałam po prostu zły dzień. Chodź na kawę bo nie wytrybię dłużej. Głowa mnie napieprza. - rzuciłam. Po czym ona się uśmiechnęła i poszłyśmy do kawiarni.

***

- Hope, musisz coś zrobić z tymi swoimi migrenami! - powiedziała ostro, powoli sącząc kawę.

- Wiem, ale dawno już ich nie miałam. Wszystko jest okey. Kawa pomogła.

- Biegasz dzisiaj?

- Tak. A co, chcesz ze mną?

- No pewnie!

- No wiesz... ale chyba nie powinnam brać cię ze sobą. Ostatnio biegając z tobą widziałam samych facetów z wywieszonymi jęzorami i oglądającymi twoje cycki.

- Oj przestań... - zobaczyłam uśmieszek na jej twarzy i zaczęłam się śmiać. Po chwili też się dołączyła.

- Dobra Meg. Zbieramy się. Muszę jeszcze zajechać do sklepu.

***

Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. 19:12. Zaraz przyjdzie Meg. Przebrałam się w luźne, szare spodnie od dresu, ze ściągaczami na kostkach i brzuchu oraz szary sportowy stanik. Usłyszałam jak ktoś wchodzi do pokoju przez okno. To musiała być ona. Zawszę tak robiłyśmy.

- Ruszaj dupe Hope!

- Ooo. Co dzisiaj taka podekscytowana?! - spytałam zdziwiona.

- Nic... tak poprostu.

- Taa jasne. Widzę jak się czerwienisz.

- No bo wiesz... - zarumieniła się bardziej - bo ponoć, tak jakoś sobię usłyszałam, że jakiś tam koleś, przystojny ma biegać twoją trasą - zaczęłam się śmiać.

- Megan, ty naprawdę nie musisz poświęcać się dla nikogo. Dobrze wiesz, że to oni świrują na twoim punkcie.

- Dzięki Hope, ale i tak spróbuję. - zaczęłyśmy się śmiać, chociaż nie wiem dlaczego. Nic w tym śmiesznego nie było. Mówiłam prawdę. Jest niższą ode mnie, szczupłą, długonogą, cycatą blondynką.

Zaczęłyśmy biec. Skupiłam się na drodze choć czasami myślałami odbiegałam do dzisiejszego dnia. Biegłam zamyślona, aż w coś walnęłam, coś twardego... i ciepłego.

- Hope! Hope! Co ci jest?! - krzyczała Meg. Złapałam się za głowę po czym zrobiłam daszek z moich dłoni by słońce nie wpływało mi do oczu.

- Kurde! Chyba w coś walnęłam.

- Chyba w kogoś. - Odezwał się męski głos. Chłopak podał mi dłoń po czym podniosłam się, a on złapał mnie w talii przytrzymując bym się nie przewróciła. - Nic ci nie jest?

- Nie, w porządku. Dzięki za pomoc. - powiedziałam ze spokojem - A tobie?

- Nie spoko, nic się nie stało. Tak swoją drogą to porządnie we mnie rąbnęłaś - schowałam twarz w dłonie, skrywając swoje zażenowanie.

- Bożee... jak mi wstyd... Naprawdę nie chciałam.

- Spoko. Nie ma o czym mówić. Chyba koleżanka na ciebie czeka.

- A tak. Jeszcze raz dzięki za wszystko. Narazie.

- Do zobaczenia - odpowiedział chłopak z uśmiechem. Podbiegłam do Meg.

- Wracajmy - zaproponowała.

- Ale ja się dobrze czuję.

- Tak,tak. Nic już nie mów. Wracajmy.

- Ale ten chłopak, którego miałaś spotkać...

- Najwyraźniej był tobą bardziej zainteresowany.

- Czy on... to... to znaczy...- powiedziałam jąkając się.

- Tak, to on. Ale ok... po drodzę spotkałam kilku fajnych facetów, a właściwie to ich spojrzenia - zachichotała.

-Nie, nie na pewno tobą był bardziej zainteresowany, ale poprostu przywaliłam w niego z jak sądze wielkim hukiem, co go od ciebie odciągnęło - Meg zaczęła się śmiać.

- Rzeczywiście było głośno. A po za tym myślałam, że będzie blondynem... - puściła do mnie oczko - To nie mój typ. Bierz go! - rzuciła jakby od niechcenia.

- To nie zabawka, nie chcę go. I chwila mówiłaś, że biega moją trasą, tymczasem biegł w przeciwnym kierunku.

- No tak. Nie wiem... może już wracał. Moje źrudło napewno się nie pomyliło... - spojrzała się marszcząc brwi. Machnęłam ręką i pokazałam byśmy wracały do domu.

Tego wieczoru postanowiłyśmy oglądać zabawne komedie pożerając lody. Było całkiem fajnie, biorąc pod uwagę fakt, że od dłuższego czasu nie poświęcałyśmy sobie zbyt dużo uwagi.

HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz