Rozdział 7

171 8 0
                                    

Spojrzałam na zegarek: 6:30. W sumię to miałam jeszczę czas do wyjścia. Postanowiłam, że przygotuję sobię ciuchy do szkoły. Wyjrzałam przez okno. Zbierało się na deszcz. Założyłam luźną, szarą bluzę z kapturem, czarne leginsy i szare trampki. Włosy związałam w wysoką kitkę podpinając i robiąc z równej z moimi włosami grzywki coś na rodzaj grzywek "Pin up girl". Weszłam do kuchni. Mama przyrządzała kanapki.

- O skarbie, wstałaś już? - zapytała.

- Tak, ale już lecę do szkoły. - chwyciłam po drodzę jabłko

- Poczekaj! - krzyknęła mama. Obróciłam się na pięcie i wróciłam do kuchni, spojrzałam na nią pytająco.

- Hope. Muszę wziąć dzisiaj twoje auto. Tata pojechał do pracy, a ja mam jeszczę kilka spraw do załatwienia.

- Okey. - uśmiechnęłam się i usiadłam przy stole.

- Nie będzie ci za zimno w samej bluzie? - ohhh... te matki i ich opiekuńczość.

- Nie mamo. Jest kwiecień... i jest ciepło... i jedyne co może mnie dziś złapać to deszcz... ale wątpię w to.

15 minut później byłam już w szkole. Rozglądałam się po niej szukając twarzy pewnego bruneta. Chciałam z nim pilnie porozmawiać. Nigdzie go nie było. Kiedy lekcje dobiegły końca wyszłam ze szkoły. Szlag by to trafił! Deszcz pada! Zerkam na telefon by zadzwonić do mamy  a tu co?! Czarny ekran. Jeszcze tego brakowało. Poszłam na przystanek. Patrzę na rozkład jazdy i okazuje się, że najbliższy autobus jadący w moją stronę jest dopiero za dwie godziny. O nie! Napewno nie będe tu tak stała. Szłam do domu, z włosów lała mi się woda, a ciuchy miałam przemoczone do ostatniej suchej niteczki. Widziałam rozmazane auta przejeżdżające obok mnie. Po 10 minutach chodzenia po deszczu zauważyłam jak żółty Mercedes Benz AMG GT zatrzymuje się kilka kilometrów przede mną. Z wozu wysiada Dean i podbiega do mnie z bluzą nad głową.

- Hope! Wsiadaj do auta!

- Nie! Nie wiem czy powinnam... - przypomniał mi się sen.

- No chodź, bo będziesz chora. - powiedział miło. Chciałam już zaprzeczyć, ale spojrzałam w jego oczy i wiedziałam, że niczego ode mnie nie chce. Siedzieliśmy w aucie. Po chwili przerwał ciszę.

- Dlaczego zastanawiałaś się czy wejść do ata?

- Dean... nie wiem... nie wiem czy chcę byś wiedział.

- Ale co? No powiedz... - uśmiechnął się zachęcająco.

- Noo, boo... - zaczęłam niepewnie - śniłeś mi się - na jego twarzy pojawił się uśmieszek - ale ty mnie porwałeś. Wywiozłeś do starego domu i ... - zobaczyłam jego przerażone oczy - i próbowałeś mnie chyba zgwałcić. - Schowałam twarz w dłonie, a po policzku spłynęła mi łza - Więc pytam się ciebie Dean, jesteś cholernym, zboczonym, kurewsko przystojnym psychopatą? - zaraz, chwila, czy ja powiedziałam "kurewsko przystojnym"?! O Boże jest mi jeszcze bardziej głupio. Spuściłam głowę z zażenowania. Złapał mnie za brodę, ciągle patrząc na drogę i lekko zerkając na mnie podniósł ją do góry.

- Nie Hope! Nie jestem żadym psychopatą - teraz jego głos się obniżył - zboczony może i jestem...

- Yyy... ja... ja...

- Nie przygryzaj!

- Co?!

- Wargi!

- ohh...- spuściłam głowę.

- Od ostatniego momentu kiedy cię zobaczyłem mam w głowie tysiąc, różnych, brzydkich myśli z Tobą w roli głównej. Ale nigdy! Powtarzam NIGDY bym cię do niczego nie zmusił! - ulga! Czuję się jakby kamień spadł mi z serca.

- Dobrze to słyszeć. - uśmiechnęłam się, po czym spoważniałam - na serio masz aż tyle myśli o mnie? - spytałam. Musiałam wyglądać zabawnie, gdyż zaczął się śmiać.

- Tak Hope! I jak wspomniałem nie są to przyzwoite myśli - o nie! czuję, że moje policzki płoną- A ja naprawdę jestem taki kurewsko przystojny?

- Nie. W ogóle wiesz?! Sam przecież zauważyłeś jak te wszystkie laski się na ciebie gapią.

- Nie, nie zauważyłem... byłem zbyt skoncentrowany tylko na jednej - ostatnie słowa wypowiedział mi na ucho, kiedy zatrzymał auto przy moim domu. Uśmiechnęłam się lekko chichocząc.

- Tak? A która to? Może znam? - zapytałam, drażniąc się z nim.

- Ohh Hope, przecież wiesz, że mówię o... - przerwałam mu swoim głośnym śmiechem - oooo Boże!! Nabrałaś mnie!!

- No coż... tak słodko wyglądałeś.

- Więc podobam ci się?

- NIE. No co ty?!

- TAK, podobam. Lecisz na mnie. Przyznaj to!

- Goń się! - cmoknęłam go w policzek i wyszłam z auta.

HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz