Rozdział 15

188 7 0
                                    

Nacisnęłam na dzwonek, a ten rozbrzmiał po całym mieszkaniu. Drzwi otworzył mi dobrze znany blondyn o czarnych oczach. Były niezwykłe, kontrastujące z jego bujną czupryną. Stał przede mną w samych spadniach, uśmiechając się szeroko.

- Anastazja! Jak ja dawno ciebie nie widziałem!

- Matt! - rzuciłam się w jego ramiona. Mimo, iż miałam do niego tyle pytań to nie mogłam się powstrzymać od gorącego przywitania. - Nie widziałam cię od miesiąca!

- Ja ciebię też nie! Co cię tu sprowadza? - za plecami poczułam czyjąś obecność. Odwróciłam się i złapałam bruneta za dłoń. - Nie mów, że wychodzisz za mąż?! - spytał ze śmiechem.

- Nie debilu! - uśmiechnęłam się od ucha do ucha - To jest Dean. Mój chłopak. - chłopcy uścisnęli sobię dłonie. - No właśnie... a w sprawie tego co mnie tutaj sprowadza too.... Musimy porozmawiać.

- Okey. Wchodzcie do domu. - Skierowaliśmy się do salonu. Usiadłam na fotelu, tuż obok mnie Dean, a Matt naprzeciw nas.

- Zaproponowałbym wam coś do żarełka i picia, ale...

- Daj spokój Matt! Znam cię. Nie masz nic w lodówce i jesz tylko na mieście. Spoko, my nie jesteśmy głodni. - uśmiechnęłam się co on odwzajemnił.

- No tak. Lata znajomości... - odpowiedział

- Mieszkasz z kimś?? - zaczęłam konwersację.

- Nie. Od momentu, gdy pewna dziewczyna mnie zostawiła jakoś nie mogę sobię kogoś znaleźć. - powiedział ze śmiechem

- Maatttt... Debilu mieliśmy po szcześć lat. Nie myślałam o związkach. - wybuchnęliśmy śmiechem. Splotłam swoje palce z palcami Deana.

- Pamiętasz tą zabawę z przed półtora miesiąca?

- Przypomniałaś sobię... - kiwnęłam głową - Anastazja... ja nie chciałem... byłem pijany...

- Ale czego nie chciałeś?! Co się stało?!

- To jednak nie przypomniałaś sobię?...

- Przypomniałam. Ale nie wszystko... ii... dlatego tu jestem... Co się wtedy stało?

- Ana. - zaczął - Chcę byś tylko wiedziała, że to co zrobiłem to... to nie było świadome. Nie wiedziałem co wtedy robię. Byłem pijany. - Głowę miał spuszczoną,więc podniosłam ją za brodę

- Ciii... Matt. Spokojnie. Wierzę ci. Powiedz tylko co się wtedy wydarzyło.

- Stałaś tam. Przy barze. Tak seksowna... Wcześniej zadzwoniła do mnie Kimberly i powiedziała bym szybko przyjechał. Zanim podeszłem do ciebie napiłem się. Na trzeźwo bym się nie odważył. Sączyłaś jakiegoś drinka, którego przyniosła ci ta druga.

- Lana?

- Tak. Lana. Rozmawiałem z tobą i ty... i ty zrobiłaś się taka chętna... zabrałem cię na górę i tam... Ana! Kurwa tak bardzo przepraszam. - podniósł się i kopnął nogą kanapę. Uścisk Dana się zaciśnił.

- Spokojnie... nic nie rób. - szepnęłam mu na ucho.

- Czy ty...? - skierowałam się do Matta.

- Tak Ana! Kurwa bzyknąłem cię wtedy. Nie chciałem tego... ale ty... ty byłaś taka seksowna i chętna... Teraz wiem, że te dwie popierdolone debilki coś dosypały ci do tego drinka!.... Jak ja mogłem być taki głupi. - w tamtym momencie nie wiedziałam co mam myśleć. Nie byłam zła na blondyna, ale nie mogłam tak tego zostawić...

- Matt...

- Wiem Ana. Odebrałem ci to co najważniejsze. Nie zasługiwałem na ciebię. Wykorzystałem cię!

- Nie! Kurwa! Stop! Nie wykorzystałeś mnie. To te szmaty! To one! To ich wina! - moja cała agresja była skierowana na moje tzw. "byłe kumpele". - Nie możesz się winić! Zrozum to!

- Ale... to...

- Zamknij się. Napewno było cudownie. - uśmiechnęłam się. Minęło pół godziny. Wyjaśniłam Matt'owi, że nie winię go za to się stało i, że chcę byśmy zostali dalej przyjaciółmi, a nasze relacje się nie zmienią. To prawda będe miała z tym mały problem. Wkońcu to on pozbył mnie dziewictwa mimo, iż nie byłam tego świadoma.

- To my będziemy się zbierali. Robi się ciemno, a przed nami jeszcze spory kawał drogi. - pożegnałam się z przyjacielem i wyszłam wtulona w Deana. Na dworzu było chłodno,ale to dzięki dobrze zbudowanemu, wysokiemu brunetowi nie odczuwałam tego aż tak mocno. Poprosiłam by w drogę powrotnął to on prowadził. Zauważyłam że jest mu nie wygodnie. No tak, przyzwyczajony jest do sportowych bryk, a mój Mini Cooper do takich nie należał.

- Wybaczysz mu? - spytał. A właściwie burknął.

- Tak. Nie był świadomy tego co robił, a ja... byłam chętna... - posmutniałam.

- Postanawiasz to tak zostawić?

- Nie wiem. Narazię chce z tąd wyjechać.

- Gdzie?

- Do Denver... mamy tam mały domek na uboczu. Z dala od wszysiego... i wszystkich...

- Jadę z tobą. - powiedział stanowczo

- Dobrze. Bądź jutro o dziewiątej nad ranem. - Przez resztę drogi milczeliśmy. Próbowałam poukładać sobię w głowie to co się dzisiaj wydarzyło. Dotarliśmy na miejsce. Dean zachowywał się dziwnie. Pocałowałam go w policzek i odeszłam do domu. Zbyt zmęczona dzisiejszym dniem runęłam na łużko i zasnęłam.

HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz