Rozdział 29

99 8 0
                                    

- Abe jesteś!!! - krzyknęłam wbiegając do domu. Byłam roztrzęsiona. Wszędzie była cisza. Nikt się nie odzywał. Nagle z kuchni wyszła dziewczyna. Rozpłakana podbiegła do mnie
- Hope... tak mi przykro...
- Nie Abe! Kłamiesz!... kłamiesz prawda?! - pokiwała przecząco głową, a z oczu popłynęły większe łzy
- Przykro mi...
- Gdzie są chłopacy?! Kiedy to się stało?! Jak?! gdzie?! - pytanie wychodziły same. Były niekontrolowane. Dłużej nie wytrzymałam... wybuchłam płaczem.

Zanosiłam się łzami dobre trzy godziny. Ciągle miałam nadzieję, że dziewczyna mnie kłamie ale słowa chłopaków to tylko potwierdziły.
- Hope... posłuchaj... - zaczął Ash - lekarze robili wszystko co w ich mocy ale obrażenia były zbyt poważne.
- A to kurwa wszystko przeze mnie! - wrzasnął Michael - to kurwa ja! To ja źle sprawdziłem ten motor! To wszystko moja wina!!
- Nie Miki! To nie jest twoja wina! - próbowałam go pocieszyć.
- No a jak myślisz kogo?!... No ja się pytam kogo! - rzucił i wybiegł do swojego pokoju
- Kiedy pogrzeb?
- Jutro... - nie czekałam aż dokończą cokolwiek. Wsiadłam do auta i pojechałam do mamy Deana. Ona na pewno potrzebuje pocieszenia. Jadąc ciągle zadawałam sobie to samo pytania: dlaczego nie zostałam? dlaczego? Nie sądziłam, że nasz pocałunek będzie ostatnim... czułam się koszmarnie...
- Dzień dobry Pani McCarter...- powiedziałam, gdy ujrzałam smutną kobietę z rozmazanym tyszem pod oczami. Od ostatniego naszego spotkania schudła co najmnjej 5 kilogramów. Wyglądała mizernie... wcale jej się nie dziwie... straciła syna. Mojego chłopaka! Nikogo juz nigdy nie pokocham tak jak jego! Moje całe życie legło w gruzach w przeciągu paru minut..
- Wejdź kochanie... - zaprosiła mnie gestem ręki - napijesz się czegoś?
- Nie ja w zasadzie... przyszłam się tylko spytać jak się pani czuje...?
- Ohhh Hope... - wybuchła płaczem - to był mój synuś... mój kochany synek... - przytuliłam ją starając się picieszyć. Posiedziałam z nią godzinę. Zastanawiałam się czy wie dlaczego jej syn zginął, ale nie zadawałam jej tego pytania. Nie mogłam... nie mogłam wydobyć z siebie żadnego głosu. Każde wspomnienie jegi wywoływało u mnie pożądnu ból w sercu... wróciłam do domu. Powiedziałam o wszystkim mamia i ze łzami w oczach poszłam do pokoju. Płakałam całą noc...

HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz