Rozdział 28

115 9 0
                                    

- Jestem! - krzyknęłam, gdy wchodziłam do domu moich przyjaciół. Wakacje zaczęły się już dwa tygodnie temu, a każdy możliwy dzień spędzam właśnie razem znimi. Miki okazał się jeszcze większym crayzolem, Ash jest całkiem spoko. Nie jest taki sztywny jak myślałam na samym początku. Abe jest boska w całym dobrym tego słowa znaczeniu, a Dreak to świetny kumpel, któremu można spokojnie zaufać. Meg wyjechała na całe wakacje z Braianem, a Sue wyjechała do Włoszech. Jej związek z Luckiem nie potrwał zbyt długo, a oni nie chcąc się oszukiwać, że wszystko jest okey postanowili się rozstać.
- Narzeszcie jesteś! - krzyknęła Abe - jeszcze trochę, a umarłabym z tymi tutaj - wskazała na chłopaków
- Gdzie jest Dean?
- Siedzi z Michaelem w warsztacie. Sprawdzają Yamahę.
- Okey. To ja do nich pujdę. - nic nie odpowiedziała tylko kiwnęła głową i wróciła do chłopaków wciskając się między nich. Kiedy przyszłam Dean i Miki skończyli już sprawdzać motor.
- Hej kotek!
- No cześć. - odpowiedziałam chłopakowi i pocałowałam go - cześć Miki - pomachałam drugiemu co on odwzajemnił tym samym.
- Jedziesz dzisiaj z nami?
- Nie dam rady. Mam wrócić na 19 do domu bo mama chce jechać do babci... no i prawdopodobnie nie będzie mnie z jakieś trzy dni... - skrzywiłam się
- O nie... A jak bym ciebię porwał? - spytał z uśmiechem
- Hmm... chyba by to nie wypaliło...
- No to muszę się tobą zadowolić przez te parę godzin... - powiedział rozbawionym głosem i złapał mnie za tyłek sadzając na dużym, metalowym stolem. Podciągnął mi koszulkę i zaczął całować po brzuchu
- No nie przy ludziach! - wybuchnął śmiechem Michael - poczekajcie chwilę już wychodzę.
- Nie Miki. Nic z tego nie będzie! - odsunęłam głowę Deana od mojego brzucha - Idziemy z tobą. - Resztę dnia przesiedziliśmy w domu oglądając jakieś bezsensowne komedie i horrory.

- Tak... nie!... pojebało cię!.... Pieprz się!... Spierdalaj powiedziałem!...
- Kochanie kto to był? - spytałam kiedy Dean odłożył telefon
- Nikt ważny
- Czyli?!
- Rick.
- Nie denerwuj się. To zwykły złamas. Odwieziesz mnie do domu?
- Juuż... tak szybkoo - posmutniał
- Muszę być na 19 w domu, a jest za pietnaście... - pożegnałam się jeszcze ze znajomymi i pojechaliśmy do domu.

- Masz na siebie uważać! - Pocałowałam go lekko w usta
- Tak wiem. - Powiedział - mówiłaś mi to chyba z jakieś dziesięć razy
- Martwię się o ciebie. Najlepiej by było gdybyś wogóle nie startował tylko pojechał ze mną
- Wiesz, że nie mogę
- Tak, tak... no ale kurczę... mam dziwne przeczucia... masz na siebię uważać i tyle!
- Dobrzę będę! - swoją wypowiedź skończył namiętnym pocałunkiem. Poszłam do domu, spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyłam z rodzicami do babci.
- O Fuck!
- Hope! Co się stało?! - zapytała mama
- Bateria mi padła.
- I tak już jesteśmy u babci to podładujesz sobie. - przywitałam się z babcią i ruszyłam do "swojego" pokoju. Szukałam jej wszędzie... dosłownie wszędzie... ale moje gapstwo nie zna granic! Świetnie! Ładowarka została w domu! Całe trzy dni minęły mi bardzo przyjemnie. Babcia piecze pyszne ciasta, więc każde popołudnie było nimi uwieńczone. Spotkałam swojego kolegę Alexa, którego nie widziałam od pięciu lat, więc mieliśmy o czym rozmawiać. Wróciłam do domu pełna pozytywnego nastawienia, które minęło po przeczytanych wiadomościach.
Od Abe: "odbierz ten telefon" "Muszę ci coś powiedzieć :("
"proszę zadzwoń jak najszybciej"
" nie jednak nie. nie dam rady ci tego powiedzieć więc pisze... Dean miał wypadek... zginął :(("
Nie to jakieś żarty. Ale naprwmawdę kto normalny żartuje w taki sposób. Jak przyjadę do Abe to chyba ją zabiję.... a jak mówi poważnie... jak Dean zginął... nie, nie mogę dłużej czekać! Jadę do nich!!!

HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz