Rozdział 16

148 9 0
                                    

Obudziłam się. Poczułam na szyji znajome, przyjemne ciepło. Powoli otworzyłam oczy.

- Buuu! - krzyknął cicho.

- Co ty tutaj robisz? Jak wszedłeś? - pokazał dłonią okno. - Miałeś być o dziewiątej.

- Tak. Ale nie mogłem wytrzymać... A swoją drogą to powinnaś zamykać okno na noc.

- Taaa... a niby czemu?

- A może dlatego, że ktoś może się do ciebie włamać!

- Taak. Oczywiście. Krasnoludki....- powiedziałam ze śmiechem

- No na przykład. Porwą cię do swojej chatki i będziesz im prała, i gotowała.

- A no tak. To brzmi groźnie. Arrr... Pewnie zmuszą mnie do ślubu w LA i do urodzenia im dziesięćiorga dzieci. Hahahaha. Kochany jesteś.

- Ty też. Ale mówię serio. Zamykaj to cholerne okno. - nic więcej nie odpowiedziałam. Wzięłam z szafy ciuchy i poszłam się przebrać. Kiedy byłam gotowa poszliśmy do kuchni

- O Dean. Miło cię widzieć. - mama przywitała chłopaka stojąc przy kuchence i smażąc bekon - A tak wogóle to nie widziałam jak wszedłeś - brunet potarł dłonią kark odsuwając przy tym swoje nienaganne mięśnie i posyłając mamie jeden z tych niewinnych, słodkich uśmiechów - a z resztą... - machnęła ręką - zjesz z nami?

- Tak mamo ZJE.

- Nie. Dziękuje. Jadłem. - i znów zaczął się ze mną droczyć. Czy nie mógłby choć raz odpuścić?!

- Tak. Zje. I koniec. Kropka.

- Ymmm... jaka stanowcza - szepnął mi do ucha

- Hmmm... podba ci się to? - spytałam kusząco. Nie odpowiedział lecz jego oczy pociemniały, a dłonie ścisnął w pięść. Powoli wypuścił powietrze.

- Siadajcie do stołu. Śniadanie. - zawołała moja rodzicielka.

- Mamo... Ja... ja wyjeżdżam na parę dni...

- Hope. - spojrzała groźnie, gdy siedzieliśmy przy stole- gdzie?

- Do Denver.

- Kiedy zamierzasz wrócić?

- Nie wiem... za tydzień... no może za cztery dni... to zależy...

- Hope, co się stało, że podejmujesz takie nagłe decyzje?!

- Nic. Potrzebuję trochę spokoju... Opowiem ci jak wrócę. - Nie usłyszałam odpowiedzi w zamian wstała i podała mi klucze od domku.

- Nie rób nic głupiego.

- Mamo nie chcę się kłucić. Muszę tylko coś przemyśleć.

- Ja też nie chcę... wróć zdrowa... - kiwnęłam głową. Po skończonym posiłku posiłku poszłam po torbę z ciuchami i wyszliśmy z domu.
"Cześć Meg. Nie będzie mnie w szkole przez najbliższe cztery dni. Nie martw się." wysłam wiadomość do przyjaciółki. Ostatnio nie mieliśmy dla siebie czasu, ale postanawiam to nadrobić kidy tylko wszystko się unormuje.

- Oo nie nie. Nie  będziemy jechać tym... czymś... - powiedział wskazując na moje auto, do którego się zbliżaliśmy.

- Masz coś do niego?!

- Taak. I to wiele... - pociągnął moją dłoń. Szłam za nim w stronę jego domu. Otrzymałam odpowiedź od Meg."Co się stało Dupo!! Mam nadzieję, że nic poważnego!" odpisałam niezwłocznie "Spokojnie żonko... Muszę coś ogarnąć. Nie martw się. Napiszę puźniej :*".

Stałam na jego podwórku i wpatrywałam się w to czerwone cudo. To nieziemskie Ferrari F12 TRS.

- I co miałem rację by nie jechać twoim?! - zapytał chichocząc. Poczułam jak zamyka moją buzię od dołu. - Taak. Twoja reakcja jest bezcenna.

- Skąd je masz?!

- Nie ważne.

- No mów!!

- Nie Hope!

- Mieliśmy się poznawać!

-Na to wyjaśnienie przyjdzie jeszcze czas. - odparł stanowczo.

- Okey. Okey.

- To co jedziemy?

- Jeszcze pytasz! - uśmiechnęłam się i wsiadłam do wozu. Naprawdę byłam ciekawa skąd on bierze te wszytkie bryki, ale nie chciałam o tym myśleć. Jechałam by się wyciszyć... by poukładać to wszystko w mojej głowie. Nie potrzebuję narazie kolejnych zmartwień.

HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz